Strony

sobota, 5 grudnia 2015

Rozdział VI - Uda ci się. Tylko musisz w siebie wierzyć.

Odpowiedzi na wasze pytania:
Maja Samsung - Maju, Maju, Maju.. takie coś już w 5 rozdziale? To nie w moim stylu. Nie będzie tego także w tym rozdziale. Na takie coś możesz sobie poczekać dosyć długo.
Ania Kolimaga, Lauren - Po pierwsze. Lauren. Tak Tom jest biseksualny. Jeżeli się nie mylę będzie o tym w następnym rozdziale. Po drugie.. Na początku nie chciałam, żeby był to TomxAlbus, ale moje plany się zmieniły i tak będzie, ale spokojnie będzie to dopiero w.... no na pewno nie w najbliższych rozdziałach.
DeathDream - Cieszę się, że ci się spodobało i szczerze.. Nie spodziewałam się, że mój styl pisania jest taki hmm... jak to ujęłaś "oryginalny". Opowiadanie na 100% nie zostanie porzucone czy co
ś. Dobra ludzie! Po przeżytych *liczy* kilkunastu lub więcej prawie zawałach. Po wypiciu około miliona herbat. Po wielu godzinach przesłuchanej muzyki. Po wielu godzinach piszących w zeszycie. Po jęczeniu, bo boli mnie szyja. Po zniszczeniu krzesła. Po niesłuchaniu na lekcjach, bo się myślało o rozdziale. Po niewyspanych nocach. Po szantażu Maji (mojej czytelniczki). Po krótkiej żałobie. Po tańczeniu na siedząco do piosenek. Po śpiewaniu piosenek na głos. Po myśleniu cały dzień o rozdziale. Wreszcie jest! Gdyby nie nasza kochana Maja nie dokończyłabym go tak szybko. Nie mam za bardzo czasu, a ona uświadomiła mnie, że święta zbliżają się ogromnymi krokami, więc fajnie by było gdybym wstawiła rozdział. Akurat się trafiło, że nie miałam zadania domowego i zaczęłam bazgrać rozdział. Nie obiecuję, ale postaram się dodać świąteczny one-shot po 24 grudnia, ale nie obiecuję. Przepraszam też, że tak długo nic nie dodawałam, ale jak pisałam wyżej nie miałam czasu. Przepraszam też za wszystkie błędy ortograficzne i interpunkcyjne.
PS. Tak wiem kawałek rozdziału całkowicie zepsułam :/

 


Poczułem, że ktoś szarpie moje ramię.
- Pobudka - usłyszałem wesoły głos.
Odwróciłem się w drugą stronę, ale to nic nie dało, bo zostałem mocno szarpany.

- Scorpius daj mi jeszcze z pięć minut - mruknąłem nie otwierając oczu.
Usłyszałem chichot.
- Severus wstawaj.
- Nie jestem Severus, jestem... ou  - powiedziałem otwierając oczy po czym usiadłem na łóżku i zdałem sobie sprawę, że prawie się wygadałem.
- Jesteś kto? - zapytał głupio Lestrange.
- Sev. Jestem Sev - powiedziałem szybko. - Nie słyszeliście tego co powiedziałem wcześniej? - zapytałem z nadzieją w głosie.
- Nie. Wcale nic nie słyszeliśmy - powiedział Avery z wesołymi ognikami w oczach.
- Gadaj kto to jest Scorpius - zapytał Malfoy.
- Merlinie zachowujecie się gorzej niż dziewczyny... Scorpius to ktoś kto nie powinien was interesować - powiedziałem.
Była to prawda... Raczej... 
- Jak nie chcesz mówić to nie mów - powiedział obronnie Orion. - Nie wiem co w nich dzisiaj wstąpiło.

- Diabeł - powiedział dramatycznym szeptem Abraxas. - Już jutro całkowicie nas nie poznacie. Będziemy czarni jak smoła, mieli czerwone oczy, rogi i ogon... - na końcu dodał więcej tajemniczości.
Spojrzałem na Blacka po czym wszyscy wybuchnęliśmy wszyscy śmiechem.
- A tak w ogóle to, która godzina? - zapytałem.
- 6.30 - powiedział Nott.
- Co?! Jest środek nocy.. Dlaczego mnie o tej porze obudziliście? - zapytałem.
- Mamy dzisiaj na wcześniejszą godzinę, ale kończymy też wcześniej.
- No tak.. Po pierwsze muszę się przyzwyczaić. Po drugie. Wolałbym wstać później i mieć do tej samej co zwykle. Po trzecie.. Pierwszą mamy transmutacje prawda? Zwolnicie mnie z niej? - spojrzałem na nich błagalnie.
- Nie zwolnimy cię. Musisz iść - powiedział Avery, a w jego oczach było coś niebezpiecznego.
Coś się stanie.


Jęknąłem. Zwlokłem się z łóżka i wyciągnąłem z kufra czarną koszulę oraz tego samego koloru jeansy. Szybko się w to przebrałem, zawiązałem krawat na szyi i narzuciłem na siebie szatę po czym wziąłem torbę.
- To idziemy? - zapytałem.
Nie czekając na odpowiedź ruszyłem do Wielkiej Sali. Po kilku minutach się tam znaleźliśmy. O tej porze na śniadaniu w poniedziałki zawsze są szóstoroczni ze Slytherinu i Gryffindoru, którzy mają z nami transmutacje. Oraz nieliczny uczniowie z innych domów, którzy postanowili zjeść wcześniej śniadanie.
Usiadłem na swoim miejscu przy stole Ślizgonów. Zacząłem lekko huśtać się na krześle. Posmarowałem sobie tosta dżemem i zacząłem go powoli rzuć. Spojrzałem na stół nauczycielski. Zmarszczyłem brwi. Nie było tam jednego nauczyciela. Profesora Dumbledore'a... Jasne często jest tak, że nauczyciele idą później na śniadanie, ale Dumbledore jest zawsze o tej godzinie. Nie przestając się huśtać odłożyłem tosta na talerz i spojrzałem na przyjaciół.
- Wiecie dlaczego nie ma Dumbledore'a? - zapytałem.
- To ty nie słyszałeś? - odezwała się Ellen Prince, która siedzi niedaleko. Ma czarne włosy spięte w wysoki kucyk oraz tego samego koloru oczy. - Dumbledore musiał gdzieś wczoraj wyjechać po obiedzie. Mamy zastępstwo z Riddlem - uśmiechnęła się lekko.
W ty momencie straciłem równowagę i razem z krzesłem poleciałem do tyłu na ziemię.
- Nic mi nie jest! - krzyknąłem wstają z ziemi i kiedy podniosłem krzesło usiadłem na nim.
- Żartujesz sobie prawda? - zapytałem.
- Przykro mi tym razem mówię całkowicie poważnie - powiedziała dziewczyna.
Jęknąłem. Położyłem głowę na stole.
- Byłem przygotowany na to, że mamy lekcje z Riddlem jutro, a nie dzisiaj.
- Wczoraj uczyłeś się do OPCM'u - zauważył Nott. 

Poczułem zimne ręce na na moich ramionach. Przez mój kręgosłup przebiegł dreszcz.
- Dlaczego nie masz zamiaru iść na pierwszą lekcje? - zapytał zimy głos.. Riddle'a.
Po raz kolejny zadam to pytanie. Jak długo tu stoi i jak dużo słyszał. 
Podniosłem głowę ze stołu.
- Nie jestem przygotowany - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Słyszałem, że uczyłeś się wczoraj do Obrony.
Czyli to słyszał. - To nie oznacza, że jestem przygotowany. Wręcz przeciwnie jestem nieprzygotowany, a tylko ja wiem w jakim stopniu, a nie mam zamiaru dzielić się tą wiedzą z innymi.
- Jesteś bardzo skomplikowaną osobą, Wilson.
- Jakbym tego nie wiedział - wzruszyłem ramionami po czym spojrzałem na chłopaków. - Wiedzieliście o tym prawda?
- No wiedzieliśmy, ale... - zaczął Nott.
- Cholera - przekląłem przerywając mu.
- Język Wilson - upomniał mnie Riddle, a ja sobie nic z tego nie zrobiłem.
- Czemu mi nie powiedzieliście? - zapytałem.
- Nie chciałbyś wstać...? - zaproponował Lestrange.
- Jesteś bardzo bystry wiesz? Bo przecież to ja was budziłem, a nie na odwrót - sarknąłem.
- Ja tam się cieszę, że nie musieliśmy cię brutalnie budzić - powiedział Avery.
- Gdybyście użyli siły budząc mnie to już dawno wylądowalibyście w Skrzydle Szpitalnym. Chociaż.. Należałoby wam się teraz, ale jest za dużo świadków... Wyżyje się na was na Obronie jak będą pojedynki - wyszczerzyłem się złośliwie.
- Jakie szczęście, że siedzisz z Malfoyem, a nie ze mną - Orion odetchnął z wyraźną ulgą.
- O jak fajnie! - krzyknąłem jak małe dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę.
- Jestem twoim ulubionym kolegą z dormitorium. Nie zrobisz mi nic... Prawda? - zapytał Abraxas.
- Może. Zresztą jak wkurzysz mnie teraz to od razu wylądujesz w Skrzydle Szpitalnym - rozejrzałem się po sali. - Nadal tu pan stoi? - zwróciłem się do Riddle'a.
- Jak widać - powiedział chłodno.
- Nie słyszał pan tego. Prawda? - zapytałem.
- Skoro mówisz o tym, że zamierzasz wysłać swoich przyjaciół do szpitala to słyszałem.
- Jaka szkoda - mruknąłem.
Popatrzyłem znowu na kolegów.
- Wiecie.. - zacząłem. - Mogę się spóźnić na lekcję, bo muszę pójść do podręcznik, bo nie mam go teraz.
- Popatrz! - krzyknął Avery uśmiechając się szeroko. - Akurat wziąłem go ze sobą - dokończył wyciągając mój podręcznik ze swojej torby i podając mi go.
- Dzięki - mruknąłem. - Zrobiliście to specjalnie. Nie powiedzieliście, że mamy zastępstwo, bo
wiedzieliście, że nie będę chciał wstać z łóżka...
- No tak - przerwał Orion. - Było być wczoraj na obiedzie. A co do podręcznika to wiedzieliśmy, że jak pójdziesz po niego do dormitorium to byś z niego nie wrócił.
- Racja. Nie wróciłbym z niego, ponieważ nie chcę mieć lekcji, na której może być trochę sadystycznie czy coś..
-  Sadystycznie to znaczy? - zapytał młody Lord.
On nadal tu stoi? - Jeżeli będą pojedynki ktoś na pewno trafi do Skrzydła Szpitalnego ze złamaną ręką czy coś takiego.
Poczułem jak Riddle zdejmuje dłonie z moich ramion przez co odetchnąłem z ulgą.
- Do mojego gabinetu, Wilson - warknął.
- Dlaczego? - zapytałem.
- Do gabinetu teraz - wysyczał przez zęby.
Powiedziałem chłopakom, że spotkamy się przed klasą. Nie odzywając się do Riddle'a ruszyłem za nim do jego gabinetu.
O co mu do jasnej cholery chodzi! Przecież nic takiego nie powiedziałem.. Prawda?
No oprócz tego, że nie mam zamiaru iść na lekcje. A czy nie powinien iść ktoś jeszcze do jego gabinetu... Tak dla bezpieczeństwa.. Gdyby próbował mnie zabić. 
Nie zauważyłem nawet jak staliśmy przed drzwiami do jego gabinetu. Przełykając ślinę wszedłem do niego za Riddlem.
- Dlaczego kazałeś mi tu przyjść? - zapytałem.
- Zauważyłem, że kultury nie masz wcale już dawno, więc nie musisz mi teraz też tego pokazywać - powiedział znudzony. 

- To czego ode mnie chcesz? - zmieniłem temat.
- Prawdy.
- Czego?!
- Wiem, że kłamiesz. Wątpię, że jesteś tym za kogo się podajesz.
- Jestem Severusem! - krzyknąłem. - Zresztą co ty możesz o tym wiedzieć!
- Wiem, że wiesz o mnie więcej niż ja o tobie.
- Co ty wygadujesz! Nie wiem nic o tobie. Riddle!
Młody Czarny Pan zaczął iść w moją stronę ja zacząłem się cofać. Po kilku krokach uderzyłem plecami o ścianę. Riddle był dość blisko mnie. Oparł swoją prawą dłoń obok mojej głowy. Moje serce zaczęło bić szybciej, oceniłem swoje szanse na ucieczkę. Niestety były zerowe.
Przełknąłem ślinę. 

- Przyznaj się - rozkazał.
- Do czego? - krzyknąłem. - Do tego, że twój wzrok cholernie mnie rozprasza?! Do tego, że kiedy mnie dotykasz ciarki mnie przechodzą i czuję jakbym miał nogi z waty?!  Do tego, że twoja obecność mi przeszkadza? Do tego, że wiem o tym, że to twój bazyliszek zabił tą dziewczynę?!
Doskonale Albus! Brawo! Nie umiałeś trzymać języka za zębami? - C-co? Skąd o tym wiesz?! - po raz pierwszy tego dnia krzyknął.
Mam nadzieję, że jego gabinet jest wyciszony i nikt tego nie słyszy.. - Twoja wczorajsza reakcja wydała mi się podejrzana..
- Każdy nauczyciel by tak zareagował.
- Może i tak - powiedziałem. - Potem wystarczyło tylko poszperać w książkach i znalazłem, że jesteś potomkiem Slytherina.
Brawo dla mnie! Kłamstwo pierwsza klasa! Serio zanim wrócę do siebie to zostanę w tym mistrzem. - Ja nie chciałem zabić tej dziewczyny!
- Jasne - mruknąłem. - Mogę już iść? - zapytałem i nie czekając na odpowiedź wyszedłem z gabinetu po czym skierowałem się do klasy.
Kiedy dotarłem po klasę zauważyłem już wszystkich tam zgromadzonych. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę gum do żucia. Wyciągnąłem jedną i zacząłem żuć, a paczkę schowałem w kieszeni.
Zauważyłem jak Abraxas do mnie macha co na pewno znaczyło "Chodź tutaj". Uśmiechnąłem się i podszedłem do nich.
- Po co kazał ci pójść do gabinetu? - zapytał od razu blondyn.
Szczerze to sam nie wiem.

- Nie ważne.
- O czym rozmawialiście? - dopytywał Malfoy.
No myśl. Co im powiesz? Przecież nie prawdę. 

- O ostatnim zadaniu domowym - wzruszyłem ramionami.
Dziesięć punktów dla Pottera! Pięknie wybrnął z sytuacji. Po niecałych dziesięciu minutach, które przegadałem z chłopakami przyszedł Riddle. Wszedł pierwszy do kwstalasy, a my i Gryfoni za nim. Usiedliśmy tak jak na każdej lekcji z lwami czyli każdy dom usiadł po swojej połowie. Ja miałem "szczęście", że siedziałem z Abraxasem w pierwszej ławce. Plusy tego były takie, że nie na przeciw Riddle'a.
- Oby dwa domy mają ten sam temat, ale przypomnimy sobie patronusy - zaczął Riddle. - Tak jak mówił Wilson na pierwszej lekcji w SLytherinie o patronusach jest to rodzaj pozytywnej siły - czarnowłosy nie mówił nic przez chwilę po czym chytrze się uśmiechnął. - Wilson - powiedział nagle.
- Tsa - spojrzałem na niego znudzonym wzrokiem.
- Powiedz to co mówiłeś na pierwszej lekcji o patronusach.
Serio Tom myślisz, że powiem ci, że nie umiem, ale nie pamiętam? Otóż mylisz się. 

