Strony

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział III - "To mój cholerny nawyk!"

Odpowiedzi na wasze komentarze: 
Maja Samsung - Według mnie ten zwrot "przeczesał dłonią włosy" jest wtedy kiedy powinien. Nie będą mu się włosy przetłuszczały, bo Malfoy'a to w tym rozdziale wkurzy i mu "zabroni" tak robić. Ty jako jedyna dałaś kilka nazw. Ja wybrałam ta najdłuższą, bo jest fajna i zabawna, ale ją trochę zmieniłam. Więc ich "grupa" będzie od dzisiaj" SSSpwSS czyli - Stowarzyszenie Synów Szatana pod wezwaniem Salazara Slytherina.. Trochę dużo "s". 
Ania Kolimaga - Wiedziałam, że będą błędy! Rozdział na szybko przepisywałam z mojego zeszytu dotyczącego tego bloga, ale coś tak po kilka razy zmieniałam. Myślisz, że Al powinien zając się misją? Ja sama nie wiem kiedy młody Potter weźmie na poważnie tą misję. 
Reszta ważnych informacji: 
Przepraszam za to, że tak długo nie pisałam rozdziału, ale w lipcu miałam mało czasu. I tak wiem popsułam końcówkę, ale miałam taki pomysł na to tylko miałam coś dodać, ale zapomniałam co. Przykro mi. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Czy u was też jest tak gorąco? Mam również nadzieję, że wybaczycie mi za błędy jeżeli wystąpią, bo przecież każdemu się może zdarzyć.
^^^ 
Kiedy rano byłem pomiędzy snem, a jawą zdałem sobie sprawę, że - niestety - jest wtorek. Jakie ja mam parszywe szczęście! Niechętnie wygramoliłem się z łóżka. Pierwsze co zrobiłem to zobaczyłem, która godzina. Jeszcze lepiej! Wstałem o 6.30, a nie jestem zmęczony. Może to powód tego, że w moim prawdziwym czasie jeszcze dwa dni temu kończyłem rok szkolny? Poszedłem szybko do łazienki. Umyłem zęby oraz wziąłem szybki prysznic. Ręcznik przewiązałem w pasie, bo na moje nieszczęście nie wziąłem ze sobą ubrań. Wyszedłem z łazienki i szybko ubrałem się w niebieskie obcisłe jeans'owe spodnie i białą koszulę. Krawat w barwach mojego domu luźno zawiązałem na szyi. Może gdyby "wysłano" Jamesa byłby bardziej uważny... Dobra  z tym przesadziłem. Może jest ode mnie starszy i mądrzejszy, ale już chyba wiem z jakich powodów wysłano mnie:
Po 1. Tiara umieściłaby go w Gryffindorze przez co nie umiałby tak bardzo zbliżyć się do Toma jak ja.
Po 2. Mój braciszek jest trochę nierozważny. Już dawno wymknęłoby mu się o Śmierciożercach i w ogóle.
Siedziałem na łóżku i patrzyłem na śpiącego Malfoya. Był tak podobny do swojego prawnuka. Na myśl o Scorpiusie poczułem lekkie ukłucie w sercu. Wstałem z łóżka i zacząłem szperać w kufrze. Stwierdziłem, że nie mam ani peleryny niewidki, ani Mapy Huncwotów. Mapy jeszcze nie wymyślono , a pelerynę... Ma mój pradziadek.
Westchnąłem i wziąłem pierwszą lepszą książkę jaka leżała na ziemi. Wspomniałem już, że w naszym dormitorium jest mega bałagan? Nie? To teraz już wiecie. Książka prawdopodobnie należała do Oriona. Położyłem się na plecach i zacząłem czytać.
Po jakiś piętnastu minutach chłopcy zaczęli wstawać.
- Kto ci pozwolił ją czytać? - zapytał Orion kiedy się rozbudził.
A nie mówiłem, że to jego książka? - Sam sobie pozwoliłem. - wzruszyłem ramionami wstając z łóżka. - Po za tym spaliście, a ja nie wolałem was nie budzić. I no.. Nudziłem się. - dokończyłem i oddałem książkę Black'owi.
Malfoy, który właśnie wyszedł z łazienki, stanął przede mną i oznajmił:
- Zastanawiam się czy nie przyjąć ciebie Severusie do SSpwSS.
- SS-czekaj co?! - zapytałem.
- Stowarzyszenia Synów Szatana pod wezwaniem Salazara Slytherina. - powiedział uśmiechając się.
- Kto wymyślił nazwę? - zapytałem wiedząc, że to jakaś grupa podobna do "Huncwotów".
- Ja. - Malfoy uśmiechnął się szeroko.
- Nie no. Powiedziano mi, że nie jesteś bystry, a tu proszę! - krzyknąłem, a Nott zaczął dusić w sobie śmiech.
Malfoy gdyby chciał nie umiałby przybrać maski obojętności.
- Kto ci coś takiego powiedział. - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Profesor Riddle. - wzruszyłem ramionami, a Nott zaczął się histerycznie śmiać. Lestrange spojrzał na mnie pytająco. - No wczoraj u niego w gabinecie. Powiedziałem, że punkty można nadrobić na lekcjach, a on odpowiedział cytuje: "Pan Malfoy nie jest zbyt bystry" koniec cytatu. Potem ja palnąłem coś o idealności i perfekcji. - uśmiechnąłem się szeroko.
Blondyn westchnął i zrzucił mokry ręcznik, który miał przewieszony na ramionach, na ziemię.
- Tak w ogóle powiedz nam jakim zaklęciem strzeliłeś wczoraj w Lestrange'a? - zapytał Avery siadając na łóżku.
- I dlaczego we mnie? - stęknął Lestrange.
- Po pierwsze strzelałem na oślep. Po drugie idźcie do biblioteki tam znajdziecie to zaklęcie. - uśmiechnąłem się chamsko.
- Ale jesteś. - mruknął Nott co przypomniało mi o kłótniach z Jamesem, albo Lily kiedy byliśmy mali.
- Wiem, wiem. - wyszczerzyłem się i rozejrzałem się po pokoju.
Na ziemi porozwalane były brudne ubrania i ręcznik. Pergaminy, pióra, książki i puste butelki po atramencie.
- Moglibyście tu chociaż posprzątać, bo nie da się nawet chodzić. - powiedziałem.
- Ale nam się nie chcę. - jęknął Black.
Westchnąłem głośno po czym wyciągnąłem różdżkę z kieszeni. Machnąłem nią w skomplikowany sposób kilka razy w powietrzu. Wszystko co leżało na ziemi albo nie było na swoim miejscu tam się właśnie znalazłam.
Uśmiechnąłem się z zadowoleniem z efektu.
- Naucz nas tego. - powiedział Nott kiedy otrząsnął się z szoku.
- W życiu! - zachichotałem. - Znajdźcie w bibliotece. - dodałem po chwili.
- Jesteś okropny. - podsumował Avery.
- Wiem, wiem. - machnąłem lekceważąco ręką. - Chodźmy na śniadanie, bo się spóźnimy.
Avery, Nott, Lestrange i Orion szybko przebrali się w mundurki, a do mnie podszedł blondyn i zacisnął krawat tak, że nie był już luźno zawiązany.
- Oszalałeś?! - krzyknąłem. - Zacznę się przez ciebie dusić. - dodałem.
Chłopcy patrzyli na mnie jak na idiotę po czym zaczęli się śmiać.
- Tom nie toleruje kiedy Ślizgoni nie są schludne ubrani. na przykład kiedy mają luźno krawat, albo koszula im wystaje. - powiedział Malfoy.
- Cholerny Riddle. - przekląłem.
Wziąłem torbę i wyszedłem za chłopakami. Na schodach rozwiązał mi się but, więc nie śpiesząc się zawiązałem go i poszedłem na śniadanie. Chłopcy siedzieli na swoich miejscach. Malfoy zostawił dla mnie wolne miejsce. Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do nich, Malfoy miał na talerzu tost z dżemem truskawkowym, więc gdy bylem koło niego wziąłem go i usiadłem na swoim miejscu.
- Ej oddaj mi mojego tosta! - krzyknął blondyn.
- Teraz jest mój. - uśmiechnąłem się chamsko po czym ugryzłem.
- Ale był mój. - Abraxas popatrzył na mnie władczo.
- Uspokój się prefekcie zrobisz sobie nowego. - dałem mu kuksańca w ramię.
Malfoy wymamrotał pod nosem coś o godności po czym wrócił do jedzenia tosta.
- Zauważyliście jak jego odznaka błyszczy? - zapytałem reszty.
Wzruszyli ramionami.
- Ab mam pytanie. - powiedziałem.
- Dajesz. - mruknął blondyn patrząc na swój talerz.
- Polerowałeś odznakę przez całe wakacje? - chłopcy i kilka osób siedzących dalej parsknęło śmiechem. - Żartuje. - dodałem widząc minę blondyna, która mówiła "Powiedz coś jeszcze, a strzelę Avadą."
- Co dzisiaj mamy pierwsze? - Black w porę zmienił temat.
- Opiekę nad magicznymi stworzeniami. - powiedział Avery po chwilowym zastanowieniu.
- Kurczaki. - powiedziałem cicho patrząc na zegarek.

- Coś się stało? - zapytał Lestrange.
- Nie tylko za pięć minut zaczynami lekcje. - powiedziałem.
- Co?! - krzyknął Nott.
- No. Chodźmy, bo się spóźnimy. - powiedział Blondyn.
Szybko wyszliśmy z Wielkiej Sali i skierowaliśmy się na polanę przed Zakazanym Lasem gdzie mieliśmy mieć zajęcia. Przeczekaliśmy niecałe pięć minut rozmawiając o tym co może być na dzisiejszej lekcji. Po chwili przyszedł młody mężczyzna. Miał około 30 lat. Był chudy i wysoki, ale przez jego szatę czarodzieja było widać mięśnie. Miał ciemniejszą karnacje co kontrastowało się z jasnoniebieską szatą, blond włosy i niebieskie oczy.
- To jest profesor Smith. - szepnął mi do ucha Nott.
- Cisza! - krzyknął mężczyzna. -Podejdźcie bliżej. Dzisiaj będzie niesamowita lekcja. - powiedział.
Klepnął ręką o swoje udo i na polanę przybiegło piękne zwierzę/ Było pół orłem, pół koniem.
Hipogryf. - Ktoś mi powie co to za zwierzę? - zapytał.
Zgłosiłem się. Ba! Zgłosiłem się jako jedyny. Złapałem zdziwione spojrzenia Gryfonów oraz Ślizgonów.
- Jest to hipogryf. Pół orzeł, pół koń. Niektórzy zamiast nazywać je hipogryfami, nazywają gryfami. - powiedziałem patrząc na Gryfonów. - Chcę jeszcze dodać, że są piękne.
- Doskonale piętnaście punktów dla Slytherinu. Tak to jest hipogryf ten ma na imię Kasztanek. - mówił, ale ja już go nie słuchałem.
Spojrzałem na chłopców, którzy byli podekscytowani. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc o co im chodzi.
- Nadrabiasz nam punkty. - szepnął Nott.
- Dobrze wiedzieć. - mruknąłem.
- Straciliśmy dwieście punktów za to, że zrobiliśmy kawał babie od zaklęć. - dopowiedział Lestrange.
Popatrzyłem na nich zdziwiony.
- Dobra opowiecie kiedy indziej. - szepnąłem.
- Hipogryfy to bardzo honorowe zwierzęta. Kiedy je się obrazi może tę osobę zabić. Ktoś może wie jak podejść do hipogryfa? - zapytał profesor. 

