Strony

sobota, 5 grudnia 2015

Rozdział VI - Uda ci się. Tylko musisz w siebie wierzyć.

Odpowiedzi na wasze pytania:
Maja Samsung - Maju, Maju, Maju.. takie coś już w 5 rozdziale? To nie w moim stylu. Nie będzie tego także w tym rozdziale. Na takie coś możesz sobie poczekać dosyć długo.
Ania Kolimaga, Lauren - Po pierwsze. Lauren. Tak Tom jest biseksualny. Jeżeli się nie mylę będzie o tym w następnym rozdziale. Po drugie.. Na początku nie chciałam, żeby był to TomxAlbus, ale moje plany się zmieniły i tak będzie, ale spokojnie będzie to dopiero w.... no na pewno nie w najbliższych rozdziałach.
DeathDream - Cieszę się, że ci się spodobało i szczerze.. Nie spodziewałam się, że mój styl pisania jest taki hmm... jak to ujęłaś "oryginalny". Opowiadanie na 100% nie zostanie porzucone czy co
ś. Dobra ludzie! Po przeżytych *liczy* kilkunastu lub więcej prawie zawałach. Po wypiciu około miliona herbat. Po wielu godzinach przesłuchanej muzyki. Po wielu godzinach piszących w zeszycie. Po jęczeniu, bo boli mnie szyja. Po zniszczeniu krzesła. Po niesłuchaniu na lekcjach, bo się myślało o rozdziale. Po niewyspanych nocach. Po szantażu Maji (mojej czytelniczki). Po krótkiej żałobie. Po tańczeniu na siedząco do piosenek. Po śpiewaniu piosenek na głos. Po myśleniu cały dzień o rozdziale. Wreszcie jest! Gdyby nie nasza kochana Maja nie dokończyłabym go tak szybko. Nie mam za bardzo czasu, a ona uświadomiła mnie, że święta zbliżają się ogromnymi krokami, więc fajnie by było gdybym wstawiła rozdział. Akurat się trafiło, że nie miałam zadania domowego i zaczęłam bazgrać rozdział. Nie obiecuję, ale postaram się dodać świąteczny one-shot po 24 grudnia, ale nie obiecuję. Przepraszam też, że tak długo nic nie dodawałam, ale jak pisałam wyżej nie miałam czasu. Przepraszam też za wszystkie błędy ortograficzne i interpunkcyjne.
PS. Tak wiem kawałek rozdziału całkowicie zepsułam :/

 


Poczułem, że ktoś szarpie moje ramię.
- Pobudka - usłyszałem wesoły głos.
Odwróciłem się w drugą stronę, ale to nic nie dało, bo zostałem mocno szarpany.

- Scorpius daj mi jeszcze z pięć minut - mruknąłem nie otwierając oczu.
Usłyszałem chichot.
- Severus wstawaj.
- Nie jestem Severus, jestem... ou  - powiedziałem otwierając oczy po czym usiadłem na łóżku i zdałem sobie sprawę, że prawie się wygadałem.
- Jesteś kto? - zapytał głupio Lestrange.
- Sev. Jestem Sev - powiedziałem szybko. - Nie słyszeliście tego co powiedziałem wcześniej? - zapytałem z nadzieją w głosie.
- Nie. Wcale nic nie słyszeliśmy - powiedział Avery z wesołymi ognikami w oczach.
- Gadaj kto to jest Scorpius - zapytał Malfoy.
- Merlinie zachowujecie się gorzej niż dziewczyny... Scorpius to ktoś kto nie powinien was interesować - powiedziałem.
Była to prawda... Raczej... 
- Jak nie chcesz mówić to nie mów - powiedział obronnie Orion. - Nie wiem co w nich dzisiaj wstąpiło.

