Strony

sobota, 3 grudnia 2016

Rozdział XVI - Rezydencja Riddle'a


Już kolejnego dnia siecią fiuu przeniosłem się do rezydencji Riddle'a razem z nim, oczywiście. Jeżeli o mnie chodzi, serio wolałbym marznąć na dworze w ferie świąteczne niż spędzać je u Riddle'a. Naprawdę dziwnie się czuję stojąc na dywanie w salonie mojego nauczyciela z kufrem w ręku. Wolałbym zostać zakopanym żywcem niż tutaj stać, naprawdę.
Nie rozumiem dlaczego nie mogłem na ferie świąteczne zamieszkać u Dumbledore'a. Chociaż on wie jaką mam misję, więc mógł to uknuć. A Tom jest cholernym kłamcą! Mówił, że rzekomo nie wie po co mam iść do dyrektora, a tam dowiedziałem się, że dyrektor razem z NIM zdecydował się na zamieszkanie u NIEGO.
Jednak cieszę się z tego jak postąpili chłopcy i Jeff. Kiedy mnie znaleźli od razu pytali o co chodzi, a ja wszystko im powiedziałem. Współlokatorzy najpierw uznali, że zauważyli zmniejszoną liczbę punktów i powiedzieli, że mi zazdroszczą, ponieważ będę w domu mega gorącego i przystojnego nauczyciela. Jeff wtedy im przypomniał, że Riddle jest moim najmniej lubianym nauczycielem, zresztą mam chłopaka. W obu czasach, co prawda, ale nie ważne.
Salon był dosyć duży. Górują tu kolory bieli i czerni. Białe są ściany, a czarne meble. Skrzaty domowe mają za pewne dużo sprzątania, bo kurz bardzo widać na ciemnych meblach. Stoję tyłem do kominka na czarnym, puchatym dywanie. Otrzepałem się z popiołu pod krytycznym wzrokiem nauczyciela i odszedłem od kominka.
- O 17.00 jest kolacja - powiedział brunet. - Jeden z moich skrzatów cię oprowadzi. Błyskotka! - zawołał, a obok niego przeteleportował się skrzat.
Jego nos wyglądał jak ziemniak, a uszy były szpiczaste, oczy miał duże, zielone. Wyglądał jak typowy skrzat domowy. Ubrany był w czarne lakierki i fartuszek. Na prawdę ładnie wyglądała.
- Błyskotka zaprowadzi ciebie do pokoju. Masz się przyszykować na kolację i rozpakować. Na kolacji powiem wszystko co musisz wiedzieć - powiedział do mnie, a potem zwrócił się do skrzata. - Zaprowadź pana Wilsona do pokoju dla gości, a potem przyprowadź na kolację.
- Tak jest, sir - powiedziała skrzatka.
Miała ona naprawdę piskliwy głosik.
Sam Riddle wyszedł z salonu, a ja zostałem ze skrzatką.
- Paniczu Wilson proszę za mną - powiedziała, a ja się skrzywiłem.
Nie lubiłem być nazywany 'paniczem'. Tak samo nie lubiłem być nazywany po nazwisku, nie ważne czy prawdziwym, czy nie.
Nie zwracałem uwagi na pomieszczenia, które mijaliśmy tylko szedłem za skrzatką i myślałem o tym, jak mam zmienić Riddle'a w kogoś, kto nie będzie mordercą setki, tysięcy ludzi. To przecież jest niewykonalne.
Zorientowałem się, że już jestem w pokoju. Był on duży. Naprzeciw drzwi, stało dwuosobowe łóżko z baldachimem. Meble były ciemnego koloru, a ściany były błękitne. Po obu stronach łóżka stały szafki nocne. Przy jednej ścianie stał regał z książkami, a na ścianie naprzeciw były drzwi, zapewne do łazienki. Niedaleko łóżka było duże, z szerokim parapetem okno, z którego było widać na wrzosowiska.
- Paniczu Wilson, proszę się przyszykować na kolację. Będę tu za piętnaście minut - oznajmiła skrzatka i teleportowała się z pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi i kufer dałem na łóżko. Po prawej stronie drzwi wejściowych stała duża szafa. Szybko wyciągnąłem ciuchy z kufra i dałem je do szafy.
Chciałem się odświeżyć, więc poszedłem do łazienki. Była ona czarno-biała tak samo jak salon. Miała i prysznic, i wannę. Zdecydowałem się na szybki prysznic. Po prysznicu, wytarłem się miękkim białym ręcznikiem, a że nie wziąłem ze sobą cuchów przewiązałem go na biodrach i wyszedłem z łazienki zmierzając do szafy.
Przed szafą uznałem, że ubiorę czarne, obcisłe jeansy i szarą bluzę z kapturem. Kiedy skończyłem się ubierać do mojego pokoju teleportowała się Błyskotka.
- Paniczu Wilson, czas na kolację - kiwnąłem głową i razem z nią poszedłem do jadalni.
