piątek, 24 lutego 2017

Rozdział XXIII - Nieprzyjemne plotki

1 komentarz:
Szedłem rano na śniadanie ze Scorpiusem, bliźniakami i Veronicą. Czułem, że coś jest nie tak. Znowu słyszałem szepty, widziałem, że ludzie pokazują na mnie i patrzą ukradkiem. Naprawdę nie wiedziałem o co chodzi, ale już miałem dość.
Dłonie zaczęły mi się trząść. Tak naprawdę nie wiem dlaczego, ale po prostu zaczęły. 
- Cholera, o co chodzi tym razem? - zapytałem siadając przy stole Ślizgonów. 
- Też chciałbym wiedzieć - mruknął blondyn. 
Wiedziałem, że miał tego dość. Zawsze jak plotkowano o mnie, on obrywał. Jak plotkowano o nim, ja obrywałem. Tylko, że o mnie plotkowano częściej i to naprawdę bardzo wkurza. 
- Uspokójcie się chłopcy zaraz się dowiem - Veronica słodko się uśmiechnęła. 
Wstała i podeszła do Ślizgonek z naszego rocznika. Chwilę rozmawiały, a potem Veronica wróciła.
- Na pewno chcesz wiedzieć o co chodzi tym razem? - zapytała z troską wyczuwalną w głosie. 
- Tak, chcę wiedzieć - powiedziałem. - Nie ważne jak są okropne. Przeżyłem dużo, przeżyje i to - powiedziałem. 
- Tylko potem na mnie nie krzycz - powiedziała. - Ktoś rozniósł plotkę, że sypiasz z Riddlem, bo wczoraj wróciłeś cały czerwony i z iskierkami w oczach. 
Upuściłem swój widelec na talerz, a Scorpius wypluł swój sok dyniowy. 
- Że co proszę? - zapytał. 
- Doskonale wiemy, że to nie mógł być żaden Śllizgon - powiedział jeden z bliźniaków. - A my doskonale wiemy, że byłeś strasznie wkurzony przez szlaban z nowym nauczycielem. Czyli ktoś po prostu zauważył jak wracasz - powiedział. 
- Tym razem przesadzili - mruknąłem. - Czemu zawsze ja? - zapytałem retorycznie i schowałem twarz w dłoniach. - Chciałbym wiedzieć kto rozpuszcza plotki na mój temat - powiedziałem po chwili. 
Popatrzyłem na nich.
Veronica patrzyła na mnie i uważnie słuchała, przy okazji jadła. Bliźniacy jedli i słuchali, a blondyn wycierał napój słuchając mnie. 
- Uwierz mi ja też. Według ludzi w szkole chodzę z chłopakiem, który zdradza mnie z nauczycielem. Jasne chciałem być popularny, ale nie tak - jęknął, a ja zaśmiałem się. 
- Musisz coś z tym wreszcie zrobić - powiedziała dziewczyna. 
- Nie opłaca się - powiedziałem. - Przez sześć lat dawałem sobie radę. Teraz jest ostatni rok szkoły, poradzę sobie. 
- A nie lepiej z tym iść do profesor Manson? - zapytał Chris. 
- Pójdę - powiedziałem w końcu. - Jak nie znajdę osoby, która te plotki roznosi - dodałem. - A teraz ruszcie dupy, idziemy na Zielarstwo. 
Wstałem, a zaraz po mnie przyjaciele po czym poszliśmy przed szklarnie. Lubiłem Zielarstwo. Lubiłem też nauczyciela, który tego uczył. Profesor Longbottom. Przyjaciel moich rodziców. Nie lubiłem go tylko dlatego, że znają go moi rodzice. Po prostu profesor Longbottom jest sympatycznym nauczycielem. I uczy doskonale, widać, że o roślinach opowiada z pasją. Przy okazji też jest opiekunem Gryfonów, ale jakoś nic sobie z tego nie robiłem. Weszliśmy do szklarni. Zauważyłem, że tą lekcje mamy z Puchonami. Uśmiechnąłem się. 

Po Zielarstwie mieliśmy dwie godziny Transmutacji, potem Historia Magii, Wróżbiarstwo, a teraz moja ostatnia lekcja. Obrona. 
Staliśmy już w klasie. Tak jak Riddle zapowiedział miały być pojedynki. Klasa została magicznie powiększona, a na środku był podest do pojedynków. 
- Jak mówiłem na poprzedniej lekcji, dzisiaj będziemy ćwiczyć pojedynki. Każdy będzie walczył chociaż raz, a na koniec jedna osoba będzie miała zaszczyt walczyć ze mną - powiedział i uśmiechnął się lekko, a po klasie rozniosły się podniecone szepty. 
Wywróciłem tylko oczami. 
- Pamiętajcie. Możecie używać każdych zaklęć oprócz tych z dziedziny czarnej magii. Za każdy wygrany pojedynek dany dom dostanie pięć punktów - powiedział. Rozejrzał się po klasie. - Pierwsza para Malfoy i Jackson. 
Na podest wszedł Scorpius. Wiedziałem, że sobie poradzi, ale i tak się strasznie bałem. Przygryzałem wargę ze zdenerwowania. 
Chłopak, z którym miał się pojedynkować był Gryfonem. Miał ciemniejszą karnacje, jasne oczy oraz czarne włosy z czerwonymi końcówkami. 
Zaczęli. Na początku nie widać było kto wygra, mieli wyrównane szanse. Po jakimś czasie Scorpius był blisko dostania drętwotą, a ja zauważyłem, że chłopak, z którym walczy nie umie za bardzo obronić zaklęć, które są skierowane w nogi. Miałem nadzieję, że Scorpius też to zauważył. I tak jak myślałem zauważył. Po chwili skierował drętwotę w jego klatkę piersiową i expelliarmus w nogi. Chłopak tego nie obronił i wylądował na ścianie za nim. Blondyn szeroko się uśmiechnął i zeskoczył z podestu. 
- Banał - powiedział kiedy stanął obok mnie. 
Zaśmiałem się. 
- Tak szczerze zastanawiam się z kim ja będę walczył - powiedziałem kiedy nauczyciel wywołał kolejną parę. 
- Nie zadręczaj się tym, patrz jak walczą. 