- Diabeł - powiedział dramatycznym szeptem Abraxas. - Już jutro całkowicie nas nie poznacie. Będziemy czarni jak smoła, mieli czerwone oczy, rogi i ogon... - na końcu dodał więcej tajemniczości.
Spojrzałem na Blacka po czym wszyscy wybuchnęliśmy wszyscy śmiechem.
- A tak w ogóle to, która godzina? - zapytałem.
- 6.30 - powiedział Nott.
- Co?! Jest środek nocy.. Dlaczego mnie o tej porze obudziliście? - zapytałem.
- Mamy dzisiaj na wcześniejszą godzinę, ale kończymy też wcześniej.
- No tak.. Po pierwsze muszę się przyzwyczaić. Po drugie. Wolałbym wstać później i mieć do tej samej co zwykle. Po trzecie.. Pierwszą mamy transmutacje prawda? Zwolnicie mnie z niej? - spojrzałem na nich błagalnie.
- Nie zwolnimy cię. Musisz iść - powiedział Avery, a w jego oczach było coś niebezpiecznego.
Coś się stanie.


Jęknąłem. Zwlokłem się z łóżka i wyciągnąłem z kufra czarną koszulę oraz tego samego koloru jeansy. Szybko się w to przebrałem, zawiązałem krawat na szyi i narzuciłem na siebie szatę po czym wziąłem torbę.
- To idziemy? - zapytałem.
Nie czekając na odpowiedź ruszyłem do Wielkiej Sali. Po kilku minutach się tam znaleźliśmy. O tej porze na śniadaniu w poniedziałki zawsze są szóstoroczni ze Slytherinu i Gryffindoru, którzy mają z nami transmutacje. Oraz nieliczny uczniowie z innych domów, którzy postanowili zjeść wcześniej śniadanie.
Usiadłem na swoim miejscu przy stole Ślizgonów. Zacząłem lekko huśtać się na krześle. Posmarowałem sobie tosta dżemem i zacząłem go powoli rzuć. Spojrzałem na stół nauczycielski. Zmarszczyłem brwi. Nie było tam jednego nauczyciela. Profesora Dumbledore'a... Jasne często jest tak, że nauczyciele idą później na śniadanie, ale Dumbledore jest zawsze o tej godzinie. Nie przestając się huśtać odłożyłem tosta na talerz i spojrzałem na przyjaciół.
- Wiecie dlaczego nie ma Dumbledore'a? - zapytałem.
- To ty nie słyszałeś? - odezwała się Ellen Prince, która siedzi niedaleko. Ma czarne włosy spięte w wysoki kucyk oraz tego samego koloru oczy. - Dumbledore musiał gdzieś wczoraj wyjechać po obiedzie. Mamy zastępstwo z Riddlem - uśmiechnęła się lekko.
W ty momencie straciłem równowagę i razem z krzesłem poleciałem do tyłu na ziemię.
- Nic mi nie jest! - krzyknąłem wstają z ziemi i kiedy podniosłem krzesło usiadłem na nim.
- Żartujesz sobie prawda? - zapytałem.
- Przykro mi tym razem mówię całkowicie poważnie - powiedziała dziewczyna.
Jęknąłem. Położyłem głowę na stole.
- Byłem przygotowany na to, że mamy lekcje z Riddlem jutro, a nie dzisiaj.
- Wczoraj uczyłeś się do OPCM'u - zauważył Nott. 