- Patronus to rodzaj pozytywnej siły - zacząłem z satysfakcją starając się patrzeć w oczy przyszłego Lorda. - Dla tych co go wyczaruje stanowi rodzaj strażnika, pewnej tarczy między nim, a dementorem. Żeby zadziałało trzeba przywołać wspomnienie nie byle jakie, ale bardzo szczęśliwe niosące wielką moc. Jest to zaawansowana magia, więc nawet dorosłemu czarodziejowi nie udaje się wyczarować w pełni sprawnego patronusa czyli patronusa cielesnego. Większości na początku nie udaję się nawet mała mgiełka, która mogłaby pokonać jednego dementora. Mam teraz wstać i pokazać mojego patronusa? - spytałem.
- Nie trzeba. Za tydzień będzie test praktyczny - odpowiedział na moje pytanie.
Wzruszyłem ramionami, oparłem głowę o rękę i zacząłem patrzyć w tablicę.
- Tak jak mówił Wilson zaklęcie patronusa to zaawansowana magia dlatego nie zdziwiłem się, że większość z was na pierwszej lekcji nie umiała go wyczarować . Jednak na teście praktycznym mam nadzieje, że każdy z was będzie umiał go wyczarować, bo ocena z patronusa będzie liczona do oceny końcowej.
Zerknąłem na Abraxasa, który zrobił się biały jak papier. Był on jednym z nielicznych, któremu jeszcze nie wychodził patronus. Trzeba będzie przygotować się na to, że będzie mnie prosił, żebym mu pomógł go wyczarować. 

Lekcja minęła bardzo szybko. Riddle cały czas mówił o patronusach i co jakiś czas prosił kogoś kto by coś dopowiedział. Kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę razem z Abraxasem wzięliśmy swoje torby i chcieliśmy dołączyć do reszty współlokatorów, gdy Riddle powiedział:
- Nott, Avery, Black, Lestrange, Malfoy i Wilson do mnie.
Spojrzeliśmy po sobie z szokiem na twarzy. Żaden z nas nie wiedział o co chodzi. Odwróciliśmy się i podeszliśmy do biurka. Chciałem coś powiedzieć, ale wyprzedził mnie Nott:
- Coś się stało profesorze? - zapytał.
Riddle spojrzał na każdego z nas, a wzrok zatrzymał na mnie i powiedział:
- Możesz mi powiedzieć Wilson, dlaczego żułeś całą lekcję gumę?
Serio? Zwracasz mi teraz na to uwagę. Serio teraz? Przewróciłem oczami.
- Wie pan. Chcę mieć świeży oddech, a świeży oddech się przydaję. Dajmy przykład.. gdybym miał się z kimś niespodziewanie całować. Nie byłby to przyjemny pocałunek gdybym nie miał świeżego 
oddechu.
- Niespodziewany pocałunek... Ma pan na myśli całowanie się ze współlokatorem, Wilson? - spytał Riddle.
Zmarszczyłem brwi.
O co mu chodzi... No tak mogła mu donieść osoba, która nas widziała, ale... Coś mi tu nie gra.
 
- O co panu chodzi? - spytałem powoli.

- Powiem szybko. Widziałem jak w sobotę lataliście na miotłach w połowie drogi na boisko quidditcha usłyszałem krzyki i jak byłem dosyć blisko zobaczyłem pana Malfoya całującego się z panem Wilsonem. Za pewne nie mieliście zezwolenia na korzystanie z boiska prawda?
- No tak, ale... - zaczął Orion, ale Riddle mu przerwał:
- No właśnie. Tym razem nie odejmę wam punktów ani nie dostaniecie szlabanu. Jeśli to się powtórzy dostaniecie miesięczny szlaban. A teraz idźcie na lekcję bo się spóźnicie.
Odwróciliśmy się i nie obracając się za siebie szybko wyszliśmy z klasy.

- Dzisiaj rano prosił mnie do gabinetu i mi tego nie powiedział! - krzyknąłem na cały korytarz.
- Ale szczęście w nieszczęściu - mruknąłem.
- Chciał, żeby cała klasa myślała czemu nas wzywa - powiedział po chwilowej ciszy Lestrange.
- Jaki ty bystry - podsumował Orion.

W ciszy poszliśmy na zaklęcia. 

Wreszcie ostatnia lekcja - eliksiry! Ziewając wyszedłem z klasy profesora Binnsa. Na pewno bym zasnął, ale Malfoy co chwilę trącał mnie łokciem, żebym nie spał tylko pisał notatki. Poszłem do lochów pod klasę do i usiadałem pod ścianę przy drzwiach. Wyciągnąłem z torby podręcznik do eliksirów i ziewając zacząłem czytać ostatni temat jaki mieliśmy. Lepiej pamiętać co mieliśmy na ostatniej lekcji, gdyby Slughorn nie miał humoru i zacząłby każdego pytać.
- Jest i nasz kujon - usłyszałem wesoły głos Avery'ego. 

- Nie jestem kujonem - powiedziałem po czym ziewnąłem zasłaniając usta dłonią.
- Ktoś tu się nie wyspał - zachichotał Nott.
- Zgadnij przez kogo - mruknąłem wstając z zimnej podłogi. 

- Tylko nie zaśnij na eliksirach, bo dodasz nie ten składnik co trzeba i będzie katastrofa - powiedział Lestrange.
- Wtedy pójdę do Skrzydła Szpitalnego i tam mi dadzą spać - wzruszyłem ramionami.
- Jesteś tego aż taki pewien? - zapytał Orion.
- Wiesz.. Mi wszystko jedno byleby znaleźć się już w łóżku pod ciepłą kołderką i móc zasnąć - powiedziałem. - A tak w ogóle gdzie byliście? - spytałem.
- Nigdzie - Abraxas wzruszył ramionami. - Rozmawialiśmy sobie.
- Okey - powiedziałem uśmiechając się lekko.
- Severusie - zaczął blondyn.
- Tak?
- Mógłbyś mnie nauczyć zaklęcia patronusa? Ty to umiesz, a mi nie wychodzi. Dodatkowo Riddle powiedział, że za tydzień będzie test praktyczny. I chyba to zaklęcie dosyć wysoko oceniane, a ocena będzie miała wpływ na ocenę roczną.. - Malfoy zaczął szybko mówić.
- Jasne nauczę cię do wtorku - uśmiechnąłem się. - Zaczniemy od dzisiaj. O piętnastej pójdziemy do jakiejś sali.
Zadzwonił dzwonek oznaczający koniec przerwy. Profesor Slughorn wyszedł z klasy i zaprosił uczniów, żeby do niej weszli. Przyznam szczerze. Jest to jedyny nauczyciel, który nie spóźnia się na swoje własne lekcje. Chociaż z tego co słyszałem jak Riddle jest zły też nie spóźnia się na lekcje. Wszedłem do klasy i usiadłem w ostatniej ławce razem z Orionem i Nottem. Eliksiry mamy z Krukonami. Jasne są mądrzy, ale czasem nie pokazują tego.
- Witam wszystkich. Dzisiaj przygotujemy Wywar Żywej Śmierci. Macie na to czterdzieści minut. Otwórzcie podręczniki i do roboty - powiedział, usiadł na krześle za biurkiem i zaczął czytać Proroka Codziennego.
Otworzyłem spis treści w podręczniku po czym otworzyłem stronę z danym eliksirem. Przygotowałem składniki i kociołek. Przeczytałem kilka razy przepis i coś mi się przypomniało.

Profesor Manson mówiła, że w książce nie wszystkie przepisy eliksirów są dobre. Dlatego kazała nam je poprawiać. 
Spojrzałem na książce. Jest to ta sama, którą miałem w moim czasie.
Próbując przypomnieć sobie dobry przepis na ten eliksir przygryzłem w skupieniu wargę. 

Wycierając spocone czoło pod koniec lekcji jako jedyny miałem dobrze zrobiony eliksir. Przecież ten eliksir musi być czarny, a nie jak granatowy jak ma większość czy nawet różowy.
Profesor Slughorn chodził po klasie o sprawdzał każdy kociołek. Po czym mruczał coś niezrozumiałego pod nosem i kręcił głową. Kiedy znalazł się przy ławce, w której siedzę połknąłem ślinę. 

- Doskonale Severusie! Jako jedyny zrobiłeś dobrze eliksir. Jedna kropla mogłaby zabić każdego z nas. Dostajesz Wybitny i piętnaście punktów dla swojego domu. Dlatego, że dobrze przyrządziłeś wywar - uśmiechnął się lekko.
Zadzwonił dzwonek na przerwę.
- Jak ty to zrobiłeś? - zapytał Orion kiedy szliśmy do Wielkiej sali na obiad.
- Skąd mam to wiedzieć - mruknąłem wzruszając przy tym ramionami.
- Zrobiłeś jako jedyny dobrze! JEDYNY! - krzyknął Nott.
- To znaczy, że każdy kto był na lekcji źle coś przeczytał - uśmiechnąłem się lekko wchodząc do Wielkiej Sali.
Kiedy tylko się w niej znalazłem mój brzuch zaczął wołać o jedzenie głośno burcząc. Współlokatorzy spojrzeli na mnie, a ja z uśmiechem powiedziałem: 

- Wczoraj nie jadłem obiadu ani kolacji. Dzisiaj na śniadanie prawie nic nie zjadłem. To cud, że jeszcze na nogach stoję.
Poszedłem do stołu Slytherinu i usiadłem na swoim miejscu. Nie patrząc na to co jest wokół mnie nakładałem wszystkiego po kolei na talerz. Sam nie wiedziałem co jem i jakoś szczególnie się tym nie interesowałem. 


Było przed 15.00. Już dawno zrobiłem zadanie, więc teraz czytałem książkę w pokoju wspólnym. Czekaj, stop! Próbowałem. Zazwyczaj cichy pokój wspólny był dzisiaj głośny tak bardzo, że nie dało się tu skupić. Podejrzewam, że dodano czegoś do jedzenia. Teraz to marzyłem tylko o łóżku.. Ciepłym łóżku w cichym dormitorium..
- Idę spać - mruknąłem ziewając po czym zamknąłem książkę.
Trzymałem ja w ręku kiedy wstawałem z kanapy.
- O nie mój panie - usłyszałem głos Malfoya, który złapał mnie za nadgarstek i odwrócił twarzą do siebie. - Miałeś mnie uczyć zaklęcia patronusa.
Jęknąłem.
- Zupełnie o tym zapomniałem - położyłem książkę na stoliku. - To chodźmy teraz. Im szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy.
Wyszedłem z Abraxasem z pokoju wspólnego i poszliśmy do klasy od Obrony. Kiedy byliśmy na środku sali powiedziałem:
- Znasz zaklęcie. Spróbuj teraz wyczarować patronusa.
- Wiesz, że nie umiem - mruknął. - Expecto Patronum - powiedział, a z różdżki, którą wcześniej wyciągnął nic się nie wyłoniło.


Nie pojawiła się nawet mała mgiełka.
- Więcej wiary w siebie. Spróbuj jeszcze raz - uśmiechnąłem się pocieszająco.
Abraxas spróbował jeszcze raz, ale nic się nie stało.
- On wymaga ode mnie niemożliwego - powiedział załamy opierając się o najbliższą ławkę.
Zrozumiałem, że ''on'' to Rddle.
Usiadłem na jednej z ławek.
- Na pewno masz jakieś szczęśliwe wspomnienie - zacząłem. - Nie może być to pierwszy lot na miotle, czy dostanie listu z Hogwartu. Są one za słabe. Nie wiem.. Może pierwszy pocałunek z twoją pierwszą dziewczyną, albo coś co robiłeś z resztą i na samo wspomnienie robisz się szczęśliwy - uśmiechnąłem się lekko.
Malfoy chwilę nad czymś zastanawiał po wyprostował się i wyciągnął różdżkę przed siebie.
- Expecto Patronum - powiedział spokojnie.
Z różdżki wyłoniła się mała mgiełka.
- Brawo! - krzyknąłem. - Tylko musisz sobie przypomnieć silniejsze wspomnienie i się uda - uśmiechnąłem się szeroko.
Blondyn stał przez chwilę z opuszczoną różdżką po czym znowu ją uniósł i krzyknął:
- Expexto Patronum!
Z różdżki wyłonił się koń. Był to piękny patronus.
- Wow - szepnąłem.
- Udało się! - krzyknął. - Udało! Dzięki tobie!
- Nie ma za co - powiedziałem powoli.
Byłem z niego i siebie dumny.

poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział V - "Chodzisz do psychiatry?"

Odpowiedzi na wasze pytania: 
Maja Samsun, Lauren - Tak Tom raczej będzie miał romans z Albusem, ale jeszcze wszystko może się zmienić. Zależy czy wymyślę coś lepszego.
Lauren - Napisałaś komentarze do wszystkich moich rozdziałów niedawno, bo dopiero zaczęłaś czytać. Więc opowiem ci tutaj. To tak autorki najczęściej wysyłają Hermione lub Harry'ego. Zależy czy to Tomarry czy Tomione. Hmmm... Napisałaś coś w jednym komentarzu, że w świecie mugoli w tym czasie gdzie się znalazł Potter homo jest traktowane gorzej niż zwierzęta, więc w świecie Magii powinno być jeszcze gorzej. Wiesz zrobiłam to na odwrót to znaczy z czasami. W tym czasie gdzie jest Albus homo są tolerowane, a w jego teraźniejszości też jest tolerowane, ale nie każdy toleruje np. rodzina Albusa tego nie toleruje i przez to ma słabe kontakty z rodziną. Powiem szczerze, że w niektórych przypadkach tragiczne, więc Al jak się dowiedział, że nikt mu nie będzie nic wytykał i wg. ucieszył się.