Walczyłem jako przedostatni w parze z moją kuzynką. Wybuchnąłem śmiechem kiedy się o tym dowiedziałem. Jak już się uspokoiłem poszedłem na podest. 
- Jak widać chyba nigdy się nie pogodzimy, Rosie - powiedziałem kiedy musieliśmy pokłonić się nisko.
- Uwierz, ja nie mam zamiaru ani się z tobą pogodzić, ani dać ci wygrać - powiedziała. 
W moich zielonych oczach można było zobaczyć niebezpieczne iskierki. 
- To powodzenia życzę - powiedziałem tylko, a dziewczyna już zaczęła miotać we mnie zaklęciami. 
Nie przestawała. Zaczęła miotać każdym znanym jej zaklęciem, a ja tylko machałem różdżką używając niewerbalnie zaklęcia tarczy i od czasu do czasu się cofałem. Czekałem tylko na odpowiedni moment. Dziewczyna już powoli się męczyła. Spokojnie jeszcze chwilę. Chwileczkę. Już możesz rzucić zaklęcie. Rzuciłem niewerbalne zaklęcie rozbrajające. Nie chciało mi się używać lepszego zaklęcia i w ogóle już nie chciało mi się wstać. 
- Następnym razem Rosie poczekaj aż twój przeciwnik zrobi pierwszy ruch. Albo pozwól mu rzucić chociaż jedno zaklęcie. Może zauważysz jego słaby punkt - powiedziałem schodząc z podestu. 




Podszedłem do Scorpiusa. 
- Idiotka - mruknął.
- Może tak, ale miała dosyć dobrą technikę - mruknąłem. 
Została ostatnia para. Veronica i jakaś dziewczyna. Za bardzo nie słuchałem, więc nie usłyszałem jej nazwiska, a w ogóle jej nie kojarzyłem. 
Ta walka skończyła się szybko przegraną Ślizgonki. 
- Kiedyś ją pokonam - powiedziała wkurzona kiedy do nas doszła. 
- Każdy z was doskonale sobie poradził - powiedział nauczyciel wchodząc na podest. - Zostało nam jeszcze trochę czasu, więc tak jak obiecałem jedna osoba będzie walczyła ze mną - rozejrzał się po klasie. - Potter - powiedział. 
- Nie zgadzam się - powiedziałem od razu. 
Dużo osób patrzyło na mnie jak na totalnego kretyna. 
- Nie zgadzam się, ponieważ uważam, że były osoby, które walczyły lepiej ode mnie. O wiele lepiej. Na przykład Scorpius - powiedziałem za co dostałem od blondyna łokciem w żebra. - Więc niech profesor wybierze inną osobę - uśmiechnąłem się. 
Kiedy Tom otwierał usta, żeby coś powiedzieć lekcja się skończyła. 
Wywróciłem oczami i wyszedłem z klasy. 

poniedziałek, 20 lutego 2017

Rozdział XXII - "Miła" pogawędka z Riddlem

Brak komentarzy:
Cały wczorajszy dzień chodziłem zły przez Riddle'a. Wiem, że zasłużyłem na ten szlaban, ale wiem też, że zacznie wypytywać o wszystko podczas tego szlabanu. Pocieszałem się tylko tym, że dzisiaj nie mam z nim lekcji. I widzę go tylko na posiłkach albo czasem na korytarzu.
Nie chciałem tego szlabanu, ale należał się się. Dodatkowo po wczorajszej Obronie dostałem opieprz od Scorpiusa. Bo przecież dopiero rok szkolny się zaczął, a Slytherin już stracił punkty. Jakoś za bardzo się tym nie przejmowałem. To tylko głupie piętnaście punktów, które się już nadrobiło.
Aktualnie mam eliksiry. Staram się zrozumieć co mówi profesor Manson. Jest ona opiekunką Ślizgonów i mimo, że jest bardzo fajna nie jest łagodniejsza dla swojego domu.
Szczerze to lubię eliksiry nawet bardzo, ale przez to, że dzisiaj ten walony szlaban się zaczyna nie potrafię się skupić.
Spojrzałem na swoje notatki i zmarszczyłem brwi. Nigdy nie pisałem ładnie, ale dzisiaj to jakaś przesada. Sam nie umiem się rozczytać co pisałem.
Scorpius, z którym byłem w parze na eliksirach też zajrzał do moich notatek.
- Pożyczę ci moje - westchnął.
- Dzięki - uśmiechnąłem się lekko.
Dzisiaj mieliśmy zajęcia z teorią. Wiedziałem, że ona jest bardzo ważna na SUM-ach, a ja nie miałem zamiaru ich zawalić, więc dziękowałem Merlinowi, że mam kogoś takiego jak Scorpius.
Lekcja powoli dobiegała końca. Kiedy usłyszeliśmy dzwonek, a raczej gong zwiastujący przerwę zacząłem pakować swoje rzeczy do torby, a kiedy wychodziłem z ławki profesor Manson poprosiła mnie, żebym został. Powiedziałem Malfoyowi, żeby poszedł pod salę do transmutacji, a ja za niedługo do niego dojdę.
Profesor Manson była wysoką czarownicą. Miała może niecałe czterdzieści lat. Blond włosy i niebieskie oczy. Miała też jasną karnacje i mimo wieku dalej była atrakcyjna.
Stanąłem przed nią.
- Coś się stało pani profesor? - zapytałem.
Naprawdę nie wiedziałem o co może jej chodzić, przecież byłem grzeczny, a raczej starałem się być.
- Albusie dowiedziałam się co wczoraj zrobiłeś na lekcji Obrony - zaczęła.
Ach, to o to chodzi.
- I starałam się przekonać profesora Riddle'a, żeby zwolnił cię ze szlabanu. Przecież strata punktów w pierwszym dniu szkoły, ale profesor Riddle się nie zgodził.
- Można było się domyślić - wymamrotał. - Nie chcę być niegrzeczny, ale muszę iść na lekcje, bo się spóźnię i no.. rozumie pani.
- Masz skrócony szlaban. Tylko jutro masz. Tylko tyle udało mi się załatwić - powiedziała.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się.
Teraz byłem szczęśliwy. Rozumiem, że nie dało się całkiem mnie zwolnić ze szlabanu, ale lepszy jeden wieczór z Riddlem niż siedem. Chociaż i tak się boję tego co się stanie. Poszedłem na transmutację. Mówiłem już, że na każdym przedmiocie siedzę ze Scorpiusem? Chodzimy na te same przedmioty. Tylko, że blondyn chodzi jeszcze na numerologie, a ja nie. Jakoś nigdy do tego przedmiotu mnie nie ciągnęło.Czekaliśmy aż profesor Willow, nauczyciel transmutacji przyjdzie do klasy. To była nasza ostatnia lekcja, którą mieliśmy z Krukonami.