Poczułem zimne ręce na na moich ramionach. Przez mój kręgosłup przebiegł dreszcz.
- Dlaczego nie masz zamiaru iść na pierwszą lekcje? - zapytał zimy głos.. Riddle'a.
Po raz kolejny zadam to pytanie. Jak długo tu stoi i jak dużo słyszał. 
Podniosłem głowę ze stołu.
- Nie jestem przygotowany - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Słyszałem, że uczyłeś się wczoraj do Obrony.
Czyli to słyszał. - To nie oznacza, że jestem przygotowany. Wręcz przeciwnie jestem nieprzygotowany, a tylko ja wiem w jakim stopniu, a nie mam zamiaru dzielić się tą wiedzą z innymi.
- Jesteś bardzo skomplikowaną osobą, Wilson.
- Jakbym tego nie wiedział - wzruszyłem ramionami po czym spojrzałem na chłopaków. - Wiedzieliście o tym prawda?
- No wiedzieliśmy, ale... - zaczął Nott.
- Cholera - przekląłem przerywając mu.
- Język Wilson - upomniał mnie Riddle, a ja sobie nic z tego nie zrobiłem.
- Czemu mi nie powiedzieliście? - zapytałem.
- Nie chciałbyś wstać...? - zaproponował Lestrange.
- Jesteś bardzo bystry wiesz? Bo przecież to ja was budziłem, a nie na odwrót - sarknąłem.
- Ja tam się cieszę, że nie musieliśmy cię brutalnie budzić - powiedział Avery.
- Gdybyście użyli siły budząc mnie to już dawno wylądowalibyście w Skrzydle Szpitalnym. Chociaż.. Należałoby wam się teraz, ale jest za dużo świadków... Wyżyje się na was na Obronie jak będą pojedynki - wyszczerzyłem się złośliwie.
- Jakie szczęście, że siedzisz z Malfoyem, a nie ze mną - Orion odetchnął z wyraźną ulgą.
- O jak fajnie! - krzyknąłem jak małe dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę.
- Jestem twoim ulubionym kolegą z dormitorium. Nie zrobisz mi nic... Prawda? - zapytał Abraxas.
- Może. Zresztą jak wkurzysz mnie teraz to od razu wylądujesz w Skrzydle Szpitalnym - rozejrzałem się po sali. - Nadal tu pan stoi? - zwróciłem się do Riddle'a.
- Jak widać - powiedział chłodno.
- Nie słyszał pan tego. Prawda? - zapytałem.
- Skoro mówisz o tym, że zamierzasz wysłać swoich przyjaciół do szpitala to słyszałem.
- Jaka szkoda - mruknąłem.
Popatrzyłem znowu na kolegów.
- Wiecie.. - zacząłem. - Mogę się spóźnić na lekcję, bo muszę pójść do podręcznik, bo nie mam go teraz.
- Popatrz! - krzyknął Avery uśmiechając się szeroko. - Akurat wziąłem go ze sobą - dokończył wyciągając mój podręcznik ze swojej torby i podając mi go.
- Dzięki - mruknąłem. - Zrobiliście to specjalnie. Nie powiedzieliście, że mamy zastępstwo, bo
wiedzieliście, że nie będę chciał wstać z łóżka...
- No tak - przerwał Orion. - Było być wczoraj na obiedzie. A co do podręcznika to wiedzieliśmy, że jak pójdziesz po niego do dormitorium to byś z niego nie wrócił.
- Racja. Nie wróciłbym z niego, ponieważ nie chcę mieć lekcji, na której może być trochę sadystycznie czy coś..
-  Sadystycznie to znaczy? - zapytał młody Lord.
On nadal tu stoi? - Jeżeli będą pojedynki ktoś na pewno trafi do Skrzydła Szpitalnego ze złamaną ręką czy coś takiego.
Poczułem jak Riddle zdejmuje dłonie z moich ramion przez co odetchnąłem z ulgą.
- Do mojego gabinetu, Wilson - warknął.
- Dlaczego? - zapytałem.
- Do gabinetu teraz - wysyczał przez zęby.
Powiedziałem chłopakom, że spotkamy się przed klasą. Nie odzywając się do Riddle'a ruszyłem za nim do jego gabinetu.
O co mu do jasnej cholery chodzi! Przecież nic takiego nie powiedziałem.. Prawda?
No oprócz tego, że nie mam zamiaru iść na lekcje. A czy nie powinien iść ktoś jeszcze do jego gabinetu... Tak dla bezpieczeństwa.. Gdyby próbował mnie zabić. 
Nie zauważyłem nawet jak staliśmy przed drzwiami do jego gabinetu. Przełykając ślinę wszedłem do niego za Riddlem.
- Dlaczego kazałeś mi tu przyjść? - zapytałem.
- Zauważyłem, że kultury nie masz wcale już dawno, więc nie musisz mi teraz też tego pokazywać - powiedział znudzony. 