Zgłosiłem się. Znowu.
- Mówią, że hipogryf powinien zrobić pierwszy ruch co jest po części prawdą, bo hipogryfy pozwalają się dotknąć. Trzeba podejść do gryfa, ale nie za szybko za blisko , bo to może rozzłościć zwierzę. Powinno mu się patrzyć w oczy i nisko ukłonić. Jeżeli się odkłoni można je pogłaskać, jeżeli się nie odkłoni trzeba szybko  to trzeba szybko uciekać może tego kogoś zabić, albo w najlepszym przypadku złamać rękę. - uśmiechnąłem się lekko. 

- Kolejne piętnaście punktów dla Slytherinu! - krzyknął nauczyciel, a chłopcy bardziej się ucieszyli niż przewidywałem. - Rzeczywiście nasz nowy uczeń ma rację. To może chciałby ktoś poglaskać hipogryfa? - zapytał. 
- Ja mogę. - powiedziałem bez entuzjazmu.
Nauczyciel tylko szeroko się uśmiechnął. 

Dałem torbę na ziemię po czym zdjąłem szatę i dałem ją na torbę przez co zostałem w koszuli i jeansy'ach. Przeczesałem włosy palcami. Dziewczyny westchnęły.
To się zaczyna robić nudne.
-
Spisałeś już testament? - usłyszałem męski głos, a osoba, która to powiedziała stoi po stronie Gryffindoru.
- Zginę tylko wtedy jak za szybko nie odbiegnę. Zresztą jak umrę pewne osoby będą zachwycone. - powiedziałem.
I prawdopodobnie znajdę się szybciej w domu. - Widzisz Potter on nawet do śmierci podchodzi bez powagi. - wtrącił się blondyn.
Znieruchomiałem. Właśnie prawie pokłóciłem się z moim pradziadkiem.
Wow.Wziąłem głęboki oddech i powoli podszedłem do hipogryfa. Patrzyłem mu prosto w oczy i ukłoniłem się nisko. Kasztanek nie wykonał żadnego ruchu, więc pochylony nisko poszedłem kilka kroków do tyłu. Pół orzeł, pół koń odkłonił mi się. Uśmiechnąłem się lekko i wyprostowałem.
- Możesz go pogłaskać. - powiedział nauczyciel, a ja skinąłem głową.
Wyciągnąłem rękę do przodu i powoli, bardzo powoli zacząłem iść w stronę gryfa co jakiś czas się cofając, bo szedłem za szybko. Po jakiś pięciu minutach byłem przy Kasztanku. Ślizgoni klaskali z mojego wyczynu, a ja głaskałam magiczne zwierzę.
- Chyba pozwolił żebyś go dosiadł. - stwierdził profesor.
- Co?! - zapytałem.
Nauczyciel wyczarował stopień. Stanąłem na niego, a następnie wszedłem na gryfa.
- Złap się mocno tylko mu nie powyrywaj piór, bo one tego nie lubią. - powiedział i klepnął zwierzę w zad.
Złapałem się szybko za jego szyje bojąc złapać się mocniej. Hipogryf rozbiegł się po czym rozłożył skrzydła i zaczął lecieć. Od razu uświadomiłem sobie, że na miotle lata się o wiele lepiej i pewniej.
Lecąc na hipogryfie przy każdym ruchu skrzydeł miało się wrażenie, że się spadało, gdyż zad zwierzęcia leciał niebezpiecznie w dół.
Lecąc na miotle leciało się prosto bez żadnych tego typu "niespodzianek".
Na Kasztanku przeleciałem nad Zakazany Lasem, błoniami i wieżami zamku. Muszę przyznać, że było to niesamowite przeżycie.  Kiedy wracaliśmy na polanę Kasztanek pochylił się niebezpiecznie w przód, a ja automatycznie złapałem się mocniej zwierzęcia bojąc się, że spadnę. Hipogryf wylądował bezpiecznie przez co odetchnąłem z ulgą, a następnie zeskoczyłem z grzbietu stworzenia. Ślizgoni klaskali. Uśmiechnąłem się lekko i podszedłem do Oriona i reszty.