Nawet nie pamiętam kiedy ten czas przeminął. Skończyłem lekcje i poszedłem razem z przyjaciółmi do pokoju wspólnego. Zrobiłem z nimi zadanie i zaczęliśmy się wygłupiać. Oni opowiadali o swoich wakacjach, a ja słuchałem, bo co innego miałem robić?
W pewnej chwili Chris powiedział, że powinienem iść na szlaban, jeżeli nie chcę się spóźnić.
Oczywiście, że nie chciałem. I tak wystarczająco bałem się tego szlabanu, a nie chciałem wiedzieć co zrobi Riddle kiedy się spóźnię. Zresztą profesor Manson miała rację. Riddle'a powinno zadowolić tylko odjęcie punktów, bo to było nic w porównaniu co robiłem rok temu. Ale nie niedoszły Lord Voldemort musiał zaprosić mnie na szlaban. Pewnie chciał się upewnić, że to ja byłem lub po prostu jestem Severusem Wilsonem. Jak tak to trzeba będzie udawać głupka, ehh.
Zapukałem do gabinetu mężczyzny. Po usłyszeniu "proszę" wszedłem do niego. Był on tak samo urządzony jak wtedy kiedy przyszedłem na szlaban do Riddle'a pierwszy raz. I jak na złość Riddle usiadł dokładnie tak samo jak wtedy. Był rozłożony na kanapie w czarnych, obcisłych jeansach z białą koszulą, gdzie pierwsze trzy guziki były odpięte.
Popatrzyłem na niego i wziąłem głęboki oddech.
Spokojnie, nie patrz na niego, nie powinno być tak źle, prawda? W sumie musisz na niego patrzeć, ale nie myśl o nim w ten sposób.
Naprawdę teraz nie wiedziałem co robić. Popatrzyłem na Riddle'a, czerwony jak burak, ale to pomińmy, i stałem jak ten kołek.
- Proszę usiądź, Albusie - powiedział i wskazał na jeden z foteli.
Tym razem go posłuchałem i usiadłem na fotelu.
- Na czym będzie polegał mój szlaban? - zapytałem patrząc na mężczyznę.
- Zaprosiłem cię tu, żeby porozmawiać.
- To po co mówił pan przy całej klasie, że to szlaban? Jeszcze tygodniowy. Cały tydzień chciał pan ze mną rozmawiać? Całe szczęście, że profesor Manson załatwiła, że jestem u pana tylko jeden wieczór - uśmiechnąłem się słodko.  - Zresztą o czym chcę pan rozmawiać?
- Doskonale wiem, że byłeś Sverusem Wilsonem, kiedy uczyłem tutaj jak byłem młody - powiedział. - Poznałem cię podczas rozpoczęcia roku na uczcie, potem lekcja z twoim rocznikiem wyjaśniła wiele spraw.
Zmarszczyłem brwi.
No to trzeba udawać głupka.
- Nie wiem o czym pan mówi, profesorze Riddle - powiedziałem bawiąc się skrawkiem koszuli.
- Proszę nie udawaj, Severusie - powiedział. - Przecież doskonale wiem, że cofnąłeś się w przeszłość tylko chcę wiedzieć po co.
- Nie rozumiem dlaczego używa pan mojego drugiego imienia. Naprawdę nie wiem o co panu chodzi - mówię spokojnie.
- Udajesz tak samo jak wtedy udawałeś, że mnie nie znasz. Po co się przeniosłeś w przeszłość.
- Ja naprawdę nie wiem o co panu chodzi! - krzyknąłem.
Wkurzało już mnie to, a nie chciałem dawać mu tej cholernej satysfakcji jak się przyznam.
- Nie rozumiem po co tutaj jestem. Po jakiego grzyba dał mi pan ten piekielny szlaban. W tym czasie mogłem robić różne, ciekawe rzeczy z moim chłopakiem i przyjaciółmi. Ale nie wielki pan Riddle musiał dać mi szlaban, żeby porozmawiać. Przecież to nie tak, że można było poprosić mnie po lekcji i porozmawiać albo zwyczajnie po lekcji poprosić o spotkanie, żeby porozmawiać. Nie, bo po co lepiej dać szlaban przy wszystkich Ślizgonach i Gryfonach z siódmego roku - powiedziałem szybko dając upust mojej irytacji.
- Nawet teraz zachowujesz się tak samo jak wtedy, Severusie.
- Nie używaj mojego drugiego imienia! - krzyknąłem. Jeszcze trochę i nie będę umiał opanować nerwów. - Naprawdę nie wiem o co ci chodzi, ale nie używaj mojego drugiego imienia - warknąłem. - Nie rozumiem po co tu przyszedłem - dodałem.
- Przyznaj się, że to ty byłeś Severusem Wilsonem.
- Tak, cholera to ja! Lepiej? - wstałem. - Mam cię dość. Nie mam zamiaru tutaj zostać ani minuty dłużej - dodałem podchodząc do drzwi. - I doskonale wiem, że nie dasz mi spokoju.
Szybko wyszedłem z gabinetu Riddle'a i poszedłem do pokoju wspólnego Ślizgonów. Byłem zmęczony tym spotkaniem, ale wiem, że będzie lepiej kiedy razem z przyjaciółmi coś będziemy robić.
Wiem, że teraz wyglądam jakbym biegał albo się całował. Czerwone policzki, błyszczące oczy. Ci, którzy mnie dobrze znają wiedzą, że jestem też taki kiedy jestem wkurzony i ledwo panuje nad swoimi emocjami. A po spotkaniu z Riddlem naprawdę ledwo panowałem nad emocjami.
Myślałem też, że jutrzejszy dzień będzie spokojny. Tom da mi spokój na lekcjach i spędzę miło dzień. Niestety tak nie będzie, a jutrzejszy dzień będzie jednym z tych dni, które się pamięta do końca życia. Ale o tym kiedy indziej..