- To czego ode mnie chcesz? - zmieniłem temat.
- Prawdy.
- Czego?!
- Wiem, że kłamiesz. Wątpię, że jesteś tym za kogo się podajesz.
- Jestem Severusem! - krzyknąłem. - Zresztą co ty możesz o tym wiedzieć!
- Wiem, że wiesz o mnie więcej niż ja o tobie.
- Co ty wygadujesz! Nie wiem nic o tobie. Riddle!
Młody Czarny Pan zaczął iść w moją stronę ja zacząłem się cofać. Po kilku krokach uderzyłem plecami o ścianę. Riddle był dość blisko mnie. Oparł swoją prawą dłoń obok mojej głowy. Moje serce zaczęło bić szybciej, oceniłem swoje szanse na ucieczkę. Niestety były zerowe.
Przełknąłem ślinę. 

- Przyznaj się - rozkazał.
- Do czego? - krzyknąłem. - Do tego, że twój wzrok cholernie mnie rozprasza?! Do tego, że kiedy mnie dotykasz ciarki mnie przechodzą i czuję jakbym miał nogi z waty?!  Do tego, że twoja obecność mi przeszkadza? Do tego, że wiem o tym, że to twój bazyliszek zabił tą dziewczynę?!
Doskonale Albus! Brawo! Nie umiałeś trzymać języka za zębami? - C-co? Skąd o tym wiesz?! - po raz pierwszy tego dnia krzyknął.
Mam nadzieję, że jego gabinet jest wyciszony i nikt tego nie słyszy.. - Twoja wczorajsza reakcja wydała mi się podejrzana..
- Każdy nauczyciel by tak zareagował.
- Może i tak - powiedziałem. - Potem wystarczyło tylko poszperać w książkach i znalazłem, że jesteś potomkiem Slytherina.
Brawo dla mnie! Kłamstwo pierwsza klasa! Serio zanim wrócę do siebie to zostanę w tym mistrzem. - Ja nie chciałem zabić tej dziewczyny!
- Jasne - mruknąłem. - Mogę już iść? - zapytałem i nie czekając na odpowiedź wyszedłem z gabinetu po czym skierowałem się do klasy.
Kiedy dotarłem po klasę zauważyłem już wszystkich tam zgromadzonych. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę gum do żucia. Wyciągnąłem jedną i zacząłem żuć, a paczkę schowałem w kieszeni.
Zauważyłem jak Abraxas do mnie macha co na pewno znaczyło "Chodź tutaj". Uśmiechnąłem się i podszedłem do nich.
- Po co kazał ci pójść do gabinetu? - zapytał od razu blondyn.
Szczerze to sam nie wiem.

- Nie ważne.
- O czym rozmawialiście? - dopytywał Malfoy.
No myśl. Co im powiesz? Przecież nie prawdę. 

- O ostatnim zadaniu domowym - wzruszyłem ramionami.
Dziesięć punktów dla Pottera! Pięknie wybrnął z sytuacji. Po niecałych dziesięciu minutach, które przegadałem z chłopakami przyszedł Riddle. Wszedł pierwszy do kwstalasy, a my i Gryfoni za nim. Usiedliśmy tak jak na każdej lekcji z lwami czyli każdy dom usiadł po swojej połowie. Ja miałem "szczęście", że siedziałem z Abraxasem w pierwszej ławce. Plusy tego były takie, że nie na przeciw Riddle'a.
- Oby dwa domy mają ten sam temat, ale przypomnimy sobie patronusy - zaczął Riddle. - Tak jak mówił Wilson na pierwszej lekcji w SLytherinie o patronusach jest to rodzaj pozytywnej siły - czarnowłosy nie mówił nic przez chwilę po czym chytrze się uśmiechnął. - Wilson - powiedział nagle.
- Tsa - spojrzałem na niego znudzonym wzrokiem.
- Powiedz to co mówiłeś na pierwszej lekcji o patronusach.
Serio Tom myślisz, że powiem ci, że nie umiem, ale nie pamiętam? Otóż mylisz się. 