Dobra co do rozdziału to wiem, że długo nie wstawiłam tu notki, ale sama nie miałam czasu. A najpierw piszę w zeszycie i chyba pięć razy wszystko zmieniałam, żeby jakoś wyszło. Dodatkowo jeszcze niedawno byłam pewna, że w roku szkolnym będę miała więcej czasu niż w wakacje, ale niestety nauczyciele dają popalić. Rozdział nie jest najdłuższy, ale według mnie jest jak na razie najlepszy. W pierwszym rozdziale zapomniałam napisać, że na tym blogu kanon na przeproszeniem poszedł się pieprzyć.
Rozdział nie zbetowany. Beta betuje mi dopiero 2 rozdział, więc dodałam nie zbetowany.
^^^ 
- To nie był dobry pomysł - powiedział Orion w niedzielę rano przy śniadaniu. 
- Raczej nie będzie wiedział, że to ja - wzruszyłem ramionami.    
- Wilson! - cała Wielka Sala usłyszała krzyk.
Krzyczał Abraxas Malfoy. Miał niebieskie pasemka na blond włosach. Stał w wejściu do sali.
- Chyba się domyślił, że to ja - mruknąłem. 
Wstałem i uśmiechnąłem się szeroko. 
- Witaj. Fajnie wyglądasz. Wiesz, że niebieski ci pasuje. Kiedy sobie to zmieniłeś? - zapytałem udając głupiego.
- Nie obchodzi mnie jak wyglądam! - Jasne... - Doskonale wiem, że to twoja wina - zaczął iść szybko w moją stronę.
Przełknąłem ślinę po czym rozejrzałem się po sali. Każdy - bez wyjątku - patrzył na nas zszokowany. Tylko, że Riddle miał zamaskowany szok. 
- Tak to moja wina - przyznałem. - Ale nie tylko moja - dodałem. - Rzeczywiście ja chciałem zrobić tobie pasemka, ale farbą do włosów. Avery przypomniał sobie zaklęcie zmieniające kolor. Lestrange i Nott się potem kłócili. Pierwszy z nich chciał, żebyś miał czarne pasemka, a drugi różowe. W końcu wpadłem na pomysł z niebieskimi, bo fajnie wyglądają z blondem. Zresztą gdybyś miał czarne wyglądałbyś na farbowanego blondyna, a różowy to - Taki męski kolor... - różowy.
- Tsa jasne, ale Black jaki miał w tym udział?
- Uznał, że możemy robić co chcemy byleby jego w to nie mieszać - wyszczerzyłem się.
- Zamorduje cię - powiedział zatrzymując się.
- Nie zrobisz tego - wzruszyłem ramionami po czym dałem dłonie do kieszeni spodni.
- Niby dlaczego? - zapytał szarooki.
- Nie chcę niszczyć twojego i tak nadętego ego, ale jesteś zbyt słaby - powiedziałem cicho, doskonale wiedząc, że każdy obecny w sali to słyszy.
- Tak sądzisz? - spytał retorycznie blondyn.
- Stwierdzam fakt, a to są dwie inne rzeczy - wzruszyłem ramionami. - Po za tym nie skrzywdzisz muchy, a co dopiero współlokatora, którego - pocałowałeś.. - bardzo lubisz - wyszczerzyłem się.
- Doigrałeś się - powiedział przez zaciśnięte zęby.
Uśmiechnąłem się kpiąco będąc gotowym na słowne przepychanki, ale blondyn miał najwidoczniej inny plan. Zrobił kilka kroków i zaczął biec. Nie widząc innej opcji odwróciłem się i zacząłem biec najszybszym sprintem jakim kiedykolwiek biegłem.
Zatrzymałem się dopiero przy stole Gryfonów. Stół Gryffindoru i Slytherinu dzieli stół Krukonów, więc nie miałem się czego obawiać. Oparłem ręce o ramiona dwóch dziewczyn, które westchnęły. Przewróciłem oczami. Rozejrzałem się po sali. Malfoy stał naprzeciw mnie tylko, że przy stole Ślizgonów.
- To nie fair - powiedziałem oburzony. 
Niektórzy obecni w sali spojrzeli na mnie jeszcze bardziej zaskoczeni niż dotychczas.
Pewnie chodzi im o to, że nie sapie jak pies. Zauważyłem też zaskoczone spojrzenie szarych tęczówek.
- Zdziwiłeś się Ab? - zapytałem sarkastycznie. - Ten bieg to nawet nie rozgrzewka - machnąłem lekceważąco ręką. - Taki jeden chłopak - Twój prawnuk. - Uwziął się na mnie i robił za mojego osobistego trenera. Biegałem kilkadziesiąt razy dziennie na placu takim jak boisko quidditcha czy jezioro.
- Nawet nie myśl, że to załatwi sprawę i nie będę chciał cię zamordować.
Jęknąłem.
-  Wiesz. Gdybym kilka lat temu cię poznał i zrobiłbym to co dzisiaj zgodziłbym się. Ale teraz nie mogę się zgodzić, bo przez takiego dupka zacząłem cenić swoje życie...
- Chodzisz do psychiatry?
- Wiem, że każda sławna osoba ma psychiatrę, ale ja jeszcze nie jestem taki sławny. Zresztą... Z moją psychiką jest po części wszystko w porządku. To znaczy jest zryta, ale nie potrzebuję psychiatry. To był bardzo dobry przyjaciel...
- Chyba raczej chciałeś powiedzieć chłopak - wtrącił blondyn.
- Właśnie wszystkim oznajmiłeś, że jestem gejem - powiedziałem bez namysłu. - Ups. A ja to potwierdziłem.
- Co do twojego zabicia..
- Wiesz. Jak mnie zabijesz szkole będzie szkoda takiego.. eee.. pilnego, mądrego, kreatywnego, o wielkiej mocy i..
- Skromnego.. - powiedział jakiś Puchon, a ja nic sobie z tego nie zrobiłem.
- ... i zabawnego ucznia - dokończyłem.
- Hmmm.. Może jednak uduszę cię poduszką w łóżku...
- W łóżku mrrr.. - mruknąłem. - Ale wiesz... Jak mnie zamordujesz będzie mnóstwo papierkowej roboty, a ciebie ześlą do Azkabanu na pocałunek dementora. A ty nawet patronusa nie potrafisz wyczarować!
Blondyn wziął coś ze stołu co okazało się nożem... Ostrym nożem.
Szkoda, że nie do masła. - Orion pamiętam o białej trumnie z czarną kokardą... Albo nie... Wolę zostać spalony, a moje prochy mają być wrzucone do rzeki. No, ale kurka ja miałem zginąć jako bohater - jęknąłem. - Ej no wiecie w jakimś widowiskowym pojedynku, a nie przez Malfoya! - prychnąłem. - Abraxasie Malfoy'u jeżeli zginę z twojej ręki będę cię nawiedzać do końca twoich dni!
Czyli do trzydziestki.
 - O. I nie uda ci się we mnie trafić nożem - powiedziałem spokojnie.
- Skąd masz taką pewność? 
- Wyglądasz jak osoba, która nigdy nie rzucała nożem...
- Bo ty umiesz nim rzucać!
- Patrz i ucz się..
Wziąłem ze stołu jeden z ostrzejszych noży i przejechałem nim po dłoni sprawdzając jaki jest ostry. Rozejrzałem się wokół myśląc nad celem, a kiedy go znalazłem powiedziałem:
- Spokojnie nikogo nie skrzywdzę.
- Skąd mamy mieć pewność? - zapytał jakiś Krukon.
- Kiedy uczyłem się rzucać robiłem to z kolegą, a jego ojciec nas uczył. Po jakimś czasie treningu kazał jednemu z nas stanąć przed celem. Drugi miał rzucać i nie trafić w pierwszego. Ja żyje, on żyje... A gdybym go zabił ja również wąchałbym kwiatki od spodu, bo jego ojciec by mnie zabił - powiedziałem znudzony.
Spojrzałem na cel. Było to godło Hogwartu powieszone na ścianie nad stołem nauczycielskim.
- Wiesz co? - zwróciłem się do Malfoya. - No oczywiście, że nie wiesz... Żałuję, że nie zostałem Gryfonem.
- Nie nadajesz się na Gryfona - stwierdził blondyn.
- Uważasz, że jestem za mało odważny? 
- Nie. Po prostu twoimi cechami głównymi jest spryt i przebiegłość.
- Nie znasz mnie jeszcze dobrze - mruknąłem. - To mogłem zostać Krukonem.
- Jesteś za mało kreatywny - odezwał się Orion.
Podniosłem brew.
- Tak uważasz?
- Stwierdzam fakt - odpowiedział fakt.
Westchnąłem. Odwróciłem się w stronę mojego celu i wpatrywałem się w niego. Przygryzłem mocno dolną wargę w skupieniu. Lewą nogę dałem do przodu ustawiając się w odpowiedniej pozycji. Kilka kosmyków włosów opadło mi na twarz. Nie przeszkadzały mi. Skupiłem się z całej mojej woli na celu. Wargę gryzłem tak mocno, że zaczęła krwawić, nie obchodziło mnie to. Teraz ważniejsze było pokazanie Malfoyowi i reszcie, że potrafię rzucać nożem. Zamachnąłem się i rzuciłem. Nóż w locie przekoziołkował kilka razy po czym wbił się w oko węża. Z satysfakcją uświadomiłem sobie, że nóż wbił się dosyć mocno skoro nie spadł na ziemię. Kilka osób krzyknęło z zachwytu i zaczęło klaskać. Zatańczyłem swój taniec szczęście po czym uspokoiłem się i powiedziałem do szarookiego:
- Teraz twoja kolej.
- Ymm.. W co mam rzucić? - zapytał zdezorientowany chłopak.
- We mnie - powiedziałem spokojnie. Widząc, że chłopak gwałtownie zbladł dodałem: - Mi się nic nie stanie.
- A.. a jak cię zabiję?
Podobno jego syn mordował dla Voldiego.
- Jak nóż będzie leciał we mnie złapie go, albo odskoczę. Poradzisz sobie.
Blondyn poparzył na mnie niepewnie. Stanąłem prosto odwrócony do niego, a ręce dałem wzdłuż ciała - tak jak uczył mnie ojciec Scorpiusa. Kiwnąłem głową na znak, żeby rzucał. Zobaczyłem jak jabłko Adama blondyna się rusza co znaczy, że połyka ślinę. W jego oczach można było zobaczyć strach - tylko strach nic więcej. W końcu Ślizgon zdecydował się rzucić. Bez mrugnięcia ani strachu w oczach patrzyłem jak nóż leci w moją stronę. Kilka razy przekoziołkował w powietrzu, rozciął moje ramię po czym i spadł na ziemię.
Złapałem się za ramię.
- Umieram! Zabił mnie! - krzyknąłem i upadłem na kolana. - Zabił mnie! Malfoy mnie zabił! Pamiętaj. Będę cię nawiedzać do końca twych dni.
Położyłem się na plecy i próbowałem się uspokoić, żeby nie zacząć się śmiać. Kiedy się uspokoiłem, wstałem.
- Jakie szczęście, że to tylko draśnięcie, a nie coś poważniejszego - wzruszyłem ramionami i podszedłem do stołu Slytherinu.- Teraz chyba mogę spokojnie zjeść? - spytałem Abraxasa, który kiwnął głową. - Proszę wróćcie do swoich zajęć. Nie jestem okazem w Zoo - jęknąłem i zacząłem jeść śniadanie.
***
Rano jak zawsze jadłem śniadanie w Wielkiej Sali. Spojrzałem na stół Ślizgonów. Black był czymś zmartwiony? Tak to dobre określenie. Avery, Nott i Lestrange mieli przyklejone głupie uśmiechy do twarzy. Wilson miał beztroską minę. Nie było przy nich Malfoya.
Coś się świeci. Do dali wszedł Malfoy. Lecz zamiast całych blond włosów miał niebieskie pasemka. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na Wilsona, który stał przodem do blondyna i zaczął mu spokojnie wyjaśniać co się stało. Cała Wielka Sala ucichła. Każdy patrzył w stronę dwóch Ślizgonów. Ci, którzy nie są przyzwyczajeni do takich awantur mogli pomyśleć, że to małe piekło na ziemi. Należę do osób, które są do tego przyzwyczajone. Jestem nauczycielem w szkole pełnej dzieciaków z czego połowa z nich to idioci. Cóż.. To zdanie mówi samo za siebie... Oglądałem całe przedstawienie ze znudzeniem. Kiedy Severus powiedział, że rzuci żeby udowodnić Malfoyowi, że umie kątem oka spojrzałem na dyrektora. Starzec wyglądał jakby miał dostać zawału. Zresztą miłośnik dropsów wyglądał tak samo. Uśmiechnąłem się w duchu - nie co dzień ich się takich widzi.
Odwróciłem wzrok i zobaczyłem, że Wilson jest odwrócony w stronę dyrektora w pozycji rzucania. Lewą nogę dał do przodu. Prawą rękę, w której trzymał nóż uniósł do góry. Kilka kosmyków włosów opadło mu na czoło oraz intensywne zielone oczy ograniczając mu widoczność. Dolną wargę przygryzał w skupieniu tak mocno, że było widać trochę krwi na niej. W tym momencie mogę ze szczerością powiedzieć, że pierwszy raz widzę ucznia, który jest tak bardzo skupiony.
Czy on zamierza rzucić w dyrektora? Może nie mam nic przeciwko, ale Wilsona ześlą do Azkabanu na dożywocie. Kiedy zielonooki się zamachnął było widać z jaką siłą i precyzją to robił. Nóż trafił w oko węża, który jest godle Hogwartu nad dyrektorem. Niektórzy zaczęli piszczeć inni klaskać. Usłyszałem cichy gwizd z prawej strony. Spojrzałem na Slughorna z odrazą, przewróciłem oczami po czym zacząłem jeść - akurat wtedy kiedy Severus powiedział, że nie jest okazem w Zoo.
***
Po długiej rozmowie z moimi współlokatorami w końcu dali mi spokój. Chyba co chwilę w tej rozmowie mówiłem im, że "chcę być sam". W końcu wziąłem jakiś podręcznik i powiedziałem im, że sam chcę się pouczyć. Przed wyjściem przebrałem koszulę na czarną bluzę bez zapięcia z kieszeniami oraz szerokim kapturem. Kaptur od razu założyłem na głowę, a książkę chcąc nie chcąc wziąłem ze sobą. Od razu skierowałem się na siódme piętro. Przeszedłem trzy razy obok ściany, na której pojawiły się drzwi. Bez wahania wszedłem do pokoju życzeń. Poprosiłem o pokój w jasnych barwach zieleni. W pokoju znajdowało się duże okno z szerokim parapetem. Nic więcej. Wdrapałem się na parapet. Plecy oparłem o ścianę, a nogi zgiąłem w kolanach. Kiedy wyjrzało się przez okno widać było jezioro, zakazany las, polankę koło niego oraz... chatkę Hagrida. Westchnąłem. Odruchowo moja rękę wsadziłem do kieszeni spodni chcąc wziąć z niej telefon oraz słuchawki. Niestety w tym czasie nie mam telefonu.
Ciekawe czy teraz miałbym telefon gdyby wtedy w gabinecie dyrektorki miał go w kieszeni. Wyciągnąłem za to gumę do żucia i zacząłem żuć. Podręcznik dałem na nogi. Okazało się, ze to podręcznik do Obrony. Otworzyłem na rozdziale, który mieliśmy przeczytać na najbliższą obronę czyli na wtorek. Był to rozdział o zaklęciach obronnych, które doskonale znam.
Czy zamierzałem się uczyć? Nie. Chyba po prostu chciałem pomyśleć, powspominać, być sam.
To może wydawać się dziwne. Jeszcze kilka lat temu bałem się samotności. A to wszystko dlatego, że wszyscy byli w Gryffindorze, a ja w Slytherinie. No dobra.. Nie wszyscy, bo Ted znalazł się w Hufflepuff'ie, a to nie jest dom, który cieszy się złą chwałą, więc się nie liczy. Przez ten tydzień przywykłem też, że jestem w przeszłości. Przyzwyczaiłem się do tego, że zamiast Scorpiusa jest Abraxas. Również do tego, że ja i Malfoy nie mamy razem pokoju. Nawet nie brakuje mi tutaj mojej rodzinki. Zresztą z większością nawet nie mam dobrych kontaktów. Rozejrzałem się po pokoju i uśmiechnąłem się do siebie.
Wspomnienie
Byłem ciągnięty przez blondyna w moim wieku, w nieznanym mi kierunku.
- Gdzie mnie ciągniesz? - jęknąłem po raz kolejny.
- Zobaczysz w swoim czasie - blondyn uśmiechnął się nieznacznie.
- Scorpius, powiedz mi teraz. Proszę! Doceń to, bo rzadko kogoś o coś proszę.
- Wiem i doceniam to - chłopak się zatrzymał. - Jesteśmy.
Malfoy zaprowadził mnie na siódme piętro przed wejście do pokoju życzeń.
- Skąd wiesz o tym miejscu? - spytałem lecz nie usłyszałem odpowiedzi, bo szarooki przechodził obok ściany.
Pokazały się drzwi i chłopak wepchnął mnie do środka.
- O co cho.. Wow - wydusiłem.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu Scorpius zaprowadził mnie do ogromnego pokoju.Przy ścianie stał duży kominek, w którym palił się ogień. Przed kominkiem stała czarna sofa. W pokoju było prawie ciemno. Dwa duże okna były zasłonięte zasłonami. Na środku stał stolik dla dwojga, na którym było kilka świec oraz jedzenie. Całość nadawała pokojowi romantyczną aurę. Spojrzałem na Malfoya zdezorientowany i zaskoczony.
- O co chodzi? - zapytałem i znowu nie usłyszałem odpowiedzi.
Blondyn zacznie zmniejszył naszą odległość. Nigdy wcześniej nie staliśmy tak blisko siebie. Moje serce zaczęło nienaturalnie szybko bić, a mój oddech stał się płytki. Chłopak spojrzał mi w oczy, a ja nie odwróciłem wzroku. Próbowałem uspokoić oddech - z marnym skutkiem.
- Albusie - powiedział cicho szarooki. - Czy zgadzasz się być moim chłopakiem?
W Scorpiusie zakochałem się kilka miesięcy temu kiedy odkryłem, że jestem gejem. Nie chciałem zepsuć naszej przyjaźni tym pytaniem, ani też nie wiedziałem, że on również jest gejem.
- Jak się nie zgodzisz mam nadzieję, że nasza przyjaźń się nie zepsuje - usłyszałem szept chłopaka.
W normalnych okolicznościach od razu powiedziałbym tak, ale to brzmi jak sen, albo jakiś żart..
- Żartujesz sobie ze mnie prawda? - zapytałem cicho.
- Mówię poważnie. Czy ja wyglądam teraz na kogoś kto żartuje?
Zlustrowałem jego twarz. Zwykle Malfoyowska maska była zastąpiona powagą.
- Zgadzam się - szepnąłem wtulając się w blondyna.
Koniec Wspomnienia