czwartek, 16 lutego 2017

Rozdział XXI - Pomylił pan nazwiska, profesorze Riddle

Brak komentarzy:
Nawet nie pamiętam co się później działo. Wszystko było jak przez mgłę chociaż udawałem, że jest w porządku. Tak naprawdę zastanawiałem się co mam robić w sytuacji kiedy Riddle jest nauczycielem. 
Tak naprawdę zapamiętałem moment, w którym kładłem się do łóżka. 
Dormitorium dziele tylko ze Scorpiusem. I mimo dwóch łóżek, które są duże, śpimy na jednym, żeby było nam po prostu wygodniej. 
Rano wstałem przed blondynem. Wygramoliłem się z łóżka mając nadzieję, że jednak nie obudziłem chłopaka. Wziąłem swoje ciuchy i poszedłem do łazienki wziąć prysznic i się przebrać. Kiedy to wykonałem wyszedłem z łazienki  mokrymi włosami starając się zawiązać przeklęty krawat. Jak to zrobiłem zauważyłem, że blondyn zaspany siedzi na łóżku. 
- Cześć - powiedziałem. 
Wziąłem swoją torbę szkolną i spakowałem tam niektóre książki, chociaż tak naprawdę nie wiem po co, skoro plan lekcji dostaniemy dopiero dzisiaj. 
- Cześć - odpowiedział zaspany, a ja przygryzłem wargę. - Od kiedy tak wcześnie wstajesz? - pyta. 
- Wcześnie? Która niby godzina? - pytam patrząc na chłopaka. 
Szarooki się zaśmiał. 
- 6:30, a widząc, że jesteś już gotowy wnioskuje, że nie śpisz od minimum pół godziny. 
Ma rację. Wstałem wcześnie. Jak na mnie bardzo wcześnie. Zawsze to on musiał mnie budzić, a teraz to nawet nie czuję się zmęczony. No cóż to chyba sprawka podróży w czasie. Tam prawie zawsze wstawałem najwcześniej. 
Wzruszyłem ramionami. 
- No cóż bywa. A teraz rusz swój tyłeczek i się ogarnij jeżeli chcesz zdążyć na śniadanie. 
- Już się robi, panie kapitanie - zaśmiał się i wziął swoje rzeczy po czym wszedł do łazienki. 
Ja w tym czasie postanowiłem spakować książkę z każdego przedmiotu. I sobie, i Scorpiusowi. Lepiej mieć wszystkie niż potem się spóźnić na lekcje. 
Kiedy Malfoy wrócił z łazienki podałem mu jego torbę. Poprawiłem swoje włosy i spojrzałem na niego. 
- Idziemy? 
- Idziemy. 
Wiedzieliśmy, że nie warto czekać na Veronice czy bliźniaków. Albo już siedzą w Wielkiej Sali i jedzą śniadanie, albo po prostu do nas dołączą.
Kiedy już usiedliśmy przy stole Slytherinu brakowało tylko Veronici. Po jakimś czasie dziewczyna przyszła. 
- Jak dobrze, że się nie spóźniłam. Zaspałam, a że jestem prefektem mam sama dormitorium i nie miał mnie kto obudzić - powiedziała i zaczęła smarować tost dżemem. 
Kolejna rzecz, o której zapomniałem. Veronica jest prefektem. 
Sam zabrałem się za jedzenie mojej owsianki, a ktoś zaczął rozdawać plany lekcji. Dostałem swój, a moje źrenice rozszerzyły się czytając plan na dzisiejszy dzień. 
- To są jakieś żarty - wymamrotałem mając na myśli pierwszą lekcje, która była Obroną. 
- Czemu tak sądzisz? - zapytał Tristian, jeden z bliźniaków. - To nowy nauczyciel. Daj mu szanse. Rozumiem, że poprzedni nauczyciel był fajny, ale trzeba przystosować się do zmian - wzruszył ramionami. 
Tsa, zmiany. Chętnie bym się do nich dostosował, ale nie chcę mieć Riddle'a za nauczyciela. Nie po tym co się działo. 
Westchnąłem tylko. 
- Chyba masz rację - wymusiłem uśmiech. 
Aby ta lekcja była normalna. 
Po śniadaniu skierowaliśmy się pod salę Obrony. Byłem strasznie zestresowany chociaż nie wiem czym. Przecież to najzwyklejsza lekcja, prawda? 
Osoba trzecia może mi tak powiedzieć. Ja wiem swoje. 
Przecież to jest dziwne. Przespać się ze swoim nauczycielem, a potem zniknąć następnie spotkać go w swojej teraźniejszości. Nawet nie chcę się zastanawiać ile Riddle ma lat. Z tego co wczoraj widziałem nic, a nic się nie postarzał. 
- Albus, czemu jesteś taki spięty? - zapytał Scorpius. 
I co ja mam odpowiedzieć? 
"No wiesz osoba, z którą mamy lekcje kiedyś ze mną spała", egh super. 
- Nie lubię zmian, dobrze o tym wiesz - powiedziałem. 
Okey to była prawda, bo nie lubię zmian, ale i tak okłamuje Malfoya. 
Nie lubię go okłamywać. Może lepiej będzie jak skocze z wieży astronomicznej? Tak, to doskonały pomysł. 
- Doskonale wiesz, że zmiany czasem są dobre - złapał mnie za rękę uśmiechając się lekko. 
- Wiem - powiedziałem też się uśmiechając. 
W tym momencie przyszedł Riddle. Otworzył drzwi, a każdy wszedł do Sali. Zapomniałem wspomnieć, że Obronę mamy z Gryfonami, więc klasa podzieliła się na dwie części. 
Ja chciałem usiąść w ostatniej ławce, ale Scorpius mnie pociągnął do przodu i teraz siedzę w pierwszej. 
Merlinie, ratuj mnie! 
Chociaż to zabawne, bo w przeszłości na Obronie też siedziałem z Malfoyem, w pierwszej ławce. Czyżby Scorpius był aż tak podobny do swojego pradziadka? 
- Jak już wiecie jestem waszym nowym nauczycielem Obrony. Nazywam się Tom Riddle i wymagam od was pełnego skupienia oraz zaangażowania na lekcjach - powiedział cicho. 
W klasie nikt nic nie mówił. Praktycznie każdy uczeń patrzył z zainteresowaniem na Riddle'a, a ja tylko przewróciłem oczami i znowu spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie. 
Tom zaczął czytać listę obecności, a ja potwierdziłem swoją teorie. Mimo upływu lat ten się nie zestarzał. Wyglądał tak samo jak przedtem, tak samo przystojny. Czyżby eliksir młodości? Kto tam wie, egh. 
- Potter Albus - powiedział. 
No tak, w końcu musiał dojść do mojego nazwiska. 
- Obecny - powiedziałem spokojnie. 
Widziałem, że ten wyszukuje mnie wzrokiem, a potem jak mnie znalazł patrzył na mnie chwilę. Uśmiechnąłem się słodko i zacząłem rozmawiać ze Scorpiusem. 
Kiedy nauczyciel skończył sprawdzać obecność zaczął chodzić po klasie. 
- Na naszej pierwszej przypomnimy sobie jeden temat z klasy szóstej, który każdy z was powinien doskonale umieć. A mianowicie patronusy. Chyba nie muszę wiedzieć, co to są patronusy, prawda? - zapytał. - Na naszej następnej lekcji zajmiemy się pojedynkami. Zobaczę jak dużo umiecie zaklęć obronnych. 
Położyłem głowę na ławkę. Nie obchodziło mnie to co mówi Riddle. Doskonale znam patronusy, a pojedynki były bardzo często na jego lekcjach, więc naprawdę nie interesuje mnie to co mówi. 
Poczułem jednak wzrok Toma na sobie. Podniosłem głowę i poparzyłem na niego. 
- Może pan Wilson zaprezentuje nam zaklęcie patronusa? - zapytał dalej patrząc na mnie. 
Rozejrzałem się po klasie. 
- Mamy tutaj kogoś o nazwisku Wilson? - zapytałem. Nikt nic nie odpowiedział. - Chyba pan pomylił nazwiska, profesorze Riddle. Albo wyimaginował sobie ucznia - powiedziałem spokojnie. 
Niektórzy uczniowie zaczęli szeptać, a ja dostałem opieprz szeptem od Scorpiusa. Szczerze to nic sobie z tego nie robiłem. Patrzyłem w oczy Riddle, ale zauważyłem w nich niebezpieczny błysk. 
- Minus piętnaście punktów dla Slytheriny, od jutra będzie pan, panie Potter przychodził o 15:00 do mnie odrabiać szlaban. Przez cały tydzień, a teraz niech pan, panie Potter wyczaruje patronusa. 
Nienawidzę cię, wiesz o tym? - pomyślałem patrząc na niego. 
Używając zaklęcia niewerbalnego, nie wstając nawet z krzesła wyczarowałem patronusa. 
- Lepiej, profesorze? - sarknąłem i znowu zacząłem rozmawiać z blondynem. 
Malfoya też nie za bardzo interesowała lekcja. A ja czekałem tylko na jej koniec. 
Zastanawiałem się jednak najbardziej jak będzie wyglądał szlaban.