- Patronus to rodzaj pozytywnej siły - zacząłem z satysfakcją starając się patrzeć w oczy przyszłego Lorda. - Dla tych co go wyczaruje stanowi rodzaj strażnika, pewnej tarczy między nim, a dementorem. Żeby zadziałało trzeba przywołać wspomnienie nie byle jakie, ale bardzo szczęśliwe niosące wielką moc. Jest to zaawansowana magia, więc nawet dorosłemu czarodziejowi nie udaje się wyczarować w pełni sprawnego patronusa czyli patronusa cielesnego. Większości na początku nie udaję się nawet mała mgiełka, która mogłaby pokonać jednego dementora. Mam teraz wstać i pokazać mojego patronusa? - spytałem.
- Nie trzeba. Za tydzień będzie test praktyczny - odpowiedział na moje pytanie.
Wzruszyłem ramionami, oparłem głowę o rękę i zacząłem patrzyć w tablicę.
- Tak jak mówił Wilson zaklęcie patronusa to zaawansowana magia dlatego nie zdziwiłem się, że większość z was na pierwszej lekcji nie umiała go wyczarować . Jednak na teście praktycznym mam nadzieje, że każdy z was będzie umiał go wyczarować, bo ocena z patronusa będzie liczona do oceny końcowej.
Zerknąłem na Abraxasa, który zrobił się biały jak papier. Był on jednym z nielicznych, któremu jeszcze nie wychodził patronus. Trzeba będzie przygotować się na to, że będzie mnie prosił, żebym mu pomógł go wyczarować. 

Lekcja minęła bardzo szybko. Riddle cały czas mówił o patronusach i co jakiś czas prosił kogoś kto by coś dopowiedział. Kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę razem z Abraxasem wzięliśmy swoje torby i chcieliśmy dołączyć do reszty współlokatorów, gdy Riddle powiedział:
- Nott, Avery, Black, Lestrange, Malfoy i Wilson do mnie.
Spojrzeliśmy po sobie z szokiem na twarzy. Żaden z nas nie wiedział o co chodzi. Odwróciliśmy się i podeszliśmy do biurka. Chciałem coś powiedzieć, ale wyprzedził mnie Nott:
- Coś się stało profesorze? - zapytał.
Riddle spojrzał na każdego z nas, a wzrok zatrzymał na mnie i powiedział:
- Możesz mi powiedzieć Wilson, dlaczego żułeś całą lekcję gumę?
Serio? Zwracasz mi teraz na to uwagę. Serio teraz? Przewróciłem oczami.
- Wie pan. Chcę mieć świeży oddech, a świeży oddech się przydaję. Dajmy przykład.. gdybym miał się z kimś niespodziewanie całować. Nie byłby to przyjemny pocałunek gdybym nie miał świeżego 
oddechu.
- Niespodziewany pocałunek... Ma pan na myśli całowanie się ze współlokatorem, Wilson? - spytał Riddle.
Zmarszczyłem brwi.
O co mu chodzi... No tak mogła mu donieść osoba, która nas widziała, ale... Coś mi tu nie gra.
 
- O co panu chodzi? - spytałem powoli.

- Powiem szybko. Widziałem jak w sobotę lataliście na miotłach w połowie drogi na boisko quidditcha usłyszałem krzyki i jak byłem dosyć blisko zobaczyłem pana Malfoya całującego się z panem Wilsonem. Za pewne nie mieliście zezwolenia na korzystanie z boiska prawda?
- No tak, ale... - zaczął Orion, ale Riddle mu przerwał:
- No właśnie. Tym razem nie odejmę wam punktów ani nie dostaniecie szlabanu. Jeśli to się powtórzy dostaniecie miesięczny szlaban. A teraz idźcie na lekcję bo się spóźnicie.
Odwróciliśmy się i nie obracając się za siebie szybko wyszliśmy z klasy.

- Dzisiaj rano prosił mnie do gabinetu i mi tego nie powiedział! - krzyknąłem na cały korytarz.
- Ale szczęście w nieszczęściu - mruknąłem.
- Chciał, żeby cała klasa myślała czemu nas wzywa - powiedział po chwilowej ciszy Lestrange.
- Jaki ty bystry - podsumował Orion.

W ciszy poszliśmy na zaklęcia. 