W moich oczach zaszkliły się łzy. Dopiero teraz naprawdę dowiedziałem się jak bardzo brakuje mi Scorpiusa. Nie chciałem płakać lecz nie odgoniłem łez z oczu. Usłyszałem, że ktoś wchodzi do pokoju. Spojrzałem w stronę drzwi i zauważyłem rozmazaną sylwetkę Riddle'a. Przeklinając w duchu odwróciłem głowę w stronę okna. Szybko odgoniłem łzy, żeby niczego nie było po mnie widać. Kiedy to zrobiłem zauważyłem, że pokój zmienił się w balkon, a ja siedzę na balustradzie. Wyprostowałem prawą nogę, a lewą zostawiłem zgiętą. Riddle stał trochę dalej ode mnie opierając się o balustradę.
- Byłem pewny, że ja jako jedyny znam to miejsce - usłyszałem głos mężczyzny.
Zaśmiałem się dźwięcznie.
- Dużo osób zna to miejsce - powiedziałem. - Tylko większość z nich nie wie dokładnie co to za miejsce i gdzie się znajduje. Uczniowie jak i nauczyciele trafiają tu niechcący. Przez czysty przypadek. Prawdopodobnie większość uczniów trafia tu jak chcę coś schować. Cóż.. Według mnie to doskonałe miejsce na tak zwaną kryjówkę. Jak ktoś chcę zostać sam przychodzi tutaj i ma się pewność, ze nikt cię nie znajdzie.
- Mam rozumieć, że jesteś tu przez przypadek?
- Czy wyglądam na osobę, która zabłądziła? - zapytałem sarkastycznie. - Hogwart ma wiele tajemnic - powiedziałem po chwilowym zastanowieniu. - To miejsce jest jedną taką tajemnicą. Pokój życzeń lub jak ktoś woli pokój przychodź-wychodź. Komnata Tajemnic to kolejna tajemnica. - spojrzałem na chatkę Hagrida. - Otworzono ją kilka lat temu, zginęła dziewczyna.. - kątem oka zobaczyłem, że mężczyzna gwałtownie zbladł na wspomnienie komnaty. - A kogo o to oskarżono? Gryfona! - prychnąłem. - Nie wierzę, że zrobił to Gryfon. Dodatkowo tak głupi jak on. Sądzę, że zrobił to jakiś Ślizgon, który wrobił lwiątko, bo sam nie chciał zostać wywalony ze szkoły, a Gryfiak na pewno miał coś na sumieniu - wzruszyłem ramionami. - Zresztą... Zbierając fakty. Salazar Slytherin ukrył komnatę kiedy się stąd wyniósł. Jego dziedzic jako jedyny może ją otworzyć i rządzić potworem, który w niej jest. Szkołę przeszukiwano wiele razy lecz nikt nie pomyślał. Slytherin ukrył komnatę dobrze i mocą, której każdy się boi, a tylko on i jego dziedzic umieją. Skoro Salazar był wężousty to jego dziedzic też, a jego "sługa" w komnacie to jakiś wąż - powiedziałem robiąc cudzysłów w powietrzu.
- Chyba długo nas tym myślałeś Wilson - powiedział młody Lord.
- Ty tylko czysta teoria. Nie myślałem nad tym długo. Wystarczyło przeczytać legendę o komnacie, usłyszeć coś od przyjaciół i posklejać fakty - wzruszyłem ramionami.
Dałem rękę do lewej kieszeni spodni i wyciągnąłem z niej paczkę papierosów, o której całkiem zapomniałem. Riddle, który do tej pory patrzył w stronę jeziora spojrzał na mnie.
- Powinieneś stać, a nie siedzieć na tym, bo możesz spaść - powiedział niespodziewanie młody Czarny Pan.
- Od kiedy się martwisz swoimi uczniami? - zapytałem.
Zmniejszyłem podręcznik po czym wsadziłem go do kieszeni. Wyciągnąłem z paczki papierosa, odpaliłem go, a następnie się zaciągnąłem. Odchyliłem głowę przymykając powieki, wypuściłem dym z płuc.
- Palisz? - zapytał brązowowłosy.
- Jak każdy uczeń z piątego roku wzwyż - wzruszyłem ramionami. - Poczęstuje się pan? - wyciągnąłem rękę, w której była paczka.
- Nie palę - powiedział szybko, a ja schowałem paczkę do kieszeni. - Śmieszy mnie to, że raz mówisz do mnie per pan, a raz jak do kolegi. Chociaż doskonale wiesz, że jestem twoim nauczycielem.
- Taką mam naturę - powiedziałem. - Mnie śmieszy to, że choćby nie wiem jakby pan chciał nie pójdzie pan do dyrektora, bo nic mi nie zrobi. W regulaminie piszę, że nie można spożywać alkoholu na terenie szkoły, ale o papierosach nic nie ma napisanego - uśmiechnąłem się, zaciągając się kolejny raz.
- Jesteś nałogowcem?
Zaśmiałem się krótko.
- Nie jestem nałogowcem. Palę wtedy kiedy potrzebuje, a to jest rzadko - spojrzałem na zegarek na ręku. - Muszę już iść.
Wyrzuciłem niedopałek za balkon, a sam skoczyłem z balustrady i skierowałem się do drzwi, które były na drugim końcu pokoju. Po piętnastu minutach drogi znalazłem się w dormitorium
- Nie byłeś na obiedzie i kolacji - powiedział Nott kiedy siedziałem na swoim łóżku.
- No i co? - zapytałem retorycznie.
- Riddle'a nie było na kolacji - dodał Black.
No tak nie było go na kolacji, bo ze mną rozmawiał.
- Nie obchodzi mnie to - powiedziałem obojętnie.
- Szkoda, że na śniadaniu nie widziałeś miny... - zaczął Malfoy, ale mu przerwałem.
-...dyrektora i Dumbledore'a kiedy rzucałem? Tak wiem mówiliście to. Teraz pozwólcie mi pójść spać, bo jestem zmęczony.
Szybko przebrałem się w piżamy i położyłem się do łóżka. Nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem.

piątek, 28 sierpnia 2015

Libster Blog Award

Właśnie się dowiedziałam o nominacji do Liebster Blog Award!  
„Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”.
Jest przyznawana dla blogów jeszcze nie rozpromowanych, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia.
Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała.
Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował”.
Nominowała mnie Maquarella z bloga http://rozdzielonetrio.blogspot.com/
A teraz odpowiadam na pytania:
1. Dlaczego piszesz bloga? 

Szczerze? Sama nie wiem. Lubię to, a jak mam wenę wymyślam coś i piszę to na kartkach. Koleżanka uznała, że powinnam pisać książkę jak pisałam rozdział w zeszycie na matmie.. Chociaż może to być też to, że chcę być lepsza od mojej starszej siostry, która piszę wiersze.. Sama nie wiem.. Lubię to i tyle.
2. Ulubiona książka?
Harry Potter.  Cała seria. Zdecydowanie jest to moja ulubiona. Mam potem kilka książek, które lubię, ale żadnej nie lubię jak tej.
3. Ulubiony serial?
To pytanie mogę spokojnie zadać moim siostrą. Nie mam ulubionego serialu. Ba! Nawet rzadko telewizję oglądam.
4.
Jakim bohaterem/bohaterką książkowym chciałbyś być?
Gdybym wybrała bohatera byłby nim Draco. Z bohaterek, Pansy z HP, Kattnis z IG i Tris z Niezgodnej.
5. Twój autorytet?
Kto jest moim autorytetem? To trudne pytanie wiesz? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Hmm.. Może po części to Syriusz Black i Remus Lupin. 
6. Ulubiony owoc?
Truskawka *.*
7. Jaki kraj chciałabyś/chciałbyś odwiedzić?
 Londyn <3
8. Twoje drugie imię? 

Po prababci - Elżbieta.
9. Od kiedy piszesz bloga?

Tego bloga zaczęłam pisać 1 maja tego roku.
10. Co sądzisz o homoseksualistach?
Wiesz.. nie jestem homofobem i nie przeszkadzają mi homo. Nie sądzę tak jak inni, że powinno się ich "wybić" czy coś w tym stylu. Homo jest słodkie. Szczególnie geje *.*
11. Co chcesz robić w życiu?
Moja koleżanka chcę, żebym zaczęła pisać książki, bo kiedyś przeczytała kawałek czegoś. Ta sama koleżanka chcę żebym była siatkarką - niestety jestem za leniwa. Ja mam swój plan. Pójdę razem z przyjaciółką do Liceum, a potem na studia. :D  

Teraz czas na moje pytania:
1. Gdybyś miała wybrać książkę, w której miałabyś "żyć" co by to była za książka?
2. Ile masz lat?
3. Od jak dawna piszesz?
4. Jak to się zaczęło?

5. Jakbyś mógł/a to w jakiego bohatera swojego bloga byś się zmienił/a ?
6.
Czy Twoje opowiadania jakoś wpłynęły na Twoje życie?
7. Co byś zrobiła/zrobił gdybyś wygrała/wygrał w totka?
8. Co robisz jak masz doła?
9. Jak nazwiesz swoje dzieci?
10. Jakie jest twoje największe marzenie?
11. Twoja ulubiona bajka z dzieciństwa?

Nominuje:
Hermiona Riddle - po drugiej stronie
HOGWART ~ zamknięty ośrodek karno-odwykowy
Make my day. Change my life.

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Mamy betę!

Hejo! No tak jak nagłówek głosi znalazłam betę. Jest to marruda. Będzie mi betowała stare rozdziały i te nowe :)

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział IV - "Dasz się przelecieć?"

Odpowiedzi na wasze pytania:
Ania Kolimaga:  Co chcę Riddle od młodego Pottera? Wyłpałaś. Tak Tom chcę się dowiedzieć czegoś więcej o naszym podróżniku w czasie. Ale więcej tego będzie w późniejszych rozdziałach.
Maja Samsung: Jak już pisałam wcześniej Tom chcę się dowiedzieć czegoś więcej o Albusie. No i będzie z tego niezła jazda w rozdziale jak młody będzie musiał pójść na dodatkowe lekcje młodego Czarnego Pana. 

Reszta ważnych informacji: Pozwalam wam się na mnie obrazić! Możecie też strzelić Avadą. Chodzi o to, że ostatni rozdział tak długo pisałam i wg., a ten tak szybko. Po prostu ten mi się łatwiej pisało. Wiem, że rozdział nie należy do najlepszych, ale mam nadzieję, że się spodoba. Przepraszam za błędy.

^^^
Reszta tygodnia minęła bardzo szybko, aż w końcu przywitał wszystkich sobotni dzień. Chociaż nie mam problemów z zadaniami i tematami na lekcjach to i tak nauczyciele dają nam dużo do zrobienia. Nie zgłaszam się zbyt często na lekcjach przez co współlokatorzy byli wściekli. Mówili, że dopóki nie zdobędą tych punktów, które stracili nie mogą pozwolić sobie na zabieranie punktów, bo wtedy Gryffindor będzie na czele w tabeli domu. Jak mówił Malfoy, profesor Slughorn zaczął się mną zachwycać prawie na każdym kroku mówiąc jaki to jestem dobry z eliksirów. A za każdy dobrze zrobiony eliksir dostawałem W, a czasem dwadzieścia punktów dla domu. Całkiem zapomniałem się zapytać chłopaków co zrobili profesor Carder, nauczycielce zaklęć, że odjęła im aż dwieście punktów. Pewnie nie chcieli mi powiedzieć dopóki ich nie zapytam. I mieli rację ciekawość wygrała. 
- Więc co zrobiliście profesor Carder, że odjęła aż dwieście punktów naszemu domowi? -zapytałem w sobotę rano przy śniadaniu. 
- Nie zaczyna się zdania od "więc". - poprawił mnie Nott na co przewróciłem oczami.
- To było tak. - zaczął Lestrange. - Pewnego słonecznego, wrześniowego dnia...
- Do rzeczy. - warknąłem przerywając.
- Co ty taki niecierpliwy? Mamy mnóstwo czasu, ale skoro tobie się śpieszy. - mruknął Avery.
- Pewnie się na randkę umówił. - powiedział teatralnym szeptem blondyn.
- Ha ha ha bardzo śmieszne. - bąknąłem. - Do rzeczy. - ponagliłem ich.
- We wrześniu pani Carder uwzięła się na cały nasz dom. - zaczął Nott. -Najbardziej a Avery'ego, któremu się popieprzyły zaklęcia. Upokorzyła go przy całej klasie i Gryfonach, bo to z nimi mamy lekcje.
- Myślałem, że nie wyjdę z dormitorium już nigdy! - krzyknął Avery.
- Ale wyszedłeś. - stwierdził Malfoy. - Gryfoni powiedzieli to całej szkole. Cudem nie odjęła nam punktów za złe zaklęcie.
- Uznaliśmy, że nasza kochana pani profesor potrzebuje co najmniej takiego upokorzenia jak Avery, ale było jeszcze gorzej. - odpowiedział Lestrange.
- Tydzień po moim upokorzeniu wszyscy no dobra, prawie wszyscy o tym zapomnieli. My mieliśmy plan. - Avery uśmiechnął się chamsko.
- Tak więc w nocy zakradliśmy się do jej komnat farbując jej szatę na różowo, a zaklęcie zaczyna działać jak właściciel założy ciuch. - powiedział Orion. - Ja to zrobiłem, a reszta dolała do jej szamponu farbę do włosów. Następnego dnia nasza kochana pani profesor przyszła do Wielkiej Sali w różowej szacie i zielonych włosach. Dodatkowo była wściekła więc wyglądała komicznie.
- Skąd wiedziała, że to wy? - zapytałem 
- To dobre pytanie. - blondyn udawał, że się zamyślił. - Wyjaśniło się kiedy poszliśmy do dyrektora. Okazało się, że ona ma w swoich kwaterach magiczne kamery i tak udowodniła naszą winę. - westchnął.
- Jak dobrze, że to tylko dwieście punktów i szlaban. - powiedział Nott.
- Podsumowując. Jak upokorzę, któregoś z was przed całą szkołą dostanę nauczkę? - zapytałem znając odpowiedź.
- Właśnie tak! - krzyknęli razem.
- Idziemy polatać? - zapytał Abraxas.
- A pozwolenie? - odpowiedziałem pytaniem.
- Nie potrzeba nam. - Malfoy mrugnął.
- Nie mam miotły. - jęknął.
- Pozwolimy ci latać na swoich! Wstawał i nie marudź! - krzyknął chłopak.
Powiedziałem coś pod nosem po czym ruszyłem z nimi na boisko quiddicha. Przez to, że nie chciało im się iść samemu po miotły przywołali je zwykłym "Accio". Usiadłem na trawie i oglądałem wyczyny chłopaków. Od razu zauważyłem, że to Malfoy ma najszybszą miotłę. Z tego co o niej mówił wiem, że to "Nimbus 100" i jest najszybszą miotłą na rynku.
- Malfoy! - krzyknąłem, żeby wrócił na ziemię.
- Tak? - zapytał po wylądowaniu.
Miotłę trzymał w prawej dłoni.
- Dasz się przelecieć? - zapytałem, ale od razy pożałowałem i przeklinałem w duchu za zły dobór słownictwa.
Zapamiętać. Nigdy nie używać dwuznacznych słów przy Malfoy'u. Patrzyłem jak mimika twarzy blondyna się zmienia. Kątem oka zauważyłem, że chłopak puścił miotłę po czym zaczął się przybliżać. Ze strachu szedłem tyłem.
- Ja... Mi... Chodziło o to, że... żeby polatać na twojej miotle, a nie... no wiesz. - zacząłem się jąkać.
Blondyn cały czas szedł w moją stronę, a ja się cofałem. Przekląłem kiedy moje plecy spotkały się z drewnianą powierzchnią, która okazała się ścianą od szatni Ślizgonów. Ślizgon dał rękę koło mojej głowy, a ja już chyba wiedziałem co będzie chciał zrobić. Zauważyłem, że reszta zatrzymała się w powietrzu i uważnie nasz obserwowała.
Raz się żyje. - Ratunku! Zboczeniec! Pomocy! Aaa! Ratunku! - zacząłem wrzeszczeć.
Następny krzyk został stłumiony przez miękkie usta Malfoya. Blondyn odsunął szybko swoje wargi od moich. Przez szok nic nie powiedziałem. A chłopak zapewne zrobił to, żeby mnie uciszyć.
To nawet nie był pocałunek! - Gdzie chcesz mnie przelecieć? - zapytał uwodzicielskim szeptem. - W bibliotece? W Wielkiej Sali? A może na biurku w jakiejś sali lekcyjnej? No chyba, że wolisz w dormitorium lub w pokoju wspólnym?
Otworzyłem usta żeby coś powiedzieć, ale chłopak skorzystał z okazji i wsadził język do mojej jamy ustnej i zaczął mnie całować. Całował delikatnie badając moje podniebienie. Jęknąłem kiedy blondyn przygryzł moją wargę, żeby zaraz potem ją ssać dla złagodzenia bólu. Abraxas smakował kawą i wanilią. Wplotłem dłonie w jego włosy co jakiś czas je ciągnąłem tak, że Malfoy jęczał. Chłopak za to dał dłonie na moją talię przybliżając mnie do niego. Oderwaliśmy się od siebie kiedy poczułem natychmiastową potrzebę tlenu.
Mój współlokator miał napuchnięte usta i czerwone policzki, a jego włosy, które zawsze były idealnie ułożone były w kompletnym nieładzie.
Ja za pewne nie lepiej wyglądam. Rozejrzałem się wokół i zobaczyłem jakąś postać, która szła do szkoły szybkim krokiem. Połknąłem głośno ślinę i odsunąłem się od blondyna.
- Wow. To było wow. - wydusiłem nie wiedząc co powiedzieć. - Tylko wiesz, że ja chciałem polatać? - zapytałem sarkastycznie.
- Oczywiście, że wiedziałem o co ci chodzi. Chciałem tylko zobaczyć czy umiesz się całować. - mrugnął do mnie, a ja przewróciłem oczami.
- Idiota. - mruknąłem. - Biorę twoją miotłę. - oznajmiłem po czym podniosłem miotłę z ziemi.
Przerzuciłem nogę przez kij po czym odepchnąłem się od ziemi. Poczułem się szczęśliwie mogąc znów latać na miotle. Chciałem dać chłopakom pokaz moich umiejętności. Poleciałem kilka stóp wyżej po czym zanurkowałem jakbym zobaczył złotego znicza. Kilka cali od ziemi podniosłem trzon miotły tak, że nie leciałem już na ziemię. Uśmiechnąłem się zwycięsko po czym dałem nogi na kij. Powoli wstawałem puszczając miotłę, a następnie z niej zeskoczyłem i wyciągnąłem rękę, żeby wziąć miotłę.
- Wow to było niesamowite. - powiedział Nott, a ja szeroko się uśmiechnąłem.
Moje myśli wróciły do osoby, która szła do zamku po moim pocałunku z Malfoy'em.
Kto to był i czego chciał?
***
Patrzyłem całe śniadanie na stół Slytherinu. Chociaż była to tylko szóstka Ślizgonów. Największych rozrabiaków i nowego ucznia. Severusa obserwowałem odkąd wyszedłem ze Skrzydła Szpitalnego.  Za coś mnie nienawidzi. Dodatkowe lekcje z nim to tylko przykrywka. Chcę dowiedzieć się o nim więcej. Jest jedynym uczniem w szkole, który mnie nienawidzi. Zaskoczył mnie też fakt, że jako jedyny umiał odpowiedzieć na pytanie na temat zaklęcia patronusa. Czy zależało mi na nim? Nie. Mi nigdy na nikim nie zależy. Nie chciałem tylko, żeby Wilson wpakował się w kłopoty. Jest bardzo mądry i jak wspominał wcześniej zna więcej zaklęć niż jego koledzy przez co kawały jego współlokatorów mogą być groźniejsze. Kiedy wstali od stołu odprowadziłem ich wzrokiem do wyjścia Wielkiej Sali. 
- Tom. Coś się stało? - zapytał Dumbledore.
- Ty doskonale wiesz co się stało. - warknąłem. - To dziecko z jakiegoś powodu mnie nienawidzi. Ty wiesz dlaczego. Ty go znasz. - powiedziałem.
- Jeśli chcesz się o nim czegoś dowiedzieć musisz z nim porozmawiać. - uśmiechnął się.
Myślisz, że nie próbuje? Wstałem od stołu i wyszedłem z Wielkiej Sali. Chciałem pójść do swojego gabinetu i sprawdzić wypracowania pierws zoroczniaków. Niestety nawet nie mogłem dojść do swojego gabinetu. Usłyszałem wesołe krzyki ze strony boiska do quiddicha, a kiedy wyszedłem na błonia zauważyłem kilka postaci na miotłach.
Przecież żadna drużyna nie ma dzisiaj treningu. Poszedłem w stronę boiska. Kiedy byłem dosyć blisko boiska dowiedziałem, że to na pewno Ślizgoni. Nott, Avery, Lestrange i Black byli na miotłach i patrzyli na dół z obleśnymi uśmiechami. Chciałem im dać szlaban, bo na pewno nie mieli przepustki.
- Ratunku! Zboczeniec! Pomocy! Aaa! Ratunku! - usłyszałem krzyk, który został nagle przerwany.
Mogę się założyć o całe moje złoto w Gringott'cie, że to Wilson i Malfoy. Kiedy byłem już dosyć blisko potwierdziły się moje myśli. Malfoy coś szeptał do niższego chłopaka, a gdy skończył drugi chciał coś powiedzieć. Prawdopodobnie nic nie powiedział, bo gdy otwierał usta blondyn zaczął go całować. Żółć podeszła mi do gardła. Odwróciłem się i zacząłem bardzo szybko iść w stronę zamku. Odechciało mi się dawać im szlabanu.
Chociaż... uśmiechnąłem się pod nosem. Mam inny pomysł. 
Kiedy znalazłem się w moim gabinecie od razu zacząłem sprawdzać tandetne wypociny pierwszoroczniaków.
***
Cały dzień wydawało mi się, że ktoś nas obserwuje. Kiedy na kolacji spojrzałem w stronę stołu nauczycielskiego zauważyłem, że to Riddle. Przełknąłem ślinę i odwróciłem głowę. Jakoś odechciało mi się jeść. Odsunąłem swój talerz z jedzeniem.
- Musimy pogadać. - oznajmiłem reszcie.
- To mów. - powiedział Nott.
- Nie tutaj. - mruknąłem. - W dormitorium. - odpowiedziałem na niezadane pytanie. - Poczekam tam na was.
Wstałem od stołu i poszedłem do dormitorium. Byłem zdenerwowany.
Chociaż. parsknąłem śmiechem w myślach. To i tak nie jest na pewno trudniejsze od tego jak mówiłem rodzicom, że jestem gejem i chodzę ze Scorpiusem. Do tamtego przygotowywałem się ponad miesiąc! Bałem się ich reakcji. Szczególnie Malfoya. Chociaż i tak nie muszę im mówić czegoś takiego:
"No wiecie jestem z przyszłości wiem, że mi nie uwierzycie, ale to prawda." Ja muszę tylko powiedzieć o tym, że ktoś nas obserwował.
Tylko...Usiadłem na łóżku i zacząłem głęboko oddychać. Chłopcy weszli do pokoju.
- O czym chciałeś pogadać? - zapytał Lestrange.
- Usiądźcie. - powiedziałem, a oni wykonali moje polecanie. Ja sam wstałem.
- Pamiętacie dzisiaj na boisku? Jak Abraxas mnie całował, bo chciał sprawdzić czy potrafię? I tak wiem, że po prostu nie umiał mi się oprzeć...
- Ja?! Tobie?! Jasne. Po pierwsze nie jesteś w moim typie. Po drugie nie jesteś nawet ładny.  - przerwał mi blondyn.
Twój prawnuk twierdzi inaczej. Udawałem, że nie usłyszałem wypowiedzi Malfoya.
- Chodzi o to, że ktoś nas widział. Zauważyłem to po całym zajściu. - powiedziałem na jednym wydechu.
- Co?! Dlaczego mi nie powiedziałeś od razu? ! To mi popsuje reputacje! - Malfoy zaczął się wydzierać.
- Miejmy nadzieję, że nie zauważył kto się całuje. - westchnąłem. - A jak zauważył kto się całuje to nic nie powiedział. - zwróciłem się do blondyna. - Widzieliście może kogoś? - zapytałem reszty, a oni zgodnie powiedzieli "Nie".
Po drugiej poszliśmy spać zastanawiając się kto nas przyłapał. Miałem złe przeczucia. 

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział III - "To mój cholerny nawyk!"

Odpowiedzi na wasze komentarze: 
Maja Samsung - Według mnie ten zwrot "przeczesał dłonią włosy" jest wtedy kiedy powinien. Nie będą mu się włosy przetłuszczały, bo Malfoy'a to w tym rozdziale wkurzy i mu "zabroni" tak robić. Ty jako jedyna dałaś kilka nazw. Ja wybrałam ta najdłuższą, bo jest fajna i zabawna, ale ją trochę zmieniłam. Więc ich "grupa" będzie od dzisiaj" SSSpwSS czyli - Stowarzyszenie Synów Szatana pod wezwaniem Salazara Slytherina.. Trochę dużo "s". 
Ania Kolimaga - Wiedziałam, że będą błędy! Rozdział na szybko przepisywałam z mojego zeszytu dotyczącego tego bloga, ale coś tak po kilka razy zmieniałam. Myślisz, że Al powinien zając się misją? Ja sama nie wiem kiedy młody Potter weźmie na poważnie tą misję. 
Reszta ważnych informacji: 
Przepraszam za to, że tak długo nie pisałam rozdziału, ale w lipcu miałam mało czasu. I tak wiem popsułam końcówkę, ale miałam taki pomysł na to tylko miałam coś dodać, ale zapomniałam co. Przykro mi. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Czy u was też jest tak gorąco? Mam również nadzieję, że wybaczycie mi za błędy jeżeli wystąpią, bo przecież każdemu się może zdarzyć.
^^^ 
Kiedy rano byłem pomiędzy snem, a jawą zdałem sobie sprawę, że - niestety - jest wtorek. Jakie ja mam parszywe szczęście! Niechętnie wygramoliłem się z łóżka. Pierwsze co zrobiłem to zobaczyłem, która godzina. Jeszcze lepiej! Wstałem o 6.30, a nie jestem zmęczony. Może to powód tego, że w moim prawdziwym czasie jeszcze dwa dni temu kończyłem rok szkolny? Poszedłem szybko do łazienki. Umyłem zęby oraz wziąłem szybki prysznic. Ręcznik przewiązałem w pasie, bo na moje nieszczęście nie wziąłem ze sobą ubrań. Wyszedłem z łazienki i szybko ubrałem się w niebieskie obcisłe jeans'owe spodnie i białą koszulę. Krawat w barwach mojego domu luźno zawiązałem na szyi. Może gdyby "wysłano" Jamesa byłby bardziej uważny... Dobra  z tym przesadziłem. Może jest ode mnie starszy i mądrzejszy, ale już chyba wiem z jakich powodów wysłano mnie:
Po 1. Tiara umieściłaby go w Gryffindorze przez co nie umiałby tak bardzo zbliżyć się do Toma jak ja.
Po 2. Mój braciszek jest trochę nierozważny. Już dawno wymknęłoby mu się o Śmierciożercach i w ogóle.
Siedziałem na łóżku i patrzyłem na śpiącego Malfoya. Był tak podobny do swojego prawnuka. Na myśl o Scorpiusie poczułem lekkie ukłucie w sercu. Wstałem z łóżka i zacząłem szperać w kufrze. Stwierdziłem, że nie mam ani peleryny niewidki, ani Mapy Huncwotów. Mapy jeszcze nie wymyślono , a pelerynę... Ma mój pradziadek.
Westchnąłem i wziąłem pierwszą lepszą książkę jaka leżała na ziemi. Wspomniałem już, że w naszym dormitorium jest mega bałagan? Nie? To teraz już wiecie. Książka prawdopodobnie należała do Oriona. Położyłem się na plecach i zacząłem czytać.
Po jakiś piętnastu minutach chłopcy zaczęli wstawać.
- Kto ci pozwolił ją czytać? - zapytał Orion kiedy się rozbudził.
A nie mówiłem, że to jego książka? - Sam sobie pozwoliłem. - wzruszyłem ramionami wstając z łóżka. - Po za tym spaliście, a ja nie wolałem was nie budzić. I no.. Nudziłem się. - dokończyłem i oddałem książkę Black'owi.
Malfoy, który właśnie wyszedł z łazienki, stanął przede mną i oznajmił:
- Zastanawiam się czy nie przyjąć ciebie Severusie do SSpwSS.
- SS-czekaj co?! - zapytałem.
- Stowarzyszenia Synów Szatana pod wezwaniem Salazara Slytherina. - powiedział uśmiechając się.
- Kto wymyślił nazwę? - zapytałem wiedząc, że to jakaś grupa podobna do "Huncwotów".
- Ja. - Malfoy uśmiechnął się szeroko.
- Nie no. Powiedziano mi, że nie jesteś bystry, a tu proszę! - krzyknąłem, a Nott zaczął dusić w sobie śmiech.
Malfoy gdyby chciał nie umiałby przybrać maski obojętności.
- Kto ci coś takiego powiedział. - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Profesor Riddle. - wzruszyłem ramionami, a Nott zaczął się histerycznie śmiać. Lestrange spojrzał na mnie pytająco. - No wczoraj u niego w gabinecie. Powiedziałem, że punkty można nadrobić na lekcjach, a on odpowiedział cytuje: "Pan Malfoy nie jest zbyt bystry" koniec cytatu. Potem ja palnąłem coś o idealności i perfekcji. - uśmiechnąłem się szeroko.
Blondyn westchnął i zrzucił mokry ręcznik, który miał przewieszony na ramionach, na ziemię.
- Tak w ogóle powiedz nam jakim zaklęciem strzeliłeś wczoraj w Lestrange'a? - zapytał Avery siadając na łóżku.
- I dlaczego we mnie? - stęknął Lestrange.
- Po pierwsze strzelałem na oślep. Po drugie idźcie do biblioteki tam znajdziecie to zaklęcie. - uśmiechnąłem się chamsko.
- Ale jesteś. - mruknął Nott co przypomniało mi o kłótniach z Jamesem, albo Lily kiedy byliśmy mali.
- Wiem, wiem. - wyszczerzyłem się i rozejrzałem się po pokoju.
Na ziemi porozwalane były brudne ubrania i ręcznik. Pergaminy, pióra, książki i puste butelki po atramencie.
- Moglibyście tu chociaż posprzątać, bo nie da się nawet chodzić. - powiedziałem.
- Ale nam się nie chcę. - jęknął Black.
Westchnąłem głośno po czym wyciągnąłem różdżkę z kieszeni. Machnąłem nią w skomplikowany sposób kilka razy w powietrzu. Wszystko co leżało na ziemi albo nie było na swoim miejscu tam się właśnie znalazłam.
Uśmiechnąłem się z zadowoleniem z efektu.
- Naucz nas tego. - powiedział Nott kiedy otrząsnął się z szoku.
- W życiu! - zachichotałem. - Znajdźcie w bibliotece. - dodałem po chwili.
- Jesteś okropny. - podsumował Avery.
- Wiem, wiem. - machnąłem lekceważąco ręką. - Chodźmy na śniadanie, bo się spóźnimy.
Avery, Nott, Lestrange i Orion szybko przebrali się w mundurki, a do mnie podszedł blondyn i zacisnął krawat tak, że nie był już luźno zawiązany.
- Oszalałeś?! - krzyknąłem. - Zacznę się przez ciebie dusić. - dodałem.
Chłopcy patrzyli na mnie jak na idiotę po czym zaczęli się śmiać.
- Tom nie toleruje kiedy Ślizgoni nie są schludne ubrani. na przykład kiedy mają luźno krawat, albo koszula im wystaje. - powiedział Malfoy.
- Cholerny Riddle. - przekląłem.
Wziąłem torbę i wyszedłem za chłopakami. Na schodach rozwiązał mi się but, więc nie śpiesząc się zawiązałem go i poszedłem na śniadanie. Chłopcy siedzieli na swoich miejscach. Malfoy zostawił dla mnie wolne miejsce. Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do nich, Malfoy miał na talerzu tost z dżemem truskawkowym, więc gdy bylem koło niego wziąłem go i usiadłem na swoim miejscu.
- Ej oddaj mi mojego tosta! - krzyknął blondyn.
- Teraz jest mój. - uśmiechnąłem się chamsko po czym ugryzłem.
- Ale był mój. - Abraxas popatrzył na mnie władczo.
- Uspokój się prefekcie zrobisz sobie nowego. - dałem mu kuksańca w ramię.
Malfoy wymamrotał pod nosem coś o godności po czym wrócił do jedzenia tosta.
- Zauważyliście jak jego odznaka błyszczy? - zapytałem reszty.
Wzruszyli ramionami.
- Ab mam pytanie. - powiedziałem.
- Dajesz. - mruknął blondyn patrząc na swój talerz.
- Polerowałeś odznakę przez całe wakacje? - chłopcy i kilka osób siedzących dalej parsknęło śmiechem. - Żartuje. - dodałem widząc minę blondyna, która mówiła "Powiedz coś jeszcze, a strzelę Avadą."
- Co dzisiaj mamy pierwsze? - Black w porę zmienił temat.
- Opiekę nad magicznymi stworzeniami. - powiedział Avery po chwilowym zastanowieniu.
- Kurczaki. - powiedziałem cicho patrząc na zegarek.

- Coś się stało? - zapytał Lestrange.
- Nie tylko za pięć minut zaczynami lekcje. - powiedziałem.
- Co?! - krzyknął Nott.
- No. Chodźmy, bo się spóźnimy. - powiedział Blondyn.
Szybko wyszliśmy z Wielkiej Sali i skierowaliśmy się na polanę przed Zakazanym Lasem gdzie mieliśmy mieć zajęcia. Przeczekaliśmy niecałe pięć minut rozmawiając o tym co może być na dzisiejszej lekcji. Po chwili przyszedł młody mężczyzna. Miał około 30 lat. Był chudy i wysoki, ale przez jego szatę czarodzieja było widać mięśnie. Miał ciemniejszą karnacje co kontrastowało się z jasnoniebieską szatą, blond włosy i niebieskie oczy.
- To jest profesor Smith. - szepnął mi do ucha Nott.
- Cisza! - krzyknął mężczyzna. -Podejdźcie bliżej. Dzisiaj będzie niesamowita lekcja. - powiedział.
Klepnął ręką o swoje udo i na polanę przybiegło piękne zwierzę/ Było pół orłem, pół koniem.
Hipogryf. - Ktoś mi powie co to za zwierzę? - zapytał.
Zgłosiłem się. Ba! Zgłosiłem się jako jedyny. Złapałem zdziwione spojrzenia Gryfonów oraz Ślizgonów.
- Jest to hipogryf. Pół orzeł, pół koń. Niektórzy zamiast nazywać je hipogryfami, nazywają gryfami. - powiedziałem patrząc na Gryfonów. - Chcę jeszcze dodać, że są piękne.
- Doskonale piętnaście punktów dla Slytherinu. Tak to jest hipogryf ten ma na imię Kasztanek. - mówił, ale ja już go nie słuchałem.
Spojrzałem na chłopców, którzy byli podekscytowani. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc o co im chodzi.
- Nadrabiasz nam punkty. - szepnął Nott.
- Dobrze wiedzieć. - mruknąłem.
- Straciliśmy dwieście punktów za to, że zrobiliśmy kawał babie od zaklęć. - dopowiedział Lestrange.
Popatrzyłem na nich zdziwiony.
- Dobra opowiecie kiedy indziej. - szepnąłem.
- Hipogryfy to bardzo honorowe zwierzęta. Kiedy je się obrazi może tę osobę zabić. Ktoś może wie jak podejść do hipogryfa? - zapytał profesor. 

Zgłosiłem się. Znowu.
- Mówią, że hipogryf powinien zrobić pierwszy ruch co jest po części prawdą, bo hipogryfy pozwalają się dotknąć. Trzeba podejść do gryfa, ale nie za szybko za blisko , bo to może rozzłościć zwierzę. Powinno mu się patrzyć w oczy i nisko ukłonić. Jeżeli się odkłoni można je pogłaskać, jeżeli się nie odkłoni trzeba szybko  to trzeba szybko uciekać może tego kogoś zabić, albo w najlepszym przypadku złamać rękę. - uśmiechnąłem się lekko. 

- Kolejne piętnaście punktów dla Slytherinu! - krzyknął nauczyciel, a chłopcy bardziej się ucieszyli niż przewidywałem. - Rzeczywiście nasz nowy uczeń ma rację. To może chciałby ktoś poglaskać hipogryfa? - zapytał. 
- Ja mogę. - powiedziałem bez entuzjazmu.
Nauczyciel tylko szeroko się uśmiechnął. 

Dałem torbę na ziemię po czym zdjąłem szatę i dałem ją na torbę przez co zostałem w koszuli i jeansy'ach. Przeczesałem włosy palcami. Dziewczyny westchnęły.
To się zaczyna robić nudne.
-
Spisałeś już testament? - usłyszałem męski głos, a osoba, która to powiedziała stoi po stronie Gryffindoru.
- Zginę tylko wtedy jak za szybko nie odbiegnę. Zresztą jak umrę pewne osoby będą zachwycone. - powiedziałem.
I prawdopodobnie znajdę się szybciej w domu. - Widzisz Potter on nawet do śmierci podchodzi bez powagi. - wtrącił się blondyn.
Znieruchomiałem. Właśnie prawie pokłóciłem się z moim pradziadkiem.
Wow.Wziąłem głęboki oddech i powoli podszedłem do hipogryfa. Patrzyłem mu prosto w oczy i ukłoniłem się nisko. Kasztanek nie wykonał żadnego ruchu, więc pochylony nisko poszedłem kilka kroków do tyłu. Pół orzeł, pół koń odkłonił mi się. Uśmiechnąłem się lekko i wyprostowałem.
- Możesz go pogłaskać. - powiedział nauczyciel, a ja skinąłem głową.
Wyciągnąłem rękę do przodu i powoli, bardzo powoli zacząłem iść w stronę gryfa co jakiś czas się cofając, bo szedłem za szybko. Po jakiś pięciu minutach byłem przy Kasztanku. Ślizgoni klaskali z mojego wyczynu, a ja głaskałam magiczne zwierzę.
- Chyba pozwolił żebyś go dosiadł. - stwierdził profesor.
- Co?! - zapytałem.
Nauczyciel wyczarował stopień. Stanąłem na niego, a następnie wszedłem na gryfa.
- Złap się mocno tylko mu nie powyrywaj piór, bo one tego nie lubią. - powiedział i klepnął zwierzę w zad.
Złapałem się szybko za jego szyje bojąc złapać się mocniej. Hipogryf rozbiegł się po czym rozłożył skrzydła i zaczął lecieć. Od razu uświadomiłem sobie, że na miotle lata się o wiele lepiej i pewniej.
Lecąc na hipogryfie przy każdym ruchu skrzydeł miało się wrażenie, że się spadało, gdyż zad zwierzęcia leciał niebezpiecznie w dół.
Lecąc na miotle leciało się prosto bez żadnych tego typu "niespodzianek".
Na Kasztanku przeleciałem nad Zakazany Lasem, błoniami i wieżami zamku. Muszę przyznać, że było to niesamowite przeżycie.  Kiedy wracaliśmy na polanę Kasztanek pochylił się niebezpiecznie w przód, a ja automatycznie złapałem się mocniej zwierzęcia bojąc się, że spadnę. Hipogryf wylądował bezpiecznie przez co odetchnąłem z ulgą, a następnie zeskoczyłem z grzbietu stworzenia. Ślizgoni klaskali. Uśmiechnąłem się lekko i podszedłem do Oriona i reszty.
- To było niesamowite. - powiedział podekscytowany Lestrange.
- Nic takiego. - machnąłem lekceważąco ręką ubierając szatę i zakładając torbę na ramię.
- Koniec lekcji. - oznajmił Smith.
Ślizgoni poszli na transmutacje.
Ostatnią lekcją szóstej klasy Slytherinu była Obrona przed czarną magią.
- Fajnie by było gdyby dzisiaj były pojedynki. - stwierdził Avery.
- Dlaczego tam bardzo ci na tym zależy? - zapytał Lestrange.
- Chciałbym zobaczyć jak dobry jest nasz nowy uczeń. - Avery wyszczerzył się i poczochrał mi włosy.
- Nie. Dotykaj. Moich. Włosów. - warknąłem wyciągając różdżkę, którą skierowałem na gardło Ślizgona.
Mogło to wyglądać trochę dziwnie, bo jestem niższy od moich współlokatorów.
- I tak zawsze wygląda jakbyś miał gniazdo na głowie. - powiedział Nott.
Prychnąłem, schowałem różdżkę do kieszeni spodni, a następnie przeczesałem włosy palcami.
- Szczerze to ja też chciałbym zobaczyć Severusa w pojedynku. - powiedział Malfoy.
- Dlaczego? - zapytał Lestrange.
- Chciałbym wiedzieć dlaczego Riddle daje mu dodatkowe lekcje. - powiedział blondyn.
- Po pierwsze wczoraj dowiedzieliście się, że potrafię doskonale rzucać zaklęcia niewerbalne, a te akurat było z działu obrony. Niestety wy tego zaklęcia nie znacie. Po drugie profesor Riddle prawdopodobnie mnie nienawidzi. - "Ze wzajemnością" - Po trzecie nie będziemy codziennie mieć pojedynków. Trzeba się czegoś nauczyć.
Kiedy skończyłem mówić usłyszeliśmy kroki. Przyszedł profesor. Był ubrany w czarne szaty. Wszedł do klasy, a my za nim. Usiadłem z Malfoyem w jednej z pierwszych ławek. Szczerze to wcale się tym nie zdziwiłem.
- Dzisiaj będziemy się uczyć zaklęcia patronusa. - oznajmił. - Kto mi powie czym jest patronus i jak poprawnie go wyczarować? - zapytał.
Zgłosiłem się. Tym razem nie miałem ochoty rozejrzeć się po klasie, żeby zobaczyć kto jeszcze się zgłosił. Przez chwilę na twarzy Riddle'a można było wyczytać zaskoczenie, ale niemal od razu zmienił swój wyraz twarzy na maskę obojętności.
- Proszę panie Wilson.
- Patronus to rodzaj pozytywnej siły. Dla tego kto go wyczaruje stanowi rodzaj strażnika, pewnej tarczy między nim, a dementorem. Żeby zadziałało trzeba przywołać wspomnienie nie byle jakie, ale bardzo szczęśliwe niosące wielką moc. Jest to zaawansowana magia, więc nawet wykwalifikowanemu czarodziejowi nie udaje się wyczarować w pełni sprawnego patronusa czyli patronusa cielesnego. Większości na początku nie udaję się nawet mała mgiełka, która mogłaby pokonać jednego dementora. - powiedziałem wszystko co sobie przypomniałem.
- Widzę, że wiem pan dużo o patronusach panie Wilson. Zadam panu dodatkowe pytanie. Co trzeba zrobić zaraz po bliskim spotkaniu z dementorem? - zapytał Riddle.
- Trzeba zjeść czekoladę, albo wypić gorącą czekoladę profesorze. - powiedziałem uśmiechając się.
- Dobrze. Dwadzieścia punktów dla Slytherinu. Może pan zademonstrować zaklęcie panie Wilson.
Skinąłem głową po czym wyszedłem z ławki. Wiedziałem, że muszę wyczarować patronusa zaklęciem werbalnym. Przypomniałem sobie moje najszczęśliwsze wspomnienie - pierwszy pocałunek ze Scorpiusem. 

- Expecto Patronum. - powiedziałem, a z końca różdżki "wyskoczył" wilk. Przebiegł wokół całej sali po czym wrócił do mnie i zniknął.
- Przypuszczam, że to nie pierwszy raz kiedy rzuca pan to zaklęcie. - powiedział opiekun Ślizgonów.
- Nie. - skłamałem po czym wróciłem do swojej ławki. - Przecież nie muszę być większością. Bardzo często są wyjątki od reguły, a to nie jest reguła. - dokończyłem.
- I tak uważam, ze uczył się pan wcześniej tego zaklęcia. - ciągnął nauczyciel.
- Ma mnie pan profesorze. Uczyłem się kiedyś tego zaklęcia. - ''W szóstej klasie mojej teraźniejszości'' - I nie, nie jestem najmłodszą osobą, która wyczarowała cielesnego patronusa. - wyprzedziłem wypowiedź nauczyciela. - Mam znajomego, który nauczył sie tego w wieku trzynastu lat. Miał problemy z dementorami.
Nie ma to jak zamienić ojca na kolegę. Zaśmiałem się w duchu.
Resztę lekcji patrzyłem jak Ślizgoni usiłują wyczarować patronusa. Od czasu do czasu pomagałem im pytając jakie wspomnienie wybrali i mówiąc, że jest ono za słabe. Riddle wtedy rzucał m wtedy gniewne spojrzenia, które przypominały mi, że nie jestem nauczycielem. Tak więc całą lekcję się nudziłem.
Robiąc zadanie domowe w pokoju wspólnym zobaczyłem, która godzina. Została mi godzina do dodatkowych zajęć. Nie zastanawiałem się co będę robił z Riddlem i nie chciałem wiedzieć. Zadania domowe nie przynosiły mi trudności lub większych problemów, bo wszystko to co przerabiam teraz miałem już w moim prawdziwym czasie. Chociaż zadano nam dzisiaj dużo skończyłem dosyć wcześnie i żeby jakoś zleciała mi ta godzina zacząłem czytać książkę, którą pożyczyłem od Orona.
- Mogę od ciebie odpisać? - zapytał po raz setny Lestrange.
- Mogę wam najwyżej później sprawdzić, ale nie dam wam odpisać. - zachichotałem.
- Jakim cudem zgłaszasz się tylko na Obronie i Opiece? - wtrącił się Black. - I jakim cudem do cholery nie zostałeś Krukonem?
- Obrona i Opieka są moimi ulubionymi przedmiotami i też są dosyć łatwymi. I mnie nie pytaj tylko Tiary dlaczego nie zostałem Krukonem. - odpowiedziałem. 

- Slughorn będzie chciał mieć cię w swojej kolekcji po tym jak idealnie uwarzyłeś veritaserum. Na pewno zaprosi cię na najbliższe spotkanie Klubu Ślimaka. - powiedział blondyn szukając czegoś w książce do Historii Magii.
- Spokojnie każdy z nas należy do tego nędznego klubu. - dodał Avery nie przerywając pisania.
- Jak ty mogłeś tak szybko skończyć? - zapytał Nott.
- Normalnie. - wzruszyłem ramionami. - Cholera. - przekląłem kiedy zajrzałem na zegarek po czym zacząłem szybko pakować moje rzeczy do torby.
- Co jest? - zapytał Lestrange, który zrobiłby wszystko, żeby się nie uczyć.
- Muszę iść do Riddle'a. Nie chcę się spóźnić. - powiedziałem po czym wybiegłem z pokoju wspólnego biegnąc do gabinetu profesora.
Stanąłem przed drzwiami starając się uspokoić urywany oddech. Zapukałem, a słysząc zaproszenie wszedłem do środka.
Młody Voldemort siedział na kanapie bez szaty. Ja też wcześniej zdjąłem, więc byłem tak jak Riddle w koszuli i jeansy'ach. 

- Jeszcze minuta, a by się pan spóźnił. - powiedział.
- Ale się nie spóźniłem. Po za tym musiałem zrobić zadanie i słuchać jęków Lestrange'a, Avery'ego, Notta, Malfoya i Blacka. Którzy specjalnie głośno się zastanawiali jakim cudem zrobiłem tak szybko zadanie, dlaczego nie zostałem Krukonem oraz czemu nie dam im odpisać. - powiedziałem spokojnie.
Młody Czarny Pan chciał chyba jakoś skomentować moją wypowiedź, ale zamiast tego powiedział tylko:

- Proszę usiądź. 
Wskazał na miejsce obok siebie.
- Dziękuje postoje. - powiedziałem spokojnie.
W razie czego przybrałem maskę obojętności.
- Nalegam. 

Nie odpowiedziałem nic tylko usiadłem, nie wiedząc co zrobić z dłońmi zacząłem bawić się palcami.
- Na czym będą polegać nasze lekcje? - zapytałem ostrożnie przerywając ciszę wiedząc, że Riddle mnie obserwuje.
- Będę cię uczył trochę tego, trochę tamtego. - opowiedział zagadkowo. 

- Nie potrzebuje dodatkowych lekcji jeśli chodzi o zaklęcia obronne. - wypaliłem.
Ciemnowłosy mężczyzna podniósł brew.
- Moi współlokatorzy um.. Bynajmniej jeden dowiedział się tego na własnej skórze profesorze. - zacząłem patrzeć na swoje buty.
- Doprawdy? Proszę mi o tym opowiedzieć.
Riddle chyba dobrze się bawił, a ja zacząłem się bardziej spinać.
Przyszedłem tu na lekcje, a nie na pogaduszki. - Em... Można uznać, że wczoraj wkurzyłem się na nich, bo... um.... opowiadali coś, że pan jest mną zainteresowany co osobiście uważam za śmieszne i... eee.. Idąc do dormitorium rzuciłem na Lestrange'a zaklęcie spowalniające. - powiedziałem nadal patrząc na moje buty. - I ee.. rzuciłem je niewerbalnie, więc chłopcy nie słyszeli formułki i rano pytali mnie co to za zaklęcie. - dokończyłem do swoich butów.
- Ciekawe. Nie każdy szóstoroczniak potrafi rzucać niewerbalne. - powiedział powoli mężczyzna.
A jeżeli ten szóstoklasista powinien być w siódmej i w ogóle emocjonalnie przypomina siedemnastolatka? - Jestem jedyny w swoim rodzaju. - powiedziałem.
Młody Voldemort wyciągnął różdżkę, a ja automatycznie zacisnąłem palce na różdżce. Mężczyzna zdawał się tego nie zauważyć tylko machnął różdżką, a w naszym kierunku poleciały dwie filiżanki jak się okazało z herbatą.
- Poczęstuj się.
- Nie dziękuje. - oderwałem swój wzrok od butów.
- Nie dodałem do niej trucizny. - zapewnił mnie nauczyciel. - Chociaż jest to moje skryte marzenie. - dodał po chwili, a ja mimowolnie uśmiechnąłem się do siebie.
- Jakoś nie wyglądasz na kogoś kto chodził do Durmstragu. - powiedział mężczyzna.
- A pan nie wygląda na mordercę. - zripostowałem.
Była to po części prawda. Gdybym nie wiedział, że osoba obok mnie zabiła już kilka osób nie domyśliłbym się tego.
- Jak na swój wiek jesteś silnym oklumentą. - Riddle nie zwrócił uwagę na moją wypowiedź.
- Mówiłem, że jestem w sowim rodzaju. - powiedziałem.
- Można wiedzieć kto cię tego nauczył? - zapytał.
- Ktoś kiedyś uznał, że mi się to przyda. Popieram to, bo pan już próbował wejść do mojego umysłu. Niestety sądzę, że ta osoba nie chciałaby żebym komukolwiek podawał jego dane. - powiedziałem wyłamując sobie palce.
Spojrzałem na zegarek na ręce była już 17.00. Szybko zleciało.
- Powinieneś już iść. I panie Wilson nasze spotkania będą się odbywać we wtorki, ale o dwudziestej. - oznajmił, a ja skinąłem głową.
Wyszedłem z gabinetu żegnając się i od razu skierowałem się do pokoju wspólnego. Kiedy wszedłem od razu zostałem otoczony przez moich współlokatorów.
- Sprawdzę tylko esej z Obrony. Z niczego więcej nie będę sprawdzał zadania jest dużo i wa też. Po za tym musicie sami sobie radzić. - powiedziałem od razu.
Kolejną godzinę sprawdzałem eseje chłopaków, a ci pół godziny przepisywali. Wreszcie poszliśmy na spóźnioną kolację. Usiedliśmy na swoich miejscach.
- Jestem zmęczony. - powiedziałem i przeczesałem włosy placami.
- Przestań tak robić. - warknął Malfoy.
- Jak? - zapytałem.

- Przeczesywać włosy palcami. - wtrącił Avery. - Dlaczego tak robisz?
- To mój cholerny nawyk! - krzyknąłem.
- To przestań tak robić. - powiedział blondyn.
- No dobra. Postaram się. - westchnąłem.
Po zjedzonej kolacji poszliśmy do dormitorium. 

- Sev zauważyłeś, ile lasek na ciebie leci? - zapytał Nott, który siedział na swoim łóżku.
- Nie za bardzo. - wzruszyłem ramionami.
- Jak tego można nie zauważyć! - krzyknął Lestrange.
- Nie szukam aktualnie dziewczyny.
Wcale nie szukam dziewczyny. - One dla ciebie ubiorą najkrótszą spódniczkę jaką mają. - jęknął Avery.
Nic nie odpowiedziałem tylko zdjąłem buty.
- Widziałeś jak one na ciebie patrzą? - zapytał Black.
- Nie i nie obchodzi mnie to, bo jak już mówiłem nie szukam dziewczyny! - krzyknąłem.
- Może nasz nowy współlokator nie gustuje w dziewczynach. - stwierdził Abraxas. - Przecież on nie patrzy na nie z.. tym czymś, bardziej z obrzydzeniem.
Zdziwiłem się.
- Widzę, że z ciebie niezły znawca. - powiedziałem uśmiechając się lekko.
- Przyznaj, że jesteś homo. - powiedział Orion.
- Jestem gejem. Tak macie mnie. - powiedziałem. - Jeżeli tego nie tolerujecie możecie mnie przekląć, a jeżeli uważacie, że ten gatunek powinien nie istnieć możecie mnie zabić.
- Nie rzucimy na ciebie klątwy młody. - powiedział blondyn. - Przecież jasne, że oni są hetero, ale muszą tolerować gejów, bo ja jestem bi. - uśmiechnął się.
- Bo ci uwierzę. - mruknąłem.
- Oj uwierz. Może chcesz się przekonać? - zapytał podchodząc do mnie.
- Nie dzięki. - cofnąłem się do tyłu.
Nie zwracając uwagi na resztę poszedłem do łazienki się przebrać, a następnie zasnąłem wykończony wcześniej zasłaniając kotary wokół łóżka.


















czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział II - W Gabinecie Riddle'a

Odpowiedzi na wasze komentarze: 
Maja Samsung - Relacje Toma i młodego Pottera powiadasz? To będzie trochę trudne. Nie zdradzę mojego pomysłu, więc powiem, że będzie szło w dobrym kierunku. I nie powiem do czego zamierzam. Zrobię wam niespodziankę :) 
oNyks Xyz - Napiszę tyle, że uda mu się wykonać misję i Albus ma taki być ;) 
Selene Neomajni - Według mnie Albus od zawsze pasował do Slytherinu, więc nawet w swoim prawdziwym czasie jest Ślizgonem. Tak jak prosiłaś zrobiłam zakładkę "Bohaterowie". Napiszę od razu, że było trudno znaleźć Albusa "starszego". Bo były same zdjęcia z 1 roku, ale jakoś znalazłam.  
Reszta ważnych informacji: 
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i nie ma błędów. Imię starszego Malfoya znalazłam na stronie wiki Harry'ego Pottera. A imię starszego Blacka wzięłam do gwiazdy, bo ich synowie mają imiona od gwiazd. I mam do was małe zadanko. Wiem, że jesteście kreatywni, więc wymyślcie nazwę grupy, która rozrabia. Coś typu "Huncwoci". Moim pierwszym pomysłem były "Śmerciożelki", ale zrezygnowałam. Przepraszam za błędy jeżeli będą. 
^^^
Poczułem się jakbym zaczynał Hogwart od nowa. No, ale teraz nie będę szedł do pierwszej klasy tylko szóstej. Przy stole Slytherinu było słychać głośne oklaski i wesołe krzyki. Przewróciłem oczami i podszedłem do niego. Nie wiedziałem gdzie usiąść, więc stałem do czasu gdy pewien chłopak nie zrobił mi miejsca obok siebie. 
- Cześć jestem Abraxas Malfoy - przywitał się ten sam chłopak, który zrobił mi miejsce. 
Malfoy? Czyli chodzę do klasy z pradziadkiem Scorpiusa? Lepiej być nie może! 
Przyjrzałem mu się uważniej i mogłem od razu stwierdzić, że gdyby mi się nie przedstawił i tak wiedziałbym, że to Malfoy. 
- Miło mi - uśmiechnąłem się lekko
- To jest Avery, Nott, Black i Lestrange - powiedział pokazując na kolegów 
Zacisnąłem ręce i zęby.
- Mów mi Orion - powiedział Black po czym dodał - Coś się stało? 

Nie nic. Tylko no wiesz... Córka Lestarnge'a zabije twojego starszego syna. Twój młodszy syn umrze kiedy znalazł horkruksa Voldemorta... Doprawdy nic takiego.. 
- Źle się poczułem - skłamałem 
Spojrzałem na stół nauczycielski. 
Aha.. Czyli Riddle już przyszedł. I co? Będzie mi odejmował punkty za oddychanie? Tak.. Nie ucierpię na tym ja tylko cały Slytherin. 
- Severus! - ktoś krzyknął potrząsając mną. 
- Sorry.. Odleciałem - powiedziałem.
- Zdążyliśmy zauważyć - uśmiechnął się Nott.
- O i.. Mówicie do mnie Sev... Nie lubię mojego pełnego imienia - mruknąłem 

Ups sorry nienawidzę mojego teraźniejszego imienia. 
- Zresztą nieważne - machnąłem lekceważąco ręką. 
Spojrzałem jeszcze raz na stół nauczycielski. I kogo mam tu znać? Znam Dumbledore'a i Riddle'a, ale wiem też, że dyrektorem jest Dippet. 
- Naszym opiekunem jest Riddle prawda? - zapytałem odwracając głowę do chłopaków. 
- Tak, ale Slughorn mu tak jakby pomaga - wyszczerzył się Orion
Zmarszczyłem brwi nie wiedząc o kogo chodzi.
- Facet od eliksirów. Siedzi koło profesora Riddle'a - powiedział Malfoy. 
- Pierwszy raz widzę, że Riddle się kimś interesuje... Szczególnie nowym uczniem. - powiedział powoli Lestrange patrząc na stół nauczycielski.
- O co ci chodzi? - zapytałem. 
- Słuchaj Wilson. Każdy uczeń w tej szkole chcę być zauważony przez Toma. Nawet ci "odważni jak lew" Gryfoni. - powiedział Nott robiąc cudzysłów w powietrzu. - No, a ty zjawiasz się praktycznie znikąd, a on już się tobą interesuje. - dodał 
- Pewnie zastanawia się ile punktów odjąć mi za oddychanie - wzruszyłem ramionami, po czym upiłem łyk soku dyniowego. - Albo ile dać punktów osobie, która by mnie zabiła - dodałem po chwili. 
- Co ty taki na niego cięty? - zapytał Avery
- Spotkałem go w skrzydle szpitalnym wydał mi się... eee.. podejrzany. 
Ha! Morderca moich dziadków wydał mi się podejrzany! 
- On jest spoko! Najlepszy nauczyciel w szkole - Avery prawie krzyknął. 
- Na jego lekcjach ćwiczymy pojedynki? - zapytałem sarkastycznie wiedząc, że Riddle już buduje swoją armię.
Chłopcy jednak nie przejęli się moim sarkastycznym tonem. 
- Jasne! Inaczej nie byłaby to lekcja Obrony - powiedział entuzjastycznie Orion.
- Tak... I rzucamy na siebie zaklęcia czarno magiczne i niewybaczalne - powiedziałem wyłamując sobie palce.
- Żartujesz prawda? - zapytał sarkastycznie blondyn - Riddle nie toleruje czarnej magii.
Och na prawdę? To dla mnie coś nowego, bo ja go znam tylko z tej strony.
- Kiedy mamy obronę? - zapytałem modląc się, żeby jak najpóźniej.
- Jutro - opowiedział Nott
- Co? Nie jestem na to psychicznie przygotowany - jęknąłem niezadowolony.
Byłem pewny, że chłopcy się zaśmieją uważając to za kolejny żart, ale ci, którzy siedzieli naprzeciw mnie spojrzeli za mnie ze strachem w oczach.
Za moimi plecami rozległ się zimny śmiech. Kto by to nie mógł być jak nie Riddle? I od jak długiego czasu nas podsłuchuje?
- Tylko psychicznie? - zapytał
- Tak profesorze. Fizycznie jestem przygotowany. Przecież leżałem kilka godzin w skrzydle szpitalnym, a tak to cały dzień nic nie robiłem - powiedziałem zgodnie z prawdą - Oprócz podróży - dodałem
- Widzę, że zaprzyjaźniłeś się z najbardziej rozrabiającą grupą w całym Slytherinie - powiedział nauczyciel.
Odwróciłem się do chłopaków, a ci wyszczerzyli się do mnie.
- No wie profesor odkąd pamiętam kręcę się w takim towarzystwie - powiedziałem znowu zgodnie z prawdą.
- Za pięć minut w moim gabinecie panie Wilson - powiedział
- Co... Ale... Ja... Ech... - mruknąłem
- Coś nie tak? - zapytał Riddle
- Nic nie zjadłem - powiedziałem wskazując na pusty talerz.
- Nie ważne. Za pięć minut masz się stawić w moim gabinecie. - zażądał
Bąknąłem coś niezrozumiałego pod nosem i nałożyłem sobie pudding, ale zamiast jeść wierciłem w nim dziury.
Wstałem
- Lepiej będzie jak się nie spóźnię - powiedziałem widząc zdumione twarze chłopaków.
- Wiesz gdzie jest jego gabinet? - zapytał Lestrange
- Nie - jęknąłem
Chłopcy wytłumaczyli mi gdzie jest gabinet, a ja chcąc nie chcąc powlokłem się do niego. Zacząłem biec na schodach prowadzących do lochów. Została mi niecała minuta, a ja wolałem się nie spóźnić. Stanąłem przed drzwiami do gabinetu Riddle'a i wziąłem głęboki wdech i wydech. Zapukałem. Usłyszałem ciche "proszę" i wszedłem do gabinetu.
Gabinet wyglądał tak jak sobie wyobrażałem. Przecież Riddle jest dziedzicem Slytherina prawda? Jego gabinet był bardzo (aż za) Ślizgoński.
Ściany były zielono-srebrne. Biurko, które stało po prawej stronie na końcu pokoju było wykonane z ciemnego brązu. Tak samo jak wszystkie półki na książki. Sofa, która stała na środku również była zielona. Obok sofy stał stolik do kawy, który także był wykonany z ciemnego brązu, a pod stolikiem leżał srebrny, puchaty dywan. Koło biurka stał ogromy kominek. Jeszcze raz spojrzałem w każdy kąt gabinetu szukając Riddle'a. Młody Voldemort leżał wygodnie na kanapie. Miał na sobie obcisłe czarne jeansy i czarną koszulę z kilkoma odpiętymi guzikami przez co można było zauważyć jego klatkę piersiową.
Pięknie! Lepiej być nie może! On wygląda tak.. no inaczej. Tak ładnie. Oczywiście żaden nauczyciel nie powinien być tak ubrany. Kurdę Al o czym ty myślisz? 
Riddle chyba wyłapał moje myśli, bo kiedy stanąłem naprzeciw niego niego to podniósł jedną brew.
Po raz kolejny tego wieczoru wziąłem głęboki wdech i wydech.
Odpręż się zamknij swój umysł. 
Podziałało. Chciałem uśmiechnąć się z satysfakcją, ale nie zrobiłem tego wiedząc, że czarnowłosy zadawałby pytania.
- Wzywał mnie profesor - powiedziałem.
Na Merlina! Jak trudno mówić mi do niego profesor! 
- To będzie niebezpieczne jak dołączysz do tej grupy - powiedział nauczyciel siadając na sofie.
Och.. Doprawdy? Od kiedy troszczysz się o swoich uczniów Riddle? Zresztą i tak zrobię ci nazłość. 
- Jak już mówiłem odkąd pamiętam kręcę się wokół takich osób. Może my stracimy trochę punktów, ale szkoła się będzie dobrze bawiła - wzruszyłem ramionami - Zresztą można nadrobić punkty meczami quidditcha, albo na lekcja - dokończyłem
- Wątpię, że punkty nadrobicie na lekcjach. Pan Malfoy nie jest zbyt bystry - wredny uśmiech pojawił się na twarzy Riddle'a.
- Każdy jest w czymś dobry. Tylko jedni umieją to lepiej inni gorzej. Nikt nie jest idealny... Chociaż.. Mi do perfekcji mało brakuje - przeczesałem palcami włosy.
- Jesteś małym, wrednym, aroganckim...
- Gnojkiem? - zapytałem sarkastycznie - Wiele razy byłem tak nazywany - skłamałem.
Dziwne prawda? Osoba taka jak Riddle wydaje ci się tak bardzo opanowana, a jednak na twoich oczach traci panowanie nad sobą. Czarnowłosy wstał z sofy i patrzył prosto w moje oczy. Nie przerywałem kontaktu wzrokowego, ale kontem oka zobaczyłem, że zaciska dłonie w pięści.
Jak ja wręcz kocham wkurzać ludzi tak, że tracą nad sobą panowanie!
Nie przewidziałem jednak tego, że młody Voldemort użyje wobec mnie Legilimencji. W głowie prześwitywały mi obrazy. Najpierw był to tata potem mama, Lily i James. Gdybym nie zamknął umysłu przed nauczycielem na pewno doszedłby do Scorpiusa, a wtedy zrobiłoby się nieprzyjemnie. Przecież każdy Malfoy jest do siebie podobny.
- Na każdym uczniu używasz Legilimencji? - warknąłem
- Ty jesteś wyjątkowy - powiedział i znów przybrał maskę obojętności.
- Jestem zaszczycony - powiedziałem sarkastycznie.
Riddle usiadł na sofie, a ja dopiero teraz zobaczyłem fotel koło niej. Oczywiście musiał być tego samego koloru co sofa.
- Usiądź - powiedział Voldemort wskazując na fotel.
- Dziękuje postoje - powiedziałem przeczesując włosy palcami. Po czym dałem kciuki do tylnych kieszeni spodni.
Ktoś lekko zapukał do drzwi. Z ust Riddle'a padło ciche "proszę". Do gabinetu wszedł straszy mężczyzna. Był grubszy i miał rzadkie siwe włosy. Siedział on obok Riddle'a na kolacji. Nauczyciel eliksirów - profesor Slughorn.
- Witaj Horacy - powiedział spokojnie Riddle.
- Witaj Tom. Nie uważasz, że Severus powinien być już w dormitorium? Jest już późno - nauczyciel eliksirów od razu powiedział o co mu chodziło.
- Zaprowadzę go żeby się nigdzie nie zgubił. Po za tym nie zna hasła - powiedział Riddle.
Podszedł do mnie i złapał mnie za ramie, a moje nogi momentalnie się ugięły.
- I bym zapomniał - tym razem Voldemort zwrócił się do mnie - Co wtorek o piętnastej masz wstawić się w moim gabinecie na dodatkowe lekcje.
Zanim zdążyłem ogłosić swój głośny sprzeciw nauczyciel eliksirów zapytał:
- Nie jesteś zbyt surowy Tom?
- Myślałem i tak mówią, że lekcje ze mną to sama przyjemność - powiedział młody Lord
- To ktoś musiał pana okłamać - powiedziałem, a zaraz potem pożałowałem, bo Riddle zacisnął mocniej swoją dłoń na moim ramieniu przez co syknąłem - Po za tym nie jestem kompletnym beztalenciem. Mam pewien talent do Obrony Przed Czarną Magią, ale wątpię, że się panu spodoba profesorze Riddle. Po tym talencie został mi jeszcze talent do pakowania się w kłopoty - dokończyłem.
- Chodźmy już. Zaraz zacznie się cisza nocna - powiedział Tom i wyprowadził mnie z gabinetu.
Kiedy wyszliśmy z gabinetu zacząłem się szarpać i wyrywać byleby czarnowłosy mnie puścił.
- Umiem chodzić - warknąłem
- Jakoś nie zauważyłem - mruknął Riddle i się zatrzymał.
No tak byliśmy już przy ścianie przez, którą przechodzi się do pokoju wspólnego Slytherinu. Młody Voldemort podszedł do mnie bliżej. Dzieliło nas parę centymetrów. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe. Byłem pewny, że słyszy jego bicie.
On jeszcze do cholery nie zapiął tej koszuli! 
- Uciec przed śmiercią - powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- Uciec przed śmiercią - powtórzyłem głośno połykając ślinę.
- Bardzo dobrze. Znasz już hasło, więc sobie poradzisz - powiedział i zniknął
- Cholerny Riddle - warknąłem cicho.
Powiedziałem hasło i wszedłem do pokoju wspólnego. Kiedy wszedłem wszystkie rozmowy nagle ucichły. Zauważyłem, że salon się nie zmienił, a raczej nie zmieni się w przyszłości.
Niecały dzień  szkole, a już się tobą interesują.
Przeczesałem włosy i spojrzałem w stronę Abraxasasa* pytającym spojrzeniem. Ten tylko się do mnie wyszczerzył. Przewróciłem oczami i podszedłem do niego. Nie był sam. On siedział na fotelu, a na kanapie siedzieli: Lestrange, Avery, Nott i Black. Naprzeciw kanapy stał duży kominek.
- Posuńcie się - mruknąłem do chłopaków siedzących na kanapie, którzy się przesunęli.
Usiadłem. Nie zamierzałem się odezwać. Wiedziałem, że Malfoy - król Slytherinu to wszystko ustawił.
Po raz kolejny tego wieczoru przeczesałem dłonią włosy na co niektóre dziewczyny westchnęły. Wpatrzyłem się w ogień, który był w kominku i grzał cały pokój. Postanowiłem się w niego patrzyć tak długo, aż będzie głośno. Teraz zrobiło mi się żal James'a i Lily. Rodzice wiedzieli, że jestem w podróży w czasie. Ciekawe co powiedzieli rodzeństwu, rodzinie i.. Scorpiusowi.
Przed twarzą ktoś - Malfoy - machnął kilka razy dłonią. Musiałem kilka razy mrugnąć po czym z przyjemnością stwierdziłem, że w salonie jest normalnie.
- No to.. Po co Riddle cię zaprosił do siebie do gabinetu i co robiliście tam tak długo? - zapytał blondyn
Oj uwierz nic takiego... Była sprzeczka i no wiesz użył wobec mnie Legilimencji. Na prawdę nic takiego.. 
- Nic takiego - wzruszyłem ramionami - Ostrzegł mnie przed wami. O i potem przyszedł Slughorn. No, a najgorsze zostawił na deser. Mam z nim dodatkowe lekcje co wtorek. - dokończyłem znudzony.
- Jak fajnie - jęknął Orion
- Wydaje mi się, że Tom jest tobą zainteresowany - stwierdził Avery ruszając sugestywnie brwiami.
- Chyba cię główka boli chłopczyku - warknąłem - Jestem hetero - skłamalem
A co miałem powiedzieć? O tak jestem homo i chodzę z prawnukiem Malfoya. 
- Ale.. - zaczął Abraxas
- Och zamknij się Ab. Idę do dormitorium spać mi się zachciało - warknąłem.
Poszedłem szybko na schody. Chłopcy - niestety - poszli za mną. Puściłem w ich stronę niewerbalne "Inpedimento" i szybko wszedłem do dormitorium. Okazało się, że pokój mam właśnie z nimi,
Zapowiada się długa podróż w czasie...
---
* Nie wiem czy dobrze odmieniłam/napisałam