środa, 15 lutego 2017

Rozdział XX - Chyba powinienem przestać huśtać się na krześle

Brak komentarzy:

Stałem w Sali Wejściowej czekając aż uczniowie przyjdą do zamku. Dzięki pielęgniarce wiem, że za jakieś pięć minut pierwsze powozy powinny przyjechać. Sam denerwowałem się spotkaniem z przyjaciółmi. Tata mówił, że nic się nie zmieniło, oprócz tego, że Voldemortem jest ktoś inny. Jednak boję się, że zmieniło się w moim życiu niemal wszystko. Krawat wskazuje, że dalej jestem Ślizgonem, ale boję się, że mam innych przyjaciół, których tak naprawdę nie znam i innego chłopaka, którego nie kocham. Zanim tu przyszedłem pani Maslow pozwoliła mi się ogarnąć. Wziąłem długi, rozluźniający prysznic, a potem przebrałem się w mundurek szkolny. Powiem tylko, że nie lubię w nich chodzić, ale na początku i na końcu roku trzeba je mieć ubrane. W czasie zajęć lekcyjnych, oczywiście też je trzeba nosić, ale wtedy mam luźno zawiązany krawat, szatę odpiętą i najczęściej koszulę, która nie jest wciśnięta do spodni. Tak jak teraz jestem ubrany skojarzyło mi się z przeszłością. Abraxas cały czas narzekał, że nie jestem idealnie ubrany w mundurek, a muszę tak być ubrany, bo Riddle by nam odjął punkt, czy coś takiego. Nigdy nie słuchałem uważnie jak tak mówił i poprawiał mi krawat prawie mnie przy tym dusząc. 
Patrzyłem na wchodzących uczniów szukając wzrokiem Scorpiusa i innych Ślizgonów, z którymi się przyjaźniłem. Zauważyłem, że wchodzą do zamku. 
Veronica - czarnowłosa, niska dziewczyna o jasnej karnacji, żywo o czymś opowiadała gestykulując przy tym rękami. 
Chris i Tristian - obaj są tacy sami. Zaczynając od takich typowych szczegółach jak wzrost czy kolor włosów, kończąc na malutkich szczególikach. Są bliźniakami i teraz z uwagą słuchali to co mówi dziewczyna. 
Scorpius - wyższy ode mnie blondyn o alabastrowej skórze z szarymi oczami szukał kogoś w tłumie. 
Moje serce podskoczyło kiedy popatrzył na mnie. Powiedział coś do reszty i szli w moją stronę. Strasznie się denerwowałem, ale nie wiem czym. Wziąłem drżący oddech. 
Podszedłem bliżej nich. 
- Cześć - uśmiechnąłem się.
Veronica wywróciła oczami i rzuciła się na mnie, żeby mnie przytulić. Prawie straciłem przez nią równowagę, ale zaśmiałem się. 
- Jejku cieszę się, że wreszcie cię widzę. Wiesz jak było nudno? Scorpius nie był sobą. Nigdy więcej tak nie rób - powiedziała dziewczyna. 
- Obiecuję nie będę - zaśmiałem się. 
Pielęgniarka mi wytłumaczyła, że tata powiedział moim przyjaciołom, że grając w quidditcha spadłem z dosyć dużej wysokości i straciłem przytomność. Niestety nie chciał dać mnie do Munga, bo wątpił w to, że się obudzę, przed początkiem roku. Ta jego wiara we mnie najbardziej mnie rozwaliła w tej wymówce. Zresztą ja bym nie uwierzył, ale teraz tylko modliłem się, żeby oni uwierzyli. 
Przywitałem się z bliźniakami podaniem dłoni i uśmiechami. Według mnie byliśmy dobrą paczką przyjaciół. 
Został jednak ktoś z kim się nie przywitałem, Scorpius. 
Strasznie się bałem z nim przywitać, bo jednak nie wiedziałem na jakiej relacji stoimy w tym świecie. Popatrzyłem na niego i lekko się zarumieniłem 
Kurwa 
Blondyn spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął, patrząc na mnie. 
- Z chłopakiem się nie przywitasz? - zapytał. 
Nogi mi zmiękły kiedy usłyszałem jego głos, a serce zabiło mocniej. Wiedziałem, że moje źrenice się powiększyły. Dawno nie widziałem Scorpiusa, nie słyszałem jego głosu. Cholernie mi go brakowało. Wiedziałem, że Abraxas jest do niego podobny, ale to jednak nie to samo. 
Podszedłem szybko do blondyna i mocno się w niego wtuliłem. 
Brakowało mi jego zapachu. 
Chłopak mnie przytulił. 
I dotyku.. 
Podniosłem głowę i spojrzałem w oczy chłopaka, a ten zaczął mnie mocno całować, a ja to oddałem. 
Czy muszę mówić jak bardzo brakowało mi pocałunków z nim?
Scorpius dał dłonie na moje biodra, a ja zarzuciłem swoje ręce na jego szyję. Całowaliśmy się tęsknie, jakbyśmy nie widzieli się rok albo więcej.
Usłyszałem prychnięcie z tyłu. 
Ktoś musiał przerwać, a ja wiedziałem kto. 
Mimo, że nie chciałem kończyć tego pocałunku musiałem to zrobić. Splotłem nasze palce i stanąłem obok chłopaka, przodem do osoby, która nam przerwała. 
Tak jak myślałem. Doskonale znam tą osobę. Była to moja kochana kuzynka, Rose. 
- Cześć, Rose - udawałem zadowolonego z jej widoku. 
Prawda jest taka, że ja i Rose się nienawidzimy. Owszem, byliśmy przyjaciółmi, ale to było zanim dostałem się do Slytherinu. Wtedy była wielce obrażona, bo nikt z naszej rodziny nie był w tym domu. Potem zaprzyjaźniłem się ze Scorpiusem. Biedaczka się w nim podkochiwała i chyba do teraz to robi. Wtedy zaczęła się do mnie przymilać i wręcz kazała mi mówić blondynowi jaka to jest cudowna. Następnie ja i Malfoy zostaliśmy parą. Rosie płakała parę dni, co było widać po jej oczach, a potem mnie znienawidziła. Bo przecież jak to można być gejem, jeszcze w dodatku Potter chodzi z Malfoyem, te dwa rody się przecież nienawidzą. I zaczęły się plotki o mnie i Scorpiusie. Każdy ze Slytherinu wie kto je roznosi, ale jakoś nigdy nie zrobiliśmy z tym porządku. Zresztą teraz się nawet nie opłaca. To nasz ostatni rok w szkole. 
- Ciebie też miło widzieć, Albus - powiedziała z obrzydzeniem. - To jest korytarz nie miejsce na obściskiwanie się. 
Moje zielone oczy zabłysły nienawiścią.
- Jak ty się całujesz po kątach z twoimi chłopakami jest dobrze, Rosie - powiedział spokojnie Scorpius mocniej ściskając moją rękę. 
Uśmiechnąłem się do niego lekko.
A Rosie? Zarumieniła się. Tak jak myślałem. Dalej się podkochuje w moim chłopaku. Niestety nie ma u niego żadnych szans.
Rudowłosa prychnęła i odeszła. 
Victoria spojrzała na mnie i szeroko się uśmiechnęła. 
- Chodźmy już do Wielkiej Sali, bo zaczną bez nas - powiedziała i poszła, a ja i reszta powlekliśmy się za nią. 
W Wielkiej Sali siedziałem obok Scorpiusa i Victorii, naprzeciw nas siedzieli bliźniacy. 
Spojrzałem na stół nauczycielski. 
Każdy nauczyciel siedział na swoim miejscu, profesor McGonagall jako dyrektorka siedziała na środku. Zauważyłem, że na miejscu profesora Obrony przed Czarną Magią siedzi młody mężczyzna. Miał na sobie długi, czarny płaszcz. Kaptur, który miał założony zasłaniał mu twarz, ale ja zobaczyłem, że ma bardzo jasną karnację.
Tak naprawdę nikt nie wiedział co się stało z poprzednim profesorem Obrony. Każdy był ciekawy, co się stało z tak dobrym nauczycielem. 
Kiedy Hagrid przyprowadził pierwszaków i Tiara Przydziału każdego przydzieliła do domu, profesor McGonagall wstała, a na Sali zrobiło się cicho. 
- Zanim przejdziemy do uczty mam do powiedzenia parę istotnych rzeczy  - zaczęła swoim spokojnym, cichym głosem. Mimo, że mówiła cicho, każdy doskonale ją słyszał. - Wstęp do Zakazanego Lasu jest zabroniony. Niech zapamiętają to pierwszoroczni i kilkorgu starszych uczniów - spojrzała na stół Ślizgonów, a ja ze Scorpiusem wymieniliśmy porozumiewawcze uśmieszki. - W następnym tygodniu można zapisywać się do drużyny quidditcha i robić sprawdziany. Chętnie Gryfoni niech zapiszą się u Vivian Wright, Krukoni u Nathana Miller, Puchoni u Jacksona Cox, a Ślizgoni u Scorpiusa Malfoya - powiedziała. Szczerze to całkowicie zapomniałem o tym, że Scorpius jest kapitanem drużyny Ślizgonów. To znaczy ja gram na pozycji szukającego, ale jednak się zapomniało.
- Na koniec chcę powiedzieć, że mamy nowego nauczyciela Obrony przed Czarną Magią. Poprzedni nauczyciel, profesor Mitchell poszedł na zasłużoną emeryturę. Waszym nowym nauczycielem jest profesor Tom Riddle - powiedziała, a mężczyzna zdjął kaptur. 
Mógłbym przysiąść, że gdybym pił lub jak zakrztusiłbym się. Zamiast tego spadłem razem z krzesłem. Super, kolejna nauczka, żeby nie huśtać się na krześle. Każdy na mnie spojrzał, a blondyn pomógł wstać. Podziękowałem cicho, a każdy wrócił do oklaskiwania nowego nauczyciela. 
Spojrzałem na niego w chwili kiedy on na mnie spojrzał. W jego orzechowych oczach zauważyłem prawie niewidoczne iskierki, a na jego twarzy błąkał się uśmieszek. Wiedziałem, że mnie poznał. Spojrzałem szybko na mój pusty talerz.
Cholera, nie jest dobrze. 
- To tyle ze spraw organizacyjnych. A teraz możecie zacząć jeść - powiedziała dyrektorka, a na stołach pojawiły się różne potrawy. 
Jakoś odechciało mi się jeść, więc nałożyłem sobie sałatkę. 
I co ja teraz zrobię - myślałem. - Przecież nie mogę powiedzieć nikomu. Tym bardziej Scorpiusowi. Nie dość, że ze mną zerwie to jeszcze zabije. O Merlinie co ja narobiłem. Zresztą, czemu do jasnej cholery Riddle musi mnie prześladować? Najbardziej ciekawi mnie jak ja przetrwam ten rok szkolny - dodałem w myślach dłubiąc w sałatce. 

sobota, 17 grudnia 2016

Rozdział XIX - Ale się porobiło

1 komentarz:
Otworzyłem oczy. Chwilę nic nie widziałem przez jasne światło, a potem moje oczy się do tego przyzwyczaiły. Leżałem na miękkim łóżku, a pomieszczenie wydawało mi się znajome. No przecież! Jestem w Skrzydle Szpitalnym. Przypomniałem sobie co się zdarzyło przed tym zanim wróciłem do tego czasu. Trzeba przyznać Riddle dobrze mnie wypieprzył, ale gdybym wiedział, że trzeba zrobić coś takiego od początku mojej misji rozegrałbym to inaczej, i nie byłbym tam z trzy miesiące. Szczerze, zastanawiam się, co Riddle sobie myśli o tym, że nagle mnie nie ma, a jeszcze wieczór wcześniej zasnęliśmy obok siebie. Próbowałem usiąść na łóżku, ale zakręciło mi się w głowie, jęknąłem i ponownie się położyłem.

- Pani Maslow, Albus się obudził - powiedział znajomy głos, a moim oczom ukazał się tata.

- Tata? - zapytałem.

Ciągle byłem w szoku, bo jeszcze parę godzin temu byłem w czasie kiedy Voldemort był moim nauczycielem.

- Ostatnio jak tak powiedziałeś zemdlałeś, mam nadzieje, że teraz nie zemdlejesz - powiedział kobiecy, a mój tata zachichotał.

Pielęgniarka Maslow. Wyglądała na niecałe trzydzieści lat. Miała czarne włosy, zawsze związane w luźnego koka, z którego, niektóre pasma włosów się uwolniły i opadały ładnie na twarz. Miała jasną karnację i była dosyć atrakcyjna. Mogę sobie dać rękę uciąć, że niektórzy chłopcy przychodzili tutaj tylko, żeby sobie na nią popatrzeć.

- Spokojnie tym razem postaram się nie stracić przytomności - powiedziałem. - Za dużo razy w moim życiu dzięki meczom quidditcha byłem tutaj i nie miałem przytomności.

- Wracając do twojego przeniesienia w czasie - powiedziała pielęgniarkę. - Będziesz musiał wypić parę eliksirów, żeby nic poważnego ci się nie stało. Przez parę dni możesz mieć zawroty głowy i bóle mięśni.

- Coś jak grypa? - jęknąłem.

Nienawidzę chorować.

- Bardziej coś jak łagodna grypa. Nie zwolni cię to z zajęć lekcyjnych i nawet nie waż się przychodzić tutaj podczas lekcji po eliksir. Te, które ci teraz dam powinny wstarczyć na te parę dni. Chociaż tak naprawdę nie wiem jak długo będą się trzymać te objawy. Mogą kilka dni, tydzień, miesiąc, a mogą tylko dzisiaj. Dawno nikt na tak długo nie przeniósł się w czasie - powiedziała wlewając przezroczysty eliksir do szklanki.

- Czyli, który dzisiaj? - zapytałem.

- 1 września - powiedział mój tata.

- Czyli tam byłem trochę ponad trzy miesiące, a tutaj minęły całe wakacje! I od razu do szkoły. Wystarczy, że tam musiałem się uczyć. Co z tego, że wszystko to już miałem! - krzyknąłem.

- Uspokój się, Albus - skarcił mnie tata. - Powinieneś się cieszyć. Wreszcie zobaczysz twoich przyjaciół. Całe wakacje się o ciebie martwili.

- Tak zobaczę swoich przyjaciół - warknąłem. - Ciekawe co im powiedziałeś, że co mi się stało?! Te wakacje miały być inne. Mieliśmy je spędzić wszyscy razem, bo to ostatnie wakacje, po których musimy iść do szkoły! - krzyknąłem.

Zauważyłem, że pielęgniarka poczuła się zakłopotana, ale dała mi eliksir, który od razu wypiłem.

- To był twój wybór, Albusie - powiedział cicho.

- Owszem, mój. Ale czy na pewno? - zapytałem. - Zrobiłem to dlatego, że nie miałem większego wyboru. Chociaż raz chciałem tobie dorównać, wiesz? Każdy po mnie oczekuje jakiś niesamowitych rzeczy. Jestem najmłodszym synem Pottera, wybrańca, chłopca-który-przeżył, jak kto woli. Oczekują po mnie wielkich czynów. James jest bardziej do ciebie podobny w tej kwestii. Oboje byliście w Gryffindorze, a ja jestem w Slytherinie. Jak widać każdego zawodzę - w moich oczach pojawiły się łzy, których nie zdążyłem powstrzymać. - Chyba, że to się zmieniło, a tak naprawdę jestem durnym Gryfonem - dodałem, a po moich policzkach spłynęły łzy.

- Voldemortem stał się ktoś inny, jeżeli o to chodzi. Ktoś inny stał się złym człowiekiem i przybrał ten przydomek - powiedział tata.

- Kto?

- Jeff Davis.

Jeff? Jak przecież on... Po chwili zdałem sobie sprawę, że to mogła być moja wina. Dzięki mnie poczuł się odrzucony. Pożegnałem go i obiecałem spotkanie po feriach, w szkole. A potem się nie pokazałem w szkole. Zniknąłem bez uprzedzenia. Ten się wkurzył i zaczął być zły.

- Ale nic w historii się nie zmieniło? - zapytałem.

- Nic się nie zmieniło.

- Oprócz przygody na drugim roku - mruknąłem bardziej do siebie.

- Albusie, za pół godziny przybędą uczniowie do szkoły, powinieneś być już gotowy. O, i wiedz, że tak naprawdę wydaje mi się, że ty jesteś bardziej do mnie podobny niż James. Nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru.

Tata wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego, a ja chwilę leżałem skołowany.

Ale się porobiło.

niedziela, 11 grudnia 2016

Rozdział XVII - Czy to koniec?