Wreszcie ostatnia lekcja - eliksiry! Ziewając wyszedłem z klasy profesora Binnsa. Na pewno bym zasnął, ale Malfoy co chwilę trącał mnie łokciem, żebym nie spał tylko pisał notatki. Poszłem do lochów pod klasę do i usiadałem pod ścianę przy drzwiach. Wyciągnąłem z torby podręcznik do eliksirów i ziewając zacząłem czytać ostatni temat jaki mieliśmy. Lepiej pamiętać co mieliśmy na ostatniej lekcji, gdyby Slughorn nie miał humoru i zacząłby każdego pytać.
- Jest i nasz kujon - usłyszałem wesoły głos Avery'ego. 

- Nie jestem kujonem - powiedziałem po czym ziewnąłem zasłaniając usta dłonią.
- Ktoś tu się nie wyspał - zachichotał Nott.
- Zgadnij przez kogo - mruknąłem wstając z zimnej podłogi. 

- Tylko nie zaśnij na eliksirach, bo dodasz nie ten składnik co trzeba i będzie katastrofa - powiedział Lestrange.
- Wtedy pójdę do Skrzydła Szpitalnego i tam mi dadzą spać - wzruszyłem ramionami.
- Jesteś tego aż taki pewien? - zapytał Orion.
- Wiesz.. Mi wszystko jedno byleby znaleźć się już w łóżku pod ciepłą kołderką i móc zasnąć - powiedziałem. - A tak w ogóle gdzie byliście? - spytałem.
- Nigdzie - Abraxas wzruszył ramionami. - Rozmawialiśmy sobie.
- Okey - powiedziałem uśmiechając się lekko.
- Severusie - zaczął blondyn.
- Tak?
- Mógłbyś mnie nauczyć zaklęcia patronusa? Ty to umiesz, a mi nie wychodzi. Dodatkowo Riddle powiedział, że za tydzień będzie test praktyczny. I chyba to zaklęcie dosyć wysoko oceniane, a ocena będzie miała wpływ na ocenę roczną.. - Malfoy zaczął szybko mówić.
- Jasne nauczę cię do wtorku - uśmiechnąłem się. - Zaczniemy od dzisiaj. O piętnastej pójdziemy do jakiejś sali.
Zadzwonił dzwonek oznaczający koniec przerwy. Profesor Slughorn wyszedł z klasy i zaprosił uczniów, żeby do niej weszli. Przyznam szczerze. Jest to jedyny nauczyciel, który nie spóźnia się na swoje własne lekcje. Chociaż z tego co słyszałem jak Riddle jest zły też nie spóźnia się na lekcje. Wszedłem do klasy i usiadłem w ostatniej ławce razem z Orionem i Nottem. Eliksiry mamy z Krukonami. Jasne są mądrzy, ale czasem nie pokazują tego.
- Witam wszystkich. Dzisiaj przygotujemy Wywar Żywej Śmierci. Macie na to czterdzieści minut. Otwórzcie podręczniki i do roboty - powiedział, usiadł na krześle za biurkiem i zaczął czytać Proroka Codziennego.
Otworzyłem spis treści w podręczniku po czym otworzyłem stronę z danym eliksirem. Przygotowałem składniki i kociołek. Przeczytałem kilka razy przepis i coś mi się przypomniało.

Profesor Manson mówiła, że w książce nie wszystkie przepisy eliksirów są dobre. Dlatego kazała nam je poprawiać. 
Spojrzałem na książce. Jest to ta sama, którą miałem w moim czasie.
Próbując przypomnieć sobie dobry przepis na ten eliksir przygryzłem w skupieniu wargę. 

Wycierając spocone czoło pod koniec lekcji jako jedyny miałem dobrze zrobiony eliksir. Przecież ten eliksir musi być czarny, a nie jak granatowy jak ma większość czy nawet różowy.
Profesor Slughorn chodził po klasie o sprawdzał każdy kociołek. Po czym mruczał coś niezrozumiałego pod nosem i kręcił głową. Kiedy znalazł się przy ławce, w której siedzę połknąłem ślinę. 