- To było niesamowite. - powiedział podekscytowany Lestrange.
- Nic takiego. - machnąłem lekceważąco ręką ubierając szatę i zakładając torbę na ramię.
- Koniec lekcji. - oznajmił Smith.
Ślizgoni poszli na transmutacje.
Ostatnią lekcją szóstej klasy Slytherinu była Obrona przed czarną magią.
- Fajnie by było gdyby dzisiaj były pojedynki. - stwierdził Avery.
- Dlaczego tam bardzo ci na tym zależy? - zapytał Lestrange.
- Chciałbym zobaczyć jak dobry jest nasz nowy uczeń. - Avery wyszczerzył się i poczochrał mi włosy.
- Nie. Dotykaj. Moich. Włosów. - warknąłem wyciągając różdżkę, którą skierowałem na gardło Ślizgona.
Mogło to wyglądać trochę dziwnie, bo jestem niższy od moich współlokatorów.
- I tak zawsze wygląda jakbyś miał gniazdo na głowie. - powiedział Nott.
Prychnąłem, schowałem różdżkę do kieszeni spodni, a następnie przeczesałem włosy palcami.
- Szczerze to ja też chciałbym zobaczyć Severusa w pojedynku. - powiedział Malfoy.
- Dlaczego? - zapytał Lestrange.
- Chciałbym wiedzieć dlaczego Riddle daje mu dodatkowe lekcje. - powiedział blondyn.
- Po pierwsze wczoraj dowiedzieliście się, że potrafię doskonale rzucać zaklęcia niewerbalne, a te akurat było z działu obrony. Niestety wy tego zaklęcia nie znacie. Po drugie profesor Riddle prawdopodobnie mnie nienawidzi. - "Ze wzajemnością" - Po trzecie nie będziemy codziennie mieć pojedynków. Trzeba się czegoś nauczyć.
Kiedy skończyłem mówić usłyszeliśmy kroki. Przyszedł profesor. Był ubrany w czarne szaty. Wszedł do klasy, a my za nim. Usiadłem z Malfoyem w jednej z pierwszych ławek. Szczerze to wcale się tym nie zdziwiłem.
- Dzisiaj będziemy się uczyć zaklęcia patronusa. - oznajmił. - Kto mi powie czym jest patronus i jak poprawnie go wyczarować? - zapytał.
Zgłosiłem się. Tym razem nie miałem ochoty rozejrzeć się po klasie, żeby zobaczyć kto jeszcze się zgłosił. Przez chwilę na twarzy Riddle'a można było wyczytać zaskoczenie, ale niemal od razu zmienił swój wyraz twarzy na maskę obojętności.
- Proszę panie Wilson.
- Patronus to rodzaj pozytywnej siły. Dla tego kto go wyczaruje stanowi rodzaj strażnika, pewnej tarczy między nim, a dementorem. Żeby zadziałało trzeba przywołać wspomnienie nie byle jakie, ale bardzo szczęśliwe niosące wielką moc. Jest to zaawansowana magia, więc nawet wykwalifikowanemu czarodziejowi nie udaje się wyczarować w pełni sprawnego patronusa czyli patronusa cielesnego. Większości na początku nie udaję się nawet mała mgiełka, która mogłaby pokonać jednego dementora. - powiedziałem wszystko co sobie przypomniałem.
- Widzę, że wiem pan dużo o patronusach panie Wilson. Zadam panu dodatkowe pytanie. Co trzeba zrobić zaraz po bliskim spotkaniu z dementorem? - zapytał Riddle.
- Trzeba zjeść czekoladę, albo wypić gorącą czekoladę profesorze. - powiedziałem uśmiechając się.
- Dobrze. Dwadzieścia punktów dla Slytherinu. Może pan zademonstrować zaklęcie panie Wilson.
Skinąłem głową po czym wyszedłem z ławki. Wiedziałem, że muszę wyczarować patronusa zaklęciem werbalnym. Przypomniałem sobie moje najszczęśliwsze wspomnienie - pierwszy pocałunek ze Scorpiusem. 

- Expecto Patronum. - powiedziałem, a z końca różdżki "wyskoczył" wilk. Przebiegł wokół całej sali po czym wrócił do mnie i zniknął.
- Przypuszczam, że to nie pierwszy raz kiedy rzuca pan to zaklęcie. - powiedział opiekun Ślizgonów.
- Nie. - skłamałem po czym wróciłem do swojej ławki. - Przecież nie muszę być większością. Bardzo często są wyjątki od reguły, a to nie jest reguła. - dokończyłem.
- I tak uważam, ze uczył się pan wcześniej tego zaklęcia. - ciągnął nauczyciel.
- Ma mnie pan profesorze. Uczyłem się kiedyś tego zaklęcia. - ''W szóstej klasie mojej teraźniejszości'' - I nie, nie jestem najmłodszą osobą, która wyczarowała cielesnego patronusa. - wyprzedziłem wypowiedź nauczyciela. - Mam znajomego, który nauczył sie tego w wieku trzynastu lat. Miał problemy z dementorami.
Nie ma to jak zamienić ojca na kolegę. Zaśmiałem się w duchu.
Resztę lekcji patrzyłem jak Ślizgoni usiłują wyczarować patronusa. Od czasu do czasu pomagałem im pytając jakie wspomnienie wybrali i mówiąc, że jest ono za słabe. Riddle wtedy rzucał m wtedy gniewne spojrzenia, które przypominały mi, że nie jestem nauczycielem. Tak więc całą lekcję się nudziłem.
Robiąc zadanie domowe w pokoju wspólnym zobaczyłem, która godzina. Została mi godzina do dodatkowych zajęć. Nie zastanawiałem się co będę robił z Riddlem i nie chciałem wiedzieć. Zadania domowe nie przynosiły mi trudności lub większych problemów, bo wszystko to co przerabiam teraz miałem już w moim prawdziwym czasie. Chociaż zadano nam dzisiaj dużo skończyłem dosyć wcześnie i żeby jakoś zleciała mi ta godzina zacząłem czytać książkę, którą pożyczyłem od Orona.
- Mogę od ciebie odpisać? - zapytał po raz setny Lestrange.
- Mogę wam najwyżej później sprawdzić, ale nie dam wam odpisać. - zachichotałem.
- Jakim cudem zgłaszasz się tylko na Obronie i Opiece? - wtrącił się Black. - I jakim cudem do cholery nie zostałeś Krukonem?
- Obrona i Opieka są moimi ulubionymi przedmiotami i też są dosyć łatwymi. I mnie nie pytaj tylko Tiary dlaczego nie zostałem Krukonem. - odpowiedziałem. 

- Slughorn będzie chciał mieć cię w swojej kolekcji po tym jak idealnie uwarzyłeś veritaserum. Na pewno zaprosi cię na najbliższe spotkanie Klubu Ślimaka. - powiedział blondyn szukając czegoś w książce do Historii Magii.
- Spokojnie każdy z nas należy do tego nędznego klubu. - dodał Avery nie przerywając pisania.
- Jak ty mogłeś tak szybko skończyć? - zapytał Nott.
- Normalnie. - wzruszyłem ramionami. - Cholera. - przekląłem kiedy zajrzałem na zegarek po czym zacząłem szybko pakować moje rzeczy do torby.
- Co jest? - zapytał Lestrange, który zrobiłby wszystko, żeby się nie uczyć.
- Muszę iść do Riddle'a. Nie chcę się spóźnić. - powiedziałem po czym wybiegłem z pokoju wspólnego biegnąc do gabinetu profesora.
Stanąłem przed drzwiami starając się uspokoić urywany oddech. Zapukałem, a słysząc zaproszenie wszedłem do środka.
Młody Voldemort siedział na kanapie bez szaty. Ja też wcześniej zdjąłem, więc byłem tak jak Riddle w koszuli i jeansy'ach. 

- Jeszcze minuta, a by się pan spóźnił. - powiedział.
- Ale się nie spóźniłem. Po za tym musiałem zrobić zadanie i słuchać jęków Lestrange'a, Avery'ego, Notta, Malfoya i Blacka. Którzy specjalnie głośno się zastanawiali jakim cudem zrobiłem tak szybko zadanie, dlaczego nie zostałem Krukonem oraz czemu nie dam im odpisać. - powiedziałem spokojnie.
Młody Czarny Pan chciał chyba jakoś skomentować moją wypowiedź, ale zamiast tego powiedział tylko:

- Proszę usiądź. 
Wskazał na miejsce obok siebie.
- Dziękuje postoje. - powiedziałem spokojnie.
W razie czego przybrałem maskę obojętności.
- Nalegam. 

Nie odpowiedziałem nic tylko usiadłem, nie wiedząc co zrobić z dłońmi zacząłem bawić się palcami.
- Na czym będą polegać nasze lekcje? - zapytałem ostrożnie przerywając ciszę wiedząc, że Riddle mnie obserwuje.
- Będę cię uczył trochę tego, trochę tamtego. - opowiedział zagadkowo. 

- Nie potrzebuje dodatkowych lekcji jeśli chodzi o zaklęcia obronne. - wypaliłem.
Ciemnowłosy mężczyzna podniósł brew.
- Moi współlokatorzy um.. Bynajmniej jeden dowiedział się tego na własnej skórze profesorze. - zacząłem patrzeć na swoje buty.
- Doprawdy? Proszę mi o tym opowiedzieć.
Riddle chyba dobrze się bawił, a ja zacząłem się bardziej spinać.
Przyszedłem tu na lekcje, a nie na pogaduszki. - Em... Można uznać, że wczoraj wkurzyłem się na nich, bo... um.... opowiadali coś, że pan jest mną zainteresowany co osobiście uważam za śmieszne i... eee.. Idąc do dormitorium rzuciłem na Lestrange'a zaklęcie spowalniające. - powiedziałem nadal patrząc na moje buty. - I ee.. rzuciłem je niewerbalnie, więc chłopcy nie słyszeli formułki i rano pytali mnie co to za zaklęcie. - dokończyłem do swoich butów.
- Ciekawe. Nie każdy szóstoroczniak potrafi rzucać niewerbalne. - powiedział powoli mężczyzna.
A jeżeli ten szóstoklasista powinien być w siódmej i w ogóle emocjonalnie przypomina siedemnastolatka? - Jestem jedyny w swoim rodzaju. - powiedziałem.
Młody Voldemort wyciągnął różdżkę, a ja automatycznie zacisnąłem palce na różdżce. Mężczyzna zdawał się tego nie zauważyć tylko machnął różdżką, a w naszym kierunku poleciały dwie filiżanki jak się okazało z herbatą.
- Poczęstuj się.
- Nie dziękuje. - oderwałem swój wzrok od butów.
- Nie dodałem do niej trucizny. - zapewnił mnie nauczyciel. - Chociaż jest to moje skryte marzenie. - dodał po chwili, a ja mimowolnie uśmiechnąłem się do siebie.
- Jakoś nie wyglądasz na kogoś kto chodził do Durmstragu. - powiedział mężczyzna.
- A pan nie wygląda na mordercę. - zripostowałem.
Była to po części prawda. Gdybym nie wiedział, że osoba obok mnie zabiła już kilka osób nie domyśliłbym się tego.
- Jak na swój wiek jesteś silnym oklumentą. - Riddle nie zwrócił uwagę na moją wypowiedź.
- Mówiłem, że jestem w sowim rodzaju. - powiedziałem.
- Można wiedzieć kto cię tego nauczył? - zapytał.
- Ktoś kiedyś uznał, że mi się to przyda. Popieram to, bo pan już próbował wejść do mojego umysłu. Niestety sądzę, że ta osoba nie chciałaby żebym komukolwiek podawał jego dane. - powiedziałem wyłamując sobie palce.
Spojrzałem na zegarek na ręce była już 17.00. Szybko zleciało.
- Powinieneś już iść. I panie Wilson nasze spotkania będą się odbywać we wtorki, ale o dwudziestej. - oznajmił, a ja skinąłem głową.
Wyszedłem z gabinetu żegnając się i od razu skierowałem się do pokoju wspólnego. Kiedy wszedłem od razu zostałem otoczony przez moich współlokatorów.
- Sprawdzę tylko esej z Obrony. Z niczego więcej nie będę sprawdzał zadania jest dużo i wa też. Po za tym musicie sami sobie radzić. - powiedziałem od razu.
Kolejną godzinę sprawdzałem eseje chłopaków, a ci pół godziny przepisywali. Wreszcie poszliśmy na spóźnioną kolację. Usiedliśmy na swoich miejscach.
- Jestem zmęczony. - powiedziałem i przeczesałem włosy placami.
- Przestań tak robić. - warknął Malfoy.
- Jak? - zapytałem.

- Przeczesywać włosy palcami. - wtrącił Avery. - Dlaczego tak robisz?
- To mój cholerny nawyk! - krzyknąłem.
- To przestań tak robić. - powiedział blondyn.
- No dobra. Postaram się. - westchnąłem.
Po zjedzonej kolacji poszliśmy do dormitorium. 

- Sev zauważyłeś, ile lasek na ciebie leci? - zapytał Nott, który siedział na swoim łóżku.
- Nie za bardzo. - wzruszyłem ramionami.
- Jak tego można nie zauważyć! - krzyknął Lestrange.
- Nie szukam aktualnie dziewczyny.
Wcale nie szukam dziewczyny. - One dla ciebie ubiorą najkrótszą spódniczkę jaką mają. - jęknął Avery.
Nic nie odpowiedziałem tylko zdjąłem buty.
- Widziałeś jak one na ciebie patrzą? - zapytał Black.
- Nie i nie obchodzi mnie to, bo jak już mówiłem nie szukam dziewczyny! - krzyknąłem.
- Może nasz nowy współlokator nie gustuje w dziewczynach. - stwierdził Abraxas. - Przecież on nie patrzy na nie z.. tym czymś, bardziej z obrzydzeniem.
Zdziwiłem się.
- Widzę, że z ciebie niezły znawca. - powiedziałem uśmiechając się lekko.
- Przyznaj, że jesteś homo. - powiedział Orion.
- Jestem gejem. Tak macie mnie. - powiedziałem. - Jeżeli tego nie tolerujecie możecie mnie przekląć, a jeżeli uważacie, że ten gatunek powinien nie istnieć możecie mnie zabić.
- Nie rzucimy na ciebie klątwy młody. - powiedział blondyn. - Przecież jasne, że oni są hetero, ale muszą tolerować gejów, bo ja jestem bi. - uśmiechnął się.
- Bo ci uwierzę. - mruknąłem.
- Oj uwierz. Może chcesz się przekonać? - zapytał podchodząc do mnie.
- Nie dzięki. - cofnąłem się do tyłu.
Nie zwracając uwagi na resztę poszedłem do łazienki się przebrać, a następnie zasnąłem wykończony wcześniej zasłaniając kotary wokół łóżka.


















4 komentarze:

  1. Co ten Tom od niego chce??? Niech zostawi go w spokoju, ale pewnie wkurza go, że nic nie może się dowiedzieć. No cóż, Albus, znaczy... Severus(?) i tak nic nie powie, więc nie ma zagrożenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No nieźle rozdział mi się podobał ale wyłapałam kilka błędów , co do Toma jest intrygujący i bardzo zastanawia mnie to czego chcę od Albusa

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyczepię się tylko do jednego: Jeśli cofnęliśmy się do lat 50.XX w. to w świecie mugoli geje byli traktowani gorzej niż zwierzęta, a przekładając to na świat czarodziejów nie byliby łagodnie traktowani.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdzieś widziałam błąd, ale nie chce mi się go wklejać i szukać ponownie. Tom interesuje się zbytnio Severusem. Ja wiem, że ma słabość do Potterów, ale... Nie komentuje.
    Kolejny komentarz, którego zrozumienie graniczy z cudem.
    (II) SLY

    OdpowiedzUsuń