sobota, 17 grudnia 2016

Rozdział XIX - Ale się porobiło

1 komentarz:
Otworzyłem oczy. Chwilę nic nie widziałem przez jasne światło, a potem moje oczy się do tego przyzwyczaiły. Leżałem na miękkim łóżku, a pomieszczenie wydawało mi się znajome. No przecież! Jestem w Skrzydle Szpitalnym. Przypomniałem sobie co się zdarzyło przed tym zanim wróciłem do tego czasu. Trzeba przyznać Riddle dobrze mnie wypieprzył, ale gdybym wiedział, że trzeba zrobić coś takiego od początku mojej misji rozegrałbym to inaczej, i nie byłbym tam z trzy miesiące. Szczerze, zastanawiam się, co Riddle sobie myśli o tym, że nagle mnie nie ma, a jeszcze wieczór wcześniej zasnęliśmy obok siebie. Próbowałem usiąść na łóżku, ale zakręciło mi się w głowie, jęknąłem i ponownie się położyłem.

- Pani Maslow, Albus się obudził - powiedział znajomy głos, a moim oczom ukazał się tata.

- Tata? - zapytałem.

Ciągle byłem w szoku, bo jeszcze parę godzin temu byłem w czasie kiedy Voldemort był moim nauczycielem.

- Ostatnio jak tak powiedziałeś zemdlałeś, mam nadzieje, że teraz nie zemdlejesz - powiedział kobiecy, a mój tata zachichotał.

Pielęgniarka Maslow. Wyglądała na niecałe trzydzieści lat. Miała czarne włosy, zawsze związane w luźnego koka, z którego, niektóre pasma włosów się uwolniły i opadały ładnie na twarz. Miała jasną karnację i była dosyć atrakcyjna. Mogę sobie dać rękę uciąć, że niektórzy chłopcy przychodzili tutaj tylko, żeby sobie na nią popatrzeć.

- Spokojnie tym razem postaram się nie stracić przytomności - powiedziałem. - Za dużo razy w moim życiu dzięki meczom quidditcha byłem tutaj i nie miałem przytomności.

- Wracając do twojego przeniesienia w czasie - powiedziała pielęgniarkę. - Będziesz musiał wypić parę eliksirów, żeby nic poważnego ci się nie stało. Przez parę dni możesz mieć zawroty głowy i bóle mięśni.

- Coś jak grypa? - jęknąłem.

Nienawidzę chorować.

- Bardziej coś jak łagodna grypa. Nie zwolni cię to z zajęć lekcyjnych i nawet nie waż się przychodzić tutaj podczas lekcji po eliksir. Te, które ci teraz dam powinny wstarczyć na te parę dni. Chociaż tak naprawdę nie wiem jak długo będą się trzymać te objawy. Mogą kilka dni, tydzień, miesiąc, a mogą tylko dzisiaj. Dawno nikt na tak długo nie przeniósł się w czasie - powiedziała wlewając przezroczysty eliksir do szklanki.

- Czyli, który dzisiaj? - zapytałem.

- 1 września - powiedział mój tata.

- Czyli tam byłem trochę ponad trzy miesiące, a tutaj minęły całe wakacje! I od razu do szkoły. Wystarczy, że tam musiałem się uczyć. Co z tego, że wszystko to już miałem! - krzyknąłem.

- Uspokój się, Albus - skarcił mnie tata. - Powinieneś się cieszyć. Wreszcie zobaczysz twoich przyjaciół. Całe wakacje się o ciebie martwili.

- Tak zobaczę swoich przyjaciół - warknąłem. - Ciekawe co im powiedziałeś, że co mi się stało?! Te wakacje miały być inne. Mieliśmy je spędzić wszyscy razem, bo to ostatnie wakacje, po których musimy iść do szkoły! - krzyknąłem.

Zauważyłem, że pielęgniarka poczuła się zakłopotana, ale dała mi eliksir, który od razu wypiłem.

- To był twój wybór, Albusie - powiedział cicho.

- Owszem, mój. Ale czy na pewno? - zapytałem. - Zrobiłem to dlatego, że nie miałem większego wyboru. Chociaż raz chciałem tobie dorównać, wiesz? Każdy po mnie oczekuje jakiś niesamowitych rzeczy. Jestem najmłodszym synem Pottera, wybrańca, chłopca-który-przeżył, jak kto woli. Oczekują po mnie wielkich czynów. James jest bardziej do ciebie podobny w tej kwestii. Oboje byliście w Gryffindorze, a ja jestem w Slytherinie. Jak widać każdego zawodzę - w moich oczach pojawiły się łzy, których nie zdążyłem powstrzymać. - Chyba, że to się zmieniło, a tak naprawdę jestem durnym Gryfonem - dodałem, a po moich policzkach spłynęły łzy.

- Voldemortem stał się ktoś inny, jeżeli o to chodzi. Ktoś inny stał się złym człowiekiem i przybrał ten przydomek - powiedział tata.

- Kto?

- Jeff Davis.

Jeff? Jak przecież on... Po chwili zdałem sobie sprawę, że to mogła być moja wina. Dzięki mnie poczuł się odrzucony. Pożegnałem go i obiecałem spotkanie po feriach, w szkole. A potem się nie pokazałem w szkole. Zniknąłem bez uprzedzenia. Ten się wkurzył i zaczął być zły.

- Ale nic w historii się nie zmieniło? - zapytałem.

- Nic się nie zmieniło.

- Oprócz przygody na drugim roku - mruknąłem bardziej do siebie.

- Albusie, za pół godziny przybędą uczniowie do szkoły, powinieneś być już gotowy. O, i wiedz, że tak naprawdę wydaje mi się, że ty jesteś bardziej do mnie podobny niż James. Nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru.

Tata wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego, a ja chwilę leżałem skołowany.

Ale się porobiło.

niedziela, 11 grudnia 2016

Rozdział XVII - Czy to koniec?

Brak komentarzy:
Następnego dnia w domu Riddle'a nie wyszedłem z pokoju. Zaszyłem się u siebie i tyle. Nie poszedłem na śniadanie, chociaż Błyskotka pojawiła się u mnie już dwa razy, za każdym razem, żeby mnie powiadomić o posiłku odsyłałem ją, mówiąc, że nie jestem głodny.
Siedziałem na parapecie wpatrując się w krajobraz za oknem. Nogi miałem wyprostowane, a w dłoni różdżkę, którą się bawiłem. Nudziłem się tutaj okropnie. Niby mogłem wyjść z tego pokoju, ale nie chciałem spotkać Riddle'a. Nie po tym co wczoraj zrobiłem.
To nie powinno się wydarzyć. Chociaż sam pocałunek był dosyć.. miły. To jest przyszły zabójca, a teraz mój nauczyciel, więc tego nie powinno być.
Przypomniałem sobie miękkie usta Riddle, na moich i automatycznie oblizałem moje suche usta.
Co on ze mną robi?
Ja tutaj nie chcę być. Chcę do domu. Do Scorpiusa. Do mojej, w większości, homofobicznej rodziny. Chcę spotkać Jamesa i Teda, żeby się z nimi kłócić o byle pierdołę. Chcę, żeby moja rodzina była taka jak kiedyś. Dopóki nie okazało się, że jestem gejem. Chociaż.. i tak kontakty z nimi się pogorszyły od kiedy jestem w Slytherinie, ale nie tak dawno. Zresztą patrząc na moją rodzinę. Moja mama, tata oraz wujek George czyli prawdopodobnie też wujek Fred powinni być w tym domu, bo jednak mają tą ambicje i spryt Ślizgonów. Ciocia Hermiona i Rosie mogłyby być Krukonkami, a wujek Ron mógłby być Puchonem. Gdyby każdy z nich był w innym domu nie byłoby tej fantastycznej trójki, za którą każdy się ogląda. Nie byłoby tych fantastycznych przygód, o których opowiadają. Prawdopodobnie moi rodzice nie byliby ze sobą, a mój tata mógłby się zaprzyjaźnić z ojcem Scorpiusa.
Ale tak naprawdę to są tylko głupie marzenia, które nigdy się nie spełnią.
Nawet nie wiem, czy spełni się ta misja. Czy to coś w ogóle da. Niby jednak coś da. Wrócę do domu dopiero wtedy kiedy zmienię Riddle'a, ale kto wie, czy ktoś inny nie zmieni się w Czarnego Pana? I ten schemat się powtórzy. Przepowiednia Trelowney, zdrada Petera, posłanie Syriusza do Azkabanu i tak dalej. Przecież tak może być, a to wszystko co tutaj robię na nic się nie zda.
Zresztą tata sam mówił mi, że igranie z czasem nie jest głupią zabawą, że może coś się stać. Chociaż sam użył zmieniacza, żeby ratować swojego chrzestnego, mnie przed tym ostrzegał. Po za tym i tak nie mógłbym nic zrobić, bo wszystkie zmieniacze czasu zostały zniszczone. Przynajmniej tak myślałem. Wyciągnąłem z kieszeni zmieniacz czasu i mu się przyjrzałem. Przez chwilę miałem ochotę go zniszczyć, bo myślałem, że może wtedy znalazłbym się w domu, ale przypomniałem sobie, że gdybym go zniszczył prawdopodobnie już nigdy nie wróciłbym do domu. Wolałem nim nie obracać, bo wtedy zamiast wrócić do domu mógłbym się cofnąć bardziej w tył.
Usłyszałem pukanie do drzwi, więc szybko schowałem zmieniacz do kieszeni.
- Odwal się Riddle, nie chcę cię widzieć - powiedziałem głośno, żeby usłyszał. - Jeżeli chodzi o to, że nie przyszedłem na obiad to nie byłem głodny - dodałem.
- Nie jadłeś nic od rana - usłyszałem jego głos. - Nie wyszedłeś z pokoju od wczoraj wieczora. Mam prawo się martwić.
- Od kiedy ty się o kogoś martwisz - prychnąłem. - Wydawało mi się, że to ty zawsze byłeś na tym pierwszym miejscu osób, o które się martwisz, a potem była pustka - dodałem.
Usłyszałem otwieranie drzwi. Spojrzałem w ich stronę. Tom wszedł do pokoju. Miał na sobie taką samą, białą koszulę co ja i czarne jeansy. Zamknął drzwi.
- Nie obchodzi mnie co myślisz - warknął.
- Ale czy taka nie jest prawda? - zapytałem. - Każdy w szkole się dziwił, bo na nikogo nie zwracałeś uwagi tylko na nowego Ślizgona. Czemu ja cię w ogóle obchodzę? Teraz to. Kto kazał ci, żebyś mnie wziął do siebie na ferie świąteczne. Profesor Dippet czy Dumbledore? Stawiam na tego drugiego. Od początku myślał, że musimy się jakoś dogadać. Tylko nie mam bladego pojęcia dla czego. A co do szkoły... Ile razy na lekcjach udawałem, że nie czuję twojego wzroku. To samo w Wielkiej Sali. I jasne. Jesteś super przystojny i seksowny oraz nie raz chciałem do ciebie podejść, żeby cię pocałować, ale..
Skończyłem swój wywód zakrywając usta ręką. Ja to powiedziałem? Nie, proszę powiedźcie, że tego nie powiedziałem.
- Ach czyli teraz dowiedziałem się, co o mnie myślisz. Teraz ja powiem co o tobie myślę. Pojawiłeś się w szkole nagle, zaintrygowałeś mnie tym. Znalazłem cię nieprzytomnego w Sali Wejściowej. Potem w Skrzydle Szpitalnym znałeś moje nazwisko przez co chciałem wiedzieć o tobie, więcej i więcej. Kiedy ciebie obserwowałem przez te miesiące zauważyłem, że lubisz się uczyć, ale uwielbiasz też rozrabiać, a kłopoty dla ciebie to nie nowość. Zauważyłem, że cholernie dobrze wyglądasz w koszulach. Potem czułem się.. dziwnie widząc cię z tym Krukonem i na prawdę  nie wiem, co ze mną robisz Wilson, ale mam ochotę cię całować i nie tylko.
- Więc chodź - powiedziałem.
Tom zrobił dwa duże kroki i szybko znalazł się obok mnie. Zaczął mnie całować, a ja odwzajemniałem jego pocałunek. Zaczął pocałunkami schodzić niżej do mojej szyi, przez co dałem głowę do tyłu, aby miał większy dostęp. Potem szybko zaczął odpinać guziki mojej koszuli.

W nocy przebudziłem się w ramionach Toma, zauważyłem, że zmieniacz czasu w moich spodniach zaczął świecić. Powoli, żeby nie obudzić mężczyzny wyszedłem z łóżka. Podszedłem do spodni i wziąłem zmieniacz czasu do ręki. Poczułem, że świat wiruje, a kształty robią się coraz bardziej rozmazane. Następnie znalazłem się w białym pokoju. Nade mną stał mężczyzna podobny do mnie.
- Tata? - zapytałem po czym zemdlałem.

sobota, 3 grudnia 2016

Rozdział XVI - Rezydencja Riddle'a

Brak komentarzy:

Już kolejnego dnia siecią fiuu przeniosłem się do rezydencji Riddle'a razem z nim, oczywiście. Jeżeli o mnie chodzi, serio wolałbym marznąć na dworze w ferie świąteczne niż spędzać je u Riddle'a. Naprawdę dziwnie się czuję stojąc na dywanie w salonie mojego nauczyciela z kufrem w ręku. Wolałbym zostać zakopanym żywcem niż tutaj stać, naprawdę.
Nie rozumiem dlaczego nie mogłem na ferie świąteczne zamieszkać u Dumbledore'a. Chociaż on wie jaką mam misję, więc mógł to uknuć. A Tom jest cholernym kłamcą! Mówił, że rzekomo nie wie po co mam iść do dyrektora, a tam dowiedziałem się, że dyrektor razem z NIM zdecydował się na zamieszkanie u NIEGO.
Jednak cieszę się z tego jak postąpili chłopcy i Jeff. Kiedy mnie znaleźli od razu pytali o co chodzi, a ja wszystko im powiedziałem. Współlokatorzy najpierw uznali, że zauważyli zmniejszoną liczbę punktów i powiedzieli, że mi zazdroszczą, ponieważ będę w domu mega gorącego i przystojnego nauczyciela. Jeff wtedy im przypomniał, że Riddle jest moim najmniej lubianym nauczycielem, zresztą mam chłopaka. W obu czasach, co prawda, ale nie ważne.
Salon był dosyć duży. Górują tu kolory bieli i czerni. Białe są ściany, a czarne meble. Skrzaty domowe mają za pewne dużo sprzątania, bo kurz bardzo widać na ciemnych meblach. Stoję tyłem do kominka na czarnym, puchatym dywanie. Otrzepałem się z popiołu pod krytycznym wzrokiem nauczyciela i odszedłem od kominka.
- O 17.00 jest kolacja - powiedział brunet. - Jeden z moich skrzatów cię oprowadzi. Błyskotka! - zawołał, a obok niego przeteleportował się skrzat.
Jego nos wyglądał jak ziemniak, a uszy były szpiczaste, oczy miał duże, zielone. Wyglądał jak typowy skrzat domowy. Ubrany był w czarne lakierki i fartuszek. Na prawdę ładnie wyglądała.
- Błyskotka zaprowadzi ciebie do pokoju. Masz się przyszykować na kolację i rozpakować. Na kolacji powiem wszystko co musisz wiedzieć - powiedział do mnie, a potem zwrócił się do skrzata. - Zaprowadź pana Wilsona do pokoju dla gości, a potem przyprowadź na kolację.
- Tak jest, sir - powiedziała skrzatka.
Miała ona naprawdę piskliwy głosik.
Sam Riddle wyszedł z salonu, a ja zostałem ze skrzatką.
- Paniczu Wilson proszę za mną - powiedziała, a ja się skrzywiłem.
Nie lubiłem być nazywany 'paniczem'. Tak samo nie lubiłem być nazywany po nazwisku, nie ważne czy prawdziwym, czy nie.
Nie zwracałem uwagi na pomieszczenia, które mijaliśmy tylko szedłem za skrzatką i myślałem o tym, jak mam zmienić Riddle'a w kogoś, kto nie będzie mordercą setki, tysięcy ludzi. To przecież jest niewykonalne.
Zorientowałem się, że już jestem w pokoju. Był on duży. Naprzeciw drzwi, stało dwuosobowe łóżko z baldachimem. Meble były ciemnego koloru, a ściany były błękitne. Po obu stronach łóżka stały szafki nocne. Przy jednej ścianie stał regał z książkami, a na ścianie naprzeciw były drzwi, zapewne do łazienki. Niedaleko łóżka było duże, z szerokim parapetem okno, z którego było widać na wrzosowiska.
- Paniczu Wilson, proszę się przyszykować na kolację. Będę tu za piętnaście minut - oznajmiła skrzatka i teleportowała się z pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi i kufer dałem na łóżko. Po prawej stronie drzwi wejściowych stała duża szafa. Szybko wyciągnąłem ciuchy z kufra i dałem je do szafy.
Chciałem się odświeżyć, więc poszedłem do łazienki. Była ona czarno-biała tak samo jak salon. Miała i prysznic, i wannę. Zdecydowałem się na szybki prysznic. Po prysznicu, wytarłem się miękkim białym ręcznikiem, a że nie wziąłem ze sobą cuchów przewiązałem go na biodrach i wyszedłem z łazienki zmierzając do szafy.
Przed szafą uznałem, że ubiorę czarne, obcisłe jeansy i szarą bluzę z kapturem. Kiedy skończyłem się ubierać do mojego pokoju teleportowała się Błyskotka.
- Paniczu Wilson, czas na kolację - kiwnąłem głową i razem z nią poszedłem do jadalni.
W jadalni czekał na mnie Tom. Usiadłem na przeciw niego i czekałem, na pozwolenie, żeby zacząć jeść. Chociaż to naprawdę dziwnie brzmi, nie chciałem zacząć jeść, bez zgody właściciela rezydencji.
- Przebierz się - powiedział kiedy na mnie spojrzał.
- Co? - oburzyłem się.
- Słyszałeś. Nie chcę ciebie widzieć w tej bluzie. Ubierz na siebie coś odpowiedniejszego.. koszulę z krawatem - powiedział.
- Popierdoliło cię - szepnąłem kiedy wychodziłem z jadalni i poszedłem do swojego pokoju.
Na mózg mu chyba padło. Po co mam nosić koszulę i krawat u niego w domu. Przecież to jest mundurek szkolny! Zdjąłem bluzę i zacząłem ubierać koszulę. Przekląłem kiedy nie umiałem zapiąć guzików, bo ręce mi się trzęsły z wściekłości. Kiedy tego dokonałem sięgnąłem po krawat i próbowałem go zawiązać. Zwykle potrafię wiązać krawat, ale teraz ręce nie chciały mnie słuchać. Warknąłem i spróbowałem od nowa. Niestety nie udało się. Było mnóstwo prób zawiązania tego przeklętego krawatu, ale nigdy się nie udało. Ktoś otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Zajrzałem na tego "ktosia" i nie był to nikt inny niż Riddle.
- Nawet krawatu zawiązać nie umiesz - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
- Potrafię - warknąłem. - Tylko przez to, że mnie zdenerwowałeś ręce mi się trzęsą.
Tom zaczął iść w moją stronę, a ja szedłem do tyłu, aż uderzyłem o ścianę. Brunet patrzył na to wszystko z wrednym uśmieszkiem.
Podszedł do mnie i pochylił się nade mną.
O Boże zapach jego perfum jest idealny pomyślałem, kiedy poczułem jego perfumy.
Swoje kolano dał między moje uda, przez co sapnąłem.
Wziął w ręce mój krawat i zaczął go wiązać. Za każdym razem kiedy przypadkiem mnie dotknął, po moim ciele przechodziły dreszcze, a za każdym razem kiedy "przypadkiem" poruszył nogą mój członek stawał się coraz twardszy.
Po jakimś czasie byłem pewny, że ja jestem czerwony jak piwonia, wybrzuszenie w moich spodniach widać, a on czuje mojego przyjaciela na swojej nodze.
Kiedy skończył wyszedł z pokoju uśmiechając się pod nosem.
Przeklinając go w myślach, poszedłem na kolację do jadalni. Usiadłem tak jak przedtem, naprzeciw niego.
- W tym domu nie możesz się teleportować, są na niego założone zaklęcia antyteleporcyjne.
Kiwnąłem głową.
- Możesz spokojnie jeść - powiedział, kiedy zauważył, że nic nie jem.
Nałożyłem naprawdę mało ziemniaków i sałatki. Do tego wziąłem malutki kawałek udka kurczaka. Nie chodzi o to, że nie byłem głodny. Po prostu od jakiegoś czasu mało jadłem, a gdybym teraz zjadł za dużo to nie potrafiłbym zasnąć i bolałby mnie brzuch. Nie chcę ryzykować. 
Po kolacji Riddle siedział, o zgrozo, obok mnie i czytał Proroka Codziennego popijając przy tym kieliszek czerwonego wina.
- Zauważyłem, że ostatnio spędzasz dużo czasu z panem Davisem. Coś was łączy? - zapytał nie odwracając wzroku od gazety.
- Jest moim chłopakiem - powiedziałem.
Nauczyciel spojrzał na mnie.
- Ale czy naprawdę coś do niego czujesz? - zapytał.
Czy on teraz próbuje bawić się w psychiatrę?
- Nie wiem - wymamrotałem.
- Wy nastolatki nic nie wiecie - sarknął. - Ale czy gdybyś go naprawdę kochał nie stanąłby ci przez twojego nauczyciela, prawda?
Teraz to mnie zatkało. Za każdym razem kiedy otwierałem usta, aby coś powiedzieć od razu je zamykałem.
- To twoja wina - warknąłem.
- Zwalaj wszystko na swojego nauczyciela - prychnął. - Ale czy to nie przez pana Davisa? Przyznaj się, kiedy ostatnio dogadzaliście sobie seksualnie? Czuje twoją frustracje seksualną - pochylił się bliżej mnie.
- My.. my nie chcemy... - zacząłem.
- Obaj dobrze wiemy, że doskonale tego chcesz...
Nie słuchałem już tego co mówił brunet. Jego twarz była blisko mnie. Malinowe usta się ruszały, coś mówiąc. Bez namysłu pocałowałem nauczyciela.
On na początku był zaskoczony, a potem zaczął oddawać pocałunek. Kiedy zabrakło nam tchu i oderwaliśmy się od siebie uciekłem jak tchórz, którym byłem, do pokoju. 

Mrs Black bajkowe-szablony