- Doskonale Severusie! Jako jedyny zrobiłeś dobrze eliksir. Jedna kropla mogłaby zabić każdego z nas. Dostajesz Wybitny i piętnaście punktów dla swojego domu. Dlatego, że dobrze przyrządziłeś wywar - uśmiechnął się lekko.
Zadzwonił dzwonek na przerwę.
- Jak ty to zrobiłeś? - zapytał Orion kiedy szliśmy do Wielkiej sali na obiad.
- Skąd mam to wiedzieć - mruknąłem wzruszając przy tym ramionami.
- Zrobiłeś jako jedyny dobrze! JEDYNY! - krzyknął Nott.
- To znaczy, że każdy kto był na lekcji źle coś przeczytał - uśmiechnąłem się lekko wchodząc do Wielkiej Sali.
Kiedy tylko się w niej znalazłem mój brzuch zaczął wołać o jedzenie głośno burcząc. Współlokatorzy spojrzeli na mnie, a ja z uśmiechem powiedziałem: 

- Wczoraj nie jadłem obiadu ani kolacji. Dzisiaj na śniadanie prawie nic nie zjadłem. To cud, że jeszcze na nogach stoję.
Poszedłem do stołu Slytherinu i usiadłem na swoim miejscu. Nie patrząc na to co jest wokół mnie nakładałem wszystkiego po kolei na talerz. Sam nie wiedziałem co jem i jakoś szczególnie się tym nie interesowałem. 


Było przed 15.00. Już dawno zrobiłem zadanie, więc teraz czytałem książkę w pokoju wspólnym. Czekaj, stop! Próbowałem. Zazwyczaj cichy pokój wspólny był dzisiaj głośny tak bardzo, że nie dało się tu skupić. Podejrzewam, że dodano czegoś do jedzenia. Teraz to marzyłem tylko o łóżku.. Ciepłym łóżku w cichym dormitorium..
- Idę spać - mruknąłem ziewając po czym zamknąłem książkę.
Trzymałem ja w ręku kiedy wstawałem z kanapy.
- O nie mój panie - usłyszałem głos Malfoya, który złapał mnie za nadgarstek i odwrócił twarzą do siebie. - Miałeś mnie uczyć zaklęcia patronusa.
Jęknąłem.
- Zupełnie o tym zapomniałem - położyłem książkę na stoliku. - To chodźmy teraz. Im szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy.
Wyszedłem z Abraxasem z pokoju wspólnego i poszliśmy do klasy od Obrony. Kiedy byliśmy na środku sali powiedziałem:
- Znasz zaklęcie. Spróbuj teraz wyczarować patronusa.
- Wiesz, że nie umiem - mruknął. - Expecto Patronum - powiedział, a z różdżki, którą wcześniej wyciągnął nic się nie wyłoniło.


Nie pojawiła się nawet mała mgiełka.
- Więcej wiary w siebie. Spróbuj jeszcze raz - uśmiechnąłem się pocieszająco.
Abraxas spróbował jeszcze raz, ale nic się nie stało.
- On wymaga ode mnie niemożliwego - powiedział załamy opierając się o najbliższą ławkę.
Zrozumiałem, że ''on'' to Rddle.
Usiadłem na jednej z ławek.
- Na pewno masz jakieś szczęśliwe wspomnienie - zacząłem. - Nie może być to pierwszy lot na miotle, czy dostanie listu z Hogwartu. Są one za słabe. Nie wiem.. Może pierwszy pocałunek z twoją pierwszą dziewczyną, albo coś co robiłeś z resztą i na samo wspomnienie robisz się szczęśliwy - uśmiechnąłem się lekko.
Malfoy chwilę nad czymś zastanawiał po wyprostował się i wyciągnął różdżkę przed siebie.
- Expecto Patronum - powiedział spokojnie.
Z różdżki wyłoniła się mała mgiełka.
- Brawo! - krzyknąłem. - Tylko musisz sobie przypomnieć silniejsze wspomnienie i się uda - uśmiechnąłem się szeroko.
Blondyn stał przez chwilę z opuszczoną różdżką po czym znowu ją uniósł i krzyknął:
- Expexto Patronum!
Z różdżki wyłonił się koń. Był to piękny patronus.
- Wow - szepnąłem.
- Udało się! - krzyknął. - Udało! Dzięki tobie!
- Nie ma za co - powiedziałem powoli.
Byłem z niego i siebie dumny.