W jadalni czekał na mnie Tom. Usiadłem na przeciw niego i czekałem, na pozwolenie, żeby zacząć jeść. Chociaż to naprawdę dziwnie brzmi, nie chciałem zacząć jeść, bez zgody właściciela rezydencji.
- Przebierz się - powiedział kiedy na mnie spojrzał.
- Co? - oburzyłem się.
- Słyszałeś. Nie chcę ciebie widzieć w tej bluzie. Ubierz na siebie coś odpowiedniejszego.. koszulę z krawatem - powiedział.
- Popierdoliło cię - szepnąłem kiedy wychodziłem z jadalni i poszedłem do swojego pokoju.
Na mózg mu chyba padło. Po co mam nosić koszulę i krawat u niego w domu. Przecież to jest mundurek szkolny! Zdjąłem bluzę i zacząłem ubierać koszulę. Przekląłem kiedy nie umiałem zapiąć guzików, bo ręce mi się trzęsły z wściekłości. Kiedy tego dokonałem sięgnąłem po krawat i próbowałem go zawiązać. Zwykle potrafię wiązać krawat, ale teraz ręce nie chciały mnie słuchać. Warknąłem i spróbowałem od nowa. Niestety nie udało się. Było mnóstwo prób zawiązania tego przeklętego krawatu, ale nigdy się nie udało. Ktoś otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Zajrzałem na tego "ktosia" i nie był to nikt inny niż Riddle.
- Nawet krawatu zawiązać nie umiesz - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
- Potrafię - warknąłem. - Tylko przez to, że mnie zdenerwowałeś ręce mi się trzęsą.
Tom zaczął iść w moją stronę, a ja szedłem do tyłu, aż uderzyłem o ścianę. Brunet patrzył na to wszystko z wrednym uśmieszkiem.
Podszedł do mnie i pochylił się nade mną.
O Boże zapach jego perfum jest idealny pomyślałem, kiedy poczułem jego perfumy.
Swoje kolano dał między moje uda, przez co sapnąłem.
Wziął w ręce mój krawat i zaczął go wiązać. Za każdym razem kiedy przypadkiem mnie dotknął, po moim ciele przechodziły dreszcze, a za każdym razem kiedy "przypadkiem" poruszył nogą mój członek stawał się coraz twardszy.
Po jakimś czasie byłem pewny, że ja jestem czerwony jak piwonia, wybrzuszenie w moich spodniach widać, a on czuje mojego przyjaciela na swojej nodze.
Kiedy skończył wyszedł z pokoju uśmiechając się pod nosem.
Przeklinając go w myślach, poszedłem na kolację do jadalni. Usiadłem tak jak przedtem, naprzeciw niego.
- W tym domu nie możesz się teleportować, są na niego założone zaklęcia antyteleporcyjne.
Kiwnąłem głową.
- Możesz spokojnie jeść - powiedział, kiedy zauważył, że nic nie jem.
Nałożyłem naprawdę mało ziemniaków i sałatki. Do tego wziąłem malutki kawałek udka kurczaka. Nie chodzi o to, że nie byłem głodny. Po prostu od jakiegoś czasu mało jadłem, a gdybym teraz zjadł za dużo to nie potrafiłbym zasnąć i bolałby mnie brzuch. Nie chcę ryzykować. 
Po kolacji Riddle siedział, o zgrozo, obok mnie i czytał Proroka Codziennego popijając przy tym kieliszek czerwonego wina.
- Zauważyłem, że ostatnio spędzasz dużo czasu z panem Davisem. Coś was łączy? - zapytał nie odwracając wzroku od gazety.
- Jest moim chłopakiem - powiedziałem.
Nauczyciel spojrzał na mnie.
- Ale czy naprawdę coś do niego czujesz? - zapytał.
Czy on teraz próbuje bawić się w psychiatrę?
- Nie wiem - wymamrotałem.
- Wy nastolatki nic nie wiecie - sarknął. - Ale czy gdybyś go naprawdę kochał nie stanąłby ci przez twojego nauczyciela, prawda?
Teraz to mnie zatkało. Za każdym razem kiedy otwierałem usta, aby coś powiedzieć od razu je zamykałem.
- To twoja wina - warknąłem.
- Zwalaj wszystko na swojego nauczyciela - prychnął. - Ale czy to nie przez pana Davisa? Przyznaj się, kiedy ostatnio dogadzaliście sobie seksualnie? Czuje twoją frustracje seksualną - pochylił się bliżej mnie.
- My.. my nie chcemy... - zacząłem.
- Obaj dobrze wiemy, że doskonale tego chcesz...
Nie słuchałem już tego co mówił brunet. Jego twarz była blisko mnie. Malinowe usta się ruszały, coś mówiąc. Bez namysłu pocałowałem nauczyciela.
On na początku był zaskoczony, a potem zaczął oddawać pocałunek. Kiedy zabrakło nam tchu i oderwaliśmy się od siebie uciekłem jak tchórz, którym byłem, do pokoju. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz