poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział V - "Chodzisz do psychiatry?"

4 komentarze:
Odpowiedzi na wasze pytania: 
Maja Samsun, Lauren - Tak Tom raczej będzie miał romans z Albusem, ale jeszcze wszystko może się zmienić. Zależy czy wymyślę coś lepszego.
Lauren - Napisałaś komentarze do wszystkich moich rozdziałów niedawno, bo dopiero zaczęłaś czytać. Więc opowiem ci tutaj. To tak autorki najczęściej wysyłają Hermione lub Harry'ego. Zależy czy to Tomarry czy Tomione. Hmmm... Napisałaś coś w jednym komentarzu, że w świecie mugoli w tym czasie gdzie się znalazł Potter homo jest traktowane gorzej niż zwierzęta, więc w świecie Magii powinno być jeszcze gorzej. Wiesz zrobiłam to na odwrót to znaczy z czasami. W tym czasie gdzie jest Albus homo są tolerowane, a w jego teraźniejszości też jest tolerowane, ale nie każdy toleruje np. rodzina Albusa tego nie toleruje i przez to ma słabe kontakty z rodziną. Powiem szczerze, że w niektórych przypadkach tragiczne, więc Al jak się dowiedział, że nikt mu nie będzie nic wytykał i wg. ucieszył się.

Dobra co do rozdziału to wiem, że długo nie wstawiłam tu notki, ale sama nie miałam czasu. A najpierw piszę w zeszycie i chyba pięć razy wszystko zmieniałam, żeby jakoś wyszło. Dodatkowo jeszcze niedawno byłam pewna, że w roku szkolnym będę miała więcej czasu niż w wakacje, ale niestety nauczyciele dają popalić. Rozdział nie jest najdłuższy, ale według mnie jest jak na razie najlepszy. W pierwszym rozdziale zapomniałam napisać, że na tym blogu kanon na przeproszeniem poszedł się pieprzyć.
Rozdział nie zbetowany. Beta betuje mi dopiero 2 rozdział, więc dodałam nie zbetowany.
^^^ 
- To nie był dobry pomysł - powiedział Orion w niedzielę rano przy śniadaniu. 
- Raczej nie będzie wiedział, że to ja - wzruszyłem ramionami.    
- Wilson! - cała Wielka Sala usłyszała krzyk.
Krzyczał Abraxas Malfoy. Miał niebieskie pasemka na blond włosach. Stał w wejściu do sali.
- Chyba się domyślił, że to ja - mruknąłem. 
Wstałem i uśmiechnąłem się szeroko. 
- Witaj. Fajnie wyglądasz. Wiesz, że niebieski ci pasuje. Kiedy sobie to zmieniłeś? - zapytałem udając głupiego.
- Nie obchodzi mnie jak wyglądam! - Jasne... - Doskonale wiem, że to twoja wina - zaczął iść szybko w moją stronę.
Przełknąłem ślinę po czym rozejrzałem się po sali. Każdy - bez wyjątku - patrzył na nas zszokowany. Tylko, że Riddle miał zamaskowany szok. 
- Tak to moja wina - przyznałem. - Ale nie tylko moja - dodałem. - Rzeczywiście ja chciałem zrobić tobie pasemka, ale farbą do włosów. Avery przypomniał sobie zaklęcie zmieniające kolor. Lestrange i Nott się potem kłócili. Pierwszy z nich chciał, żebyś miał czarne pasemka, a drugi różowe. W końcu wpadłem na pomysł z niebieskimi, bo fajnie wyglądają z blondem. Zresztą gdybyś miał czarne wyglądałbyś na farbowanego blondyna, a różowy to - Taki męski kolor... - różowy.
- Tsa jasne, ale Black jaki miał w tym udział?
- Uznał, że możemy robić co chcemy byleby jego w to nie mieszać - wyszczerzyłem się.
- Zamorduje cię - powiedział zatrzymując się.
- Nie zrobisz tego - wzruszyłem ramionami po czym dałem dłonie do kieszeni spodni.
- Niby dlaczego? - zapytał szarooki.
- Nie chcę niszczyć twojego i tak nadętego ego, ale jesteś zbyt słaby - powiedziałem cicho, doskonale wiedząc, że każdy obecny w sali to słyszy.
- Tak sądzisz? - spytał retorycznie blondyn.
- Stwierdzam fakt, a to są dwie inne rzeczy - wzruszyłem ramionami. - Po za tym nie skrzywdzisz muchy, a co dopiero współlokatora, którego - pocałowałeś.. - bardzo lubisz - wyszczerzyłem się.
- Doigrałeś się - powiedział przez zaciśnięte zęby.
Uśmiechnąłem się kpiąco będąc gotowym na słowne przepychanki, ale blondyn miał najwidoczniej inny plan. Zrobił kilka kroków i zaczął biec. Nie widząc innej opcji odwróciłem się i zacząłem biec najszybszym sprintem jakim kiedykolwiek biegłem.
Zatrzymałem się dopiero przy stole Gryfonów. Stół Gryffindoru i Slytherinu dzieli stół Krukonów, więc nie miałem się czego obawiać. Oparłem ręce o ramiona dwóch dziewczyn, które westchnęły. Przewróciłem oczami. Rozejrzałem się po sali. Malfoy stał naprzeciw mnie tylko, że przy stole Ślizgonów.
- To nie fair - powiedziałem oburzony. 
Niektórzy obecni w sali spojrzeli na mnie jeszcze bardziej zaskoczeni niż dotychczas.
Pewnie chodzi im o to, że nie sapie jak pies. Zauważyłem też zaskoczone spojrzenie szarych tęczówek.
- Zdziwiłeś się Ab? - zapytałem sarkastycznie. - Ten bieg to nawet nie rozgrzewka - machnąłem lekceważąco ręką. - Taki jeden chłopak - Twój prawnuk. - Uwziął się na mnie i robił za mojego osobistego trenera. Biegałem kilkadziesiąt razy dziennie na placu takim jak boisko quidditcha czy jezioro.
- Nawet nie myśl, że to załatwi sprawę i nie będę chciał cię zamordować.
Jęknąłem.
-  Wiesz. Gdybym kilka lat temu cię poznał i zrobiłbym to co dzisiaj zgodziłbym się. Ale teraz nie mogę się zgodzić, bo przez takiego dupka zacząłem cenić swoje życie...
- Chodzisz do psychiatry?
- Wiem, że każda sławna osoba ma psychiatrę, ale ja jeszcze nie jestem taki sławny. Zresztą... Z moją psychiką jest po części wszystko w porządku. To znaczy jest zryta, ale nie potrzebuję psychiatry. To był bardzo dobry przyjaciel...
- Chyba raczej chciałeś powiedzieć chłopak - wtrącił blondyn.
- Właśnie wszystkim oznajmiłeś, że jestem gejem - powiedziałem bez namysłu. - Ups. A ja to potwierdziłem.
- Co do twojego zabicia..
- Wiesz. Jak mnie zabijesz szkole będzie szkoda takiego.. eee.. pilnego, mądrego, kreatywnego, o wielkiej mocy i..
- Skromnego.. - powiedział jakiś Puchon, a ja nic sobie z tego nie zrobiłem.
- ... i zabawnego ucznia - dokończyłem.
- Hmmm.. Może jednak uduszę cię poduszką w łóżku...
- W łóżku mrrr.. - mruknąłem. - Ale wiesz... Jak mnie zamordujesz będzie mnóstwo papierkowej roboty, a ciebie ześlą do Azkabanu na pocałunek dementora. A ty nawet patronusa nie potrafisz wyczarować!
Blondyn wziął coś ze stołu co okazało się nożem... Ostrym nożem.
Szkoda, że nie do masła. - Orion pamiętam o białej trumnie z czarną kokardą... Albo nie... Wolę zostać spalony, a moje prochy mają być wrzucone do rzeki. No, ale kurka ja miałem zginąć jako bohater - jęknąłem. - Ej no wiecie w jakimś widowiskowym pojedynku, a nie przez Malfoya! - prychnąłem. - Abraxasie Malfoy'u jeżeli zginę z twojej ręki będę cię nawiedzać do końca twoich dni!
Czyli do trzydziestki.
 - O. I nie uda ci się we mnie trafić nożem - powiedziałem spokojnie.
- Skąd masz taką pewność? 
- Wyglądasz jak osoba, która nigdy nie rzucała nożem...
- Bo ty umiesz nim rzucać!
- Patrz i ucz się..
Wziąłem ze stołu jeden z ostrzejszych noży i przejechałem nim po dłoni sprawdzając jaki jest ostry. Rozejrzałem się wokół myśląc nad celem, a kiedy go znalazłem powiedziałem:
- Spokojnie nikogo nie skrzywdzę.
- Skąd mamy mieć pewność? - zapytał jakiś Krukon.
- Kiedy uczyłem się rzucać robiłem to z kolegą, a jego ojciec nas uczył. Po jakimś czasie treningu kazał jednemu z nas stanąć przed celem. Drugi miał rzucać i nie trafić w pierwszego. Ja żyje, on żyje... A gdybym go zabił ja również wąchałbym kwiatki od spodu, bo jego ojciec by mnie zabił - powiedziałem znudzony.
Spojrzałem na cel. Było to godło Hogwartu powieszone na ścianie nad stołem nauczycielskim.
- Wiesz co? - zwróciłem się do Malfoya. - No oczywiście, że nie wiesz... Żałuję, że nie zostałem Gryfonem.
- Nie nadajesz się na Gryfona - stwierdził blondyn.
- Uważasz, że jestem za mało odważny? 
- Nie. Po prostu twoimi cechami głównymi jest spryt i przebiegłość.
- Nie znasz mnie jeszcze dobrze - mruknąłem. - To mogłem zostać Krukonem.
- Jesteś za mało kreatywny - odezwał się Orion.
Podniosłem brew.
- Tak uważasz?
- Stwierdzam fakt - odpowiedział fakt.
Westchnąłem. Odwróciłem się w stronę mojego celu i wpatrywałem się w niego. Przygryzłem mocno dolną wargę w skupieniu. Lewą nogę dałem do przodu ustawiając się w odpowiedniej pozycji. Kilka kosmyków włosów opadło mi na twarz. Nie przeszkadzały mi. Skupiłem się z całej mojej woli na celu. Wargę gryzłem tak mocno, że zaczęła krwawić, nie obchodziło mnie to. Teraz ważniejsze było pokazanie Malfoyowi i reszcie, że potrafię rzucać nożem. Zamachnąłem się i rzuciłem. Nóż w locie przekoziołkował kilka razy po czym wbił się w oko węża. Z satysfakcją uświadomiłem sobie, że nóż wbił się dosyć mocno skoro nie spadł na ziemię. Kilka osób krzyknęło z zachwytu i zaczęło klaskać. Zatańczyłem swój taniec szczęście po czym uspokoiłem się i powiedziałem do szarookiego:
- Teraz twoja kolej.
- Ymm.. W co mam rzucić? - zapytał zdezorientowany chłopak.
- We mnie - powiedziałem spokojnie. Widząc, że chłopak gwałtownie zbladł dodałem: - Mi się nic nie stanie.
- A.. a jak cię zabiję?
Podobno jego syn mordował dla Voldiego.
- Jak nóż będzie leciał we mnie złapie go, albo odskoczę. Poradzisz sobie.
Blondyn poparzył na mnie niepewnie. Stanąłem prosto odwrócony do niego, a ręce dałem wzdłuż ciała - tak jak uczył mnie ojciec Scorpiusa. Kiwnąłem głową na znak, żeby rzucał. Zobaczyłem jak jabłko Adama blondyna się rusza co znaczy, że połyka ślinę. W jego oczach można było zobaczyć strach - tylko strach nic więcej. W końcu Ślizgon zdecydował się rzucić. Bez mrugnięcia ani strachu w oczach patrzyłem jak nóż leci w moją stronę. Kilka razy przekoziołkował w powietrzu, rozciął moje ramię po czym i spadł na ziemię.
Złapałem się za ramię.
- Umieram! Zabił mnie! - krzyknąłem i upadłem na kolana. - Zabił mnie! Malfoy mnie zabił! Pamiętaj. Będę cię nawiedzać do końca twych dni.
Położyłem się na plecy i próbowałem się uspokoić, żeby nie zacząć się śmiać. Kiedy się uspokoiłem, wstałem.
- Jakie szczęście, że to tylko draśnięcie, a nie coś poważniejszego - wzruszyłem ramionami i podszedłem do stołu Slytherinu.- Teraz chyba mogę spokojnie zjeść? - spytałem Abraxasa, który kiwnął głową. - Proszę wróćcie do swoich zajęć. Nie jestem okazem w Zoo - jęknąłem i zacząłem jeść śniadanie.
***
Rano jak zawsze jadłem śniadanie w Wielkiej Sali. Spojrzałem na stół Ślizgonów. Black był czymś zmartwiony? Tak to dobre określenie. Avery, Nott i Lestrange mieli przyklejone głupie uśmiechy do twarzy. Wilson miał beztroską minę. Nie było przy nich Malfoya.
Coś się świeci. Do dali wszedł Malfoy. Lecz zamiast całych blond włosów miał niebieskie pasemka. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na Wilsona, który stał przodem do blondyna i zaczął mu spokojnie wyjaśniać co się stało. Cała Wielka Sala ucichła. Każdy patrzył w stronę dwóch Ślizgonów. Ci, którzy nie są przyzwyczajeni do takich awantur mogli pomyśleć, że to małe piekło na ziemi. Należę do osób, które są do tego przyzwyczajone. Jestem nauczycielem w szkole pełnej dzieciaków z czego połowa z nich to idioci. Cóż.. To zdanie mówi samo za siebie... Oglądałem całe przedstawienie ze znudzeniem. Kiedy Severus powiedział, że rzuci żeby udowodnić Malfoyowi, że umie kątem oka spojrzałem na dyrektora. Starzec wyglądał jakby miał dostać zawału. Zresztą miłośnik dropsów wyglądał tak samo. Uśmiechnąłem się w duchu - nie co dzień ich się takich widzi.
Odwróciłem wzrok i zobaczyłem, że Wilson jest odwrócony w stronę dyrektora w pozycji rzucania. Lewą nogę dał do przodu. Prawą rękę, w której trzymał nóż uniósł do góry. Kilka kosmyków włosów opadło mu na czoło oraz intensywne zielone oczy ograniczając mu widoczność. Dolną wargę przygryzał w skupieniu tak mocno, że było widać trochę krwi na niej. W tym momencie mogę ze szczerością powiedzieć, że pierwszy raz widzę ucznia, który jest tak bardzo skupiony.
Czy on zamierza rzucić w dyrektora? Może nie mam nic przeciwko, ale Wilsona ześlą do Azkabanu na dożywocie. Kiedy zielonooki się zamachnął było widać z jaką siłą i precyzją to robił. Nóż trafił w oko węża, który jest godle Hogwartu nad dyrektorem. Niektórzy zaczęli piszczeć inni klaskać. Usłyszałem cichy gwizd z prawej strony. Spojrzałem na Slughorna z odrazą, przewróciłem oczami po czym zacząłem jeść - akurat wtedy kiedy Severus powiedział, że nie jest okazem w Zoo.
***
Po długiej rozmowie z moimi współlokatorami w końcu dali mi spokój. Chyba co chwilę w tej rozmowie mówiłem im, że "chcę być sam". W końcu wziąłem jakiś podręcznik i powiedziałem im, że sam chcę się pouczyć. Przed wyjściem przebrałem koszulę na czarną bluzę bez zapięcia z kieszeniami oraz szerokim kapturem. Kaptur od razu założyłem na głowę, a książkę chcąc nie chcąc wziąłem ze sobą. Od razu skierowałem się na siódme piętro. Przeszedłem trzy razy obok ściany, na której pojawiły się drzwi. Bez wahania wszedłem do pokoju życzeń. Poprosiłem o pokój w jasnych barwach zieleni. W pokoju znajdowało się duże okno z szerokim parapetem. Nic więcej. Wdrapałem się na parapet. Plecy oparłem o ścianę, a nogi zgiąłem w kolanach. Kiedy wyjrzało się przez okno widać było jezioro, zakazany las, polankę koło niego oraz... chatkę Hagrida. Westchnąłem. Odruchowo moja rękę wsadziłem do kieszeni spodni chcąc wziąć z niej telefon oraz słuchawki. Niestety w tym czasie nie mam telefonu.
Ciekawe czy teraz miałbym telefon gdyby wtedy w gabinecie dyrektorki miał go w kieszeni. Wyciągnąłem za to gumę do żucia i zacząłem żuć. Podręcznik dałem na nogi. Okazało się, ze to podręcznik do Obrony. Otworzyłem na rozdziale, który mieliśmy przeczytać na najbliższą obronę czyli na wtorek. Był to rozdział o zaklęciach obronnych, które doskonale znam.
Czy zamierzałem się uczyć? Nie. Chyba po prostu chciałem pomyśleć, powspominać, być sam.
To może wydawać się dziwne. Jeszcze kilka lat temu bałem się samotności. A to wszystko dlatego, że wszyscy byli w Gryffindorze, a ja w Slytherinie. No dobra.. Nie wszyscy, bo Ted znalazł się w Hufflepuff'ie, a to nie jest dom, który cieszy się złą chwałą, więc się nie liczy. Przez ten tydzień przywykłem też, że jestem w przeszłości. Przyzwyczaiłem się do tego, że zamiast Scorpiusa jest Abraxas. Również do tego, że ja i Malfoy nie mamy razem pokoju. Nawet nie brakuje mi tutaj mojej rodzinki. Zresztą z większością nawet nie mam dobrych kontaktów. Rozejrzałem się po pokoju i uśmiechnąłem się do siebie.
Wspomnienie
Byłem ciągnięty przez blondyna w moim wieku, w nieznanym mi kierunku.
- Gdzie mnie ciągniesz? - jęknąłem po raz kolejny.
- Zobaczysz w swoim czasie - blondyn uśmiechnął się nieznacznie.
- Scorpius, powiedz mi teraz. Proszę! Doceń to, bo rzadko kogoś o coś proszę.
- Wiem i doceniam to - chłopak się zatrzymał. - Jesteśmy.
Malfoy zaprowadził mnie na siódme piętro przed wejście do pokoju życzeń.
- Skąd wiesz o tym miejscu? - spytałem lecz nie usłyszałem odpowiedzi, bo szarooki przechodził obok ściany.
Pokazały się drzwi i chłopak wepchnął mnie do środka.
- O co cho.. Wow - wydusiłem.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu Scorpius zaprowadził mnie do ogromnego pokoju.Przy ścianie stał duży kominek, w którym palił się ogień. Przed kominkiem stała czarna sofa. W pokoju było prawie ciemno. Dwa duże okna były zasłonięte zasłonami. Na środku stał stolik dla dwojga, na którym było kilka świec oraz jedzenie. Całość nadawała pokojowi romantyczną aurę. Spojrzałem na Malfoya zdezorientowany i zaskoczony.
- O co chodzi? - zapytałem i znowu nie usłyszałem odpowiedzi.
Blondyn zacznie zmniejszył naszą odległość. Nigdy wcześniej nie staliśmy tak blisko siebie. Moje serce zaczęło nienaturalnie szybko bić, a mój oddech stał się płytki. Chłopak spojrzał mi w oczy, a ja nie odwróciłem wzroku. Próbowałem uspokoić oddech - z marnym skutkiem.
- Albusie - powiedział cicho szarooki. - Czy zgadzasz się być moim chłopakiem?
W Scorpiusie zakochałem się kilka miesięcy temu kiedy odkryłem, że jestem gejem. Nie chciałem zepsuć naszej przyjaźni tym pytaniem, ani też nie wiedziałem, że on również jest gejem.
- Jak się nie zgodzisz mam nadzieję, że nasza przyjaźń się nie zepsuje - usłyszałem szept chłopaka.
W normalnych okolicznościach od razu powiedziałbym tak, ale to brzmi jak sen, albo jakiś żart..
- Żartujesz sobie ze mnie prawda? - zapytałem cicho.
- Mówię poważnie. Czy ja wyglądam teraz na kogoś kto żartuje?
Zlustrowałem jego twarz. Zwykle Malfoyowska maska była zastąpiona powagą.
- Zgadzam się - szepnąłem wtulając się w blondyna.
Koniec Wspomnienia

W moich oczach zaszkliły się łzy. Dopiero teraz naprawdę dowiedziałem się jak bardzo brakuje mi Scorpiusa. Nie chciałem płakać lecz nie odgoniłem łez z oczu. Usłyszałem, że ktoś wchodzi do pokoju. Spojrzałem w stronę drzwi i zauważyłem rozmazaną sylwetkę Riddle'a. Przeklinając w duchu odwróciłem głowę w stronę okna. Szybko odgoniłem łzy, żeby niczego nie było po mnie widać. Kiedy to zrobiłem zauważyłem, że pokój zmienił się w balkon, a ja siedzę na balustradzie. Wyprostowałem prawą nogę, a lewą zostawiłem zgiętą. Riddle stał trochę dalej ode mnie opierając się o balustradę.
- Byłem pewny, że ja jako jedyny znam to miejsce - usłyszałem głos mężczyzny.
Zaśmiałem się dźwięcznie.
- Dużo osób zna to miejsce - powiedziałem. - Tylko większość z nich nie wie dokładnie co to za miejsce i gdzie się znajduje. Uczniowie jak i nauczyciele trafiają tu niechcący. Przez czysty przypadek. Prawdopodobnie większość uczniów trafia tu jak chcę coś schować. Cóż.. Według mnie to doskonałe miejsce na tak zwaną kryjówkę. Jak ktoś chcę zostać sam przychodzi tutaj i ma się pewność, ze nikt cię nie znajdzie.
- Mam rozumieć, że jesteś tu przez przypadek?
- Czy wyglądam na osobę, która zabłądziła? - zapytałem sarkastycznie. - Hogwart ma wiele tajemnic - powiedziałem po chwilowym zastanowieniu. - To miejsce jest jedną taką tajemnicą. Pokój życzeń lub jak ktoś woli pokój przychodź-wychodź. Komnata Tajemnic to kolejna tajemnica. - spojrzałem na chatkę Hagrida. - Otworzono ją kilka lat temu, zginęła dziewczyna.. - kątem oka zobaczyłem, że mężczyzna gwałtownie zbladł na wspomnienie komnaty. - A kogo o to oskarżono? Gryfona! - prychnąłem. - Nie wierzę, że zrobił to Gryfon. Dodatkowo tak głupi jak on. Sądzę, że zrobił to jakiś Ślizgon, który wrobił lwiątko, bo sam nie chciał zostać wywalony ze szkoły, a Gryfiak na pewno miał coś na sumieniu - wzruszyłem ramionami. - Zresztą... Zbierając fakty. Salazar Slytherin ukrył komnatę kiedy się stąd wyniósł. Jego dziedzic jako jedyny może ją otworzyć i rządzić potworem, który w niej jest. Szkołę przeszukiwano wiele razy lecz nikt nie pomyślał. Slytherin ukrył komnatę dobrze i mocą, której każdy się boi, a tylko on i jego dziedzic umieją. Skoro Salazar był wężousty to jego dziedzic też, a jego "sługa" w komnacie to jakiś wąż - powiedziałem robiąc cudzysłów w powietrzu.
- Chyba długo nas tym myślałeś Wilson - powiedział młody Lord.
- Ty tylko czysta teoria. Nie myślałem nad tym długo. Wystarczyło przeczytać legendę o komnacie, usłyszeć coś od przyjaciół i posklejać fakty - wzruszyłem ramionami.
Dałem rękę do lewej kieszeni spodni i wyciągnąłem z niej paczkę papierosów, o której całkiem zapomniałem. Riddle, który do tej pory patrzył w stronę jeziora spojrzał na mnie.
- Powinieneś stać, a nie siedzieć na tym, bo możesz spaść - powiedział niespodziewanie młody Czarny Pan.
- Od kiedy się martwisz swoimi uczniami? - zapytałem.
Zmniejszyłem podręcznik po czym wsadziłem go do kieszeni. Wyciągnąłem z paczki papierosa, odpaliłem go, a następnie się zaciągnąłem. Odchyliłem głowę przymykając powieki, wypuściłem dym z płuc.
- Palisz? - zapytał brązowowłosy.
- Jak każdy uczeń z piątego roku wzwyż - wzruszyłem ramionami. - Poczęstuje się pan? - wyciągnąłem rękę, w której była paczka.
- Nie palę - powiedział szybko, a ja schowałem paczkę do kieszeni. - Śmieszy mnie to, że raz mówisz do mnie per pan, a raz jak do kolegi. Chociaż doskonale wiesz, że jestem twoim nauczycielem.
- Taką mam naturę - powiedziałem. - Mnie śmieszy to, że choćby nie wiem jakby pan chciał nie pójdzie pan do dyrektora, bo nic mi nie zrobi. W regulaminie piszę, że nie można spożywać alkoholu na terenie szkoły, ale o papierosach nic nie ma napisanego - uśmiechnąłem się, zaciągając się kolejny raz.
- Jesteś nałogowcem?
Zaśmiałem się krótko.
- Nie jestem nałogowcem. Palę wtedy kiedy potrzebuje, a to jest rzadko - spojrzałem na zegarek na ręku. - Muszę już iść.
Wyrzuciłem niedopałek za balkon, a sam skoczyłem z balustrady i skierowałem się do drzwi, które były na drugim końcu pokoju. Po piętnastu minutach drogi znalazłem się w dormitorium
- Nie byłeś na obiedzie i kolacji - powiedział Nott kiedy siedziałem na swoim łóżku.
- No i co? - zapytałem retorycznie.
- Riddle'a nie było na kolacji - dodał Black.
No tak nie było go na kolacji, bo ze mną rozmawiał.
- Nie obchodzi mnie to - powiedziałem obojętnie.
- Szkoda, że na śniadaniu nie widziałeś miny... - zaczął Malfoy, ale mu przerwałem.
-...dyrektora i Dumbledore'a kiedy rzucałem? Tak wiem mówiliście to. Teraz pozwólcie mi pójść spać, bo jestem zmęczony.
Szybko przebrałem się w piżamy i położyłem się do łóżka. Nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem.
Mrs Black bajkowe-szablony