Brak komentarzy:
Następnego dnia w domu Riddle'a nie wyszedłem z pokoju. Zaszyłem się u siebie i tyle. Nie poszedłem na śniadanie, chociaż Błyskotka pojawiła się u mnie już dwa razy, za każdym razem, żeby mnie powiadomić o posiłku odsyłałem ją, mówiąc, że nie jestem głodny.
Siedziałem na parapecie wpatrując się w krajobraz za oknem. Nogi miałem wyprostowane, a w dłoni różdżkę, którą się bawiłem. Nudziłem się tutaj okropnie. Niby mogłem wyjść z tego pokoju, ale nie chciałem spotkać Riddle'a. Nie po tym co wczoraj zrobiłem.
To nie powinno się wydarzyć. Chociaż sam pocałunek był dosyć.. miły. To jest przyszły zabójca, a teraz mój nauczyciel, więc tego nie powinno być.
Przypomniałem sobie miękkie usta Riddle, na moich i automatycznie oblizałem moje suche usta.
Co on ze mną robi?
Ja tutaj nie chcę być. Chcę do domu. Do Scorpiusa. Do mojej, w większości, homofobicznej rodziny. Chcę spotkać Jamesa i Teda, żeby się z nimi kłócić o byle pierdołę. Chcę, żeby moja rodzina była taka jak kiedyś. Dopóki nie okazało się, że jestem gejem. Chociaż.. i tak kontakty z nimi się pogorszyły od kiedy jestem w Slytherinie, ale nie tak dawno. Zresztą patrząc na moją rodzinę. Moja mama, tata oraz wujek George czyli prawdopodobnie też wujek Fred powinni być w tym domu, bo jednak mają tą ambicje i spryt Ślizgonów. Ciocia Hermiona i Rosie mogłyby być Krukonkami, a wujek Ron mógłby być Puchonem. Gdyby każdy z nich był w innym domu nie byłoby tej fantastycznej trójki, za którą każdy się ogląda. Nie byłoby tych fantastycznych przygód, o których opowiadają. Prawdopodobnie moi rodzice nie byliby ze sobą, a mój tata mógłby się zaprzyjaźnić z ojcem Scorpiusa.
Ale tak naprawdę to są tylko głupie marzenia, które nigdy się nie spełnią.
Nawet nie wiem, czy spełni się ta misja. Czy to coś w ogóle da. Niby jednak coś da. Wrócę do domu dopiero wtedy kiedy zmienię Riddle'a, ale kto wie, czy ktoś inny nie zmieni się w Czarnego Pana? I ten schemat się powtórzy. Przepowiednia Trelowney, zdrada Petera, posłanie Syriusza do Azkabanu i tak dalej. Przecież tak może być, a to wszystko co tutaj robię na nic się nie zda.
Zresztą tata sam mówił mi, że igranie z czasem nie jest głupią zabawą, że może coś się stać. Chociaż sam użył zmieniacza, żeby ratować swojego chrzestnego, mnie przed tym ostrzegał. Po za tym i tak nie mógłbym nic zrobić, bo wszystkie zmieniacze czasu zostały zniszczone. Przynajmniej tak myślałem. Wyciągnąłem z kieszeni zmieniacz czasu i mu się przyjrzałem. Przez chwilę miałem ochotę go zniszczyć, bo myślałem, że może wtedy znalazłbym się w domu, ale przypomniałem sobie, że gdybym go zniszczył prawdopodobnie już nigdy nie wróciłbym do domu. Wolałem nim nie obracać, bo wtedy zamiast wrócić do domu mógłbym się cofnąć bardziej w tył.
Usłyszałem pukanie do drzwi, więc szybko schowałem zmieniacz do kieszeni.
- Odwal się Riddle, nie chcę cię widzieć - powiedziałem głośno, żeby usłyszał. - Jeżeli chodzi o to, że nie przyszedłem na obiad to nie byłem głodny - dodałem.
- Nie jadłeś nic od rana - usłyszałem jego głos. - Nie wyszedłeś z pokoju od wczoraj wieczora. Mam prawo się martwić.
- Od kiedy ty się o kogoś martwisz - prychnąłem. - Wydawało mi się, że to ty zawsze byłeś na tym pierwszym miejscu osób, o które się martwisz, a potem była pustka - dodałem.
Usłyszałem otwieranie drzwi. Spojrzałem w ich stronę. Tom wszedł do pokoju. Miał na sobie taką samą, białą koszulę co ja i czarne jeansy. Zamknął drzwi.
- Nie obchodzi mnie co myślisz - warknął.
- Ale czy taka nie jest prawda? - zapytałem. - Każdy w szkole się dziwił, bo na nikogo nie zwracałeś uwagi tylko na nowego Ślizgona. Czemu ja cię w ogóle obchodzę? Teraz to. Kto kazał ci, żebyś mnie wziął do siebie na ferie świąteczne. Profesor Dippet czy Dumbledore? Stawiam na tego drugiego. Od początku myślał, że musimy się jakoś dogadać. Tylko nie mam bladego pojęcia dla czego. A co do szkoły... Ile razy na lekcjach udawałem, że nie czuję twojego wzroku. To samo w Wielkiej Sali. I jasne. Jesteś super przystojny i seksowny oraz nie raz chciałem do ciebie podejść, żeby cię pocałować, ale..
Skończyłem swój wywód zakrywając usta ręką. Ja to powiedziałem? Nie, proszę powiedźcie, że tego nie powiedziałem.
- Ach czyli teraz dowiedziałem się, co o mnie myślisz. Teraz ja powiem co o tobie myślę. Pojawiłeś się w szkole nagle, zaintrygowałeś mnie tym. Znalazłem cię nieprzytomnego w Sali Wejściowej. Potem w Skrzydle Szpitalnym znałeś moje nazwisko przez co chciałem wiedzieć o tobie, więcej i więcej. Kiedy ciebie obserwowałem przez te miesiące zauważyłem, że lubisz się uczyć, ale uwielbiasz też rozrabiać, a kłopoty dla ciebie to nie nowość. Zauważyłem, że cholernie dobrze wyglądasz w koszulach. Potem czułem się.. dziwnie widząc cię z tym Krukonem i na prawdę  nie wiem, co ze mną robisz Wilson, ale mam ochotę cię całować i nie tylko.
- Więc chodź - powiedziałem.
Tom zrobił dwa duże kroki i szybko znalazł się obok mnie. Zaczął mnie całować, a ja odwzajemniałem jego pocałunek. Zaczął pocałunkami schodzić niżej do mojej szyi, przez co dałem głowę do tyłu, aby miał większy dostęp. Potem szybko zaczął odpinać guziki mojej koszuli.

W nocy przebudziłem się w ramionach Toma, zauważyłem, że zmieniacz czasu w moich spodniach zaczął świecić. Powoli, żeby nie obudzić mężczyzny wyszedłem z łóżka. Podszedłem do spodni i wziąłem zmieniacz czasu do ręki. Poczułem, że świat wiruje, a kształty robią się coraz bardziej rozmazane. Następnie znalazłem się w białym pokoju. Nade mną stał mężczyzna podobny do mnie.
- Tata? - zapytałem po czym zemdlałem.

sobota, 3 grudnia 2016

Rozdział XVI - Rezydencja Riddle'a

Brak komentarzy:

Już kolejnego dnia siecią fiuu przeniosłem się do rezydencji Riddle'a razem z nim, oczywiście. Jeżeli o mnie chodzi, serio wolałbym marznąć na dworze w ferie świąteczne niż spędzać je u Riddle'a. Naprawdę dziwnie się czuję stojąc na dywanie w salonie mojego nauczyciela z kufrem w ręku. Wolałbym zostać zakopanym żywcem niż tutaj stać, naprawdę.
Nie rozumiem dlaczego nie mogłem na ferie świąteczne zamieszkać u Dumbledore'a. Chociaż on wie jaką mam misję, więc mógł to uknuć. A Tom jest cholernym kłamcą! Mówił, że rzekomo nie wie po co mam iść do dyrektora, a tam dowiedziałem się, że dyrektor razem z NIM zdecydował się na zamieszkanie u NIEGO.
Jednak cieszę się z tego jak postąpili chłopcy i Jeff. Kiedy mnie znaleźli od razu pytali o co chodzi, a ja wszystko im powiedziałem. Współlokatorzy najpierw uznali, że zauważyli zmniejszoną liczbę punktów i powiedzieli, że mi zazdroszczą, ponieważ będę w domu mega gorącego i przystojnego nauczyciela. Jeff wtedy im przypomniał, że Riddle jest moim najmniej lubianym nauczycielem, zresztą mam chłopaka. W obu czasach, co prawda, ale nie ważne.
Salon był dosyć duży. Górują tu kolory bieli i czerni. Białe są ściany, a czarne meble. Skrzaty domowe mają za pewne dużo sprzątania, bo kurz bardzo widać na ciemnych meblach. Stoję tyłem do kominka na czarnym, puchatym dywanie. Otrzepałem się z popiołu pod krytycznym wzrokiem nauczyciela i odszedłem od kominka.
- O 17.00 jest kolacja - powiedział brunet. - Jeden z moich skrzatów cię oprowadzi. Błyskotka! - zawołał, a obok niego przeteleportował się skrzat.
Jego nos wyglądał jak ziemniak, a uszy były szpiczaste, oczy miał duże, zielone. Wyglądał jak typowy skrzat domowy. Ubrany był w czarne lakierki i fartuszek. Na prawdę ładnie wyglądała.
- Błyskotka zaprowadzi ciebie do pokoju. Masz się przyszykować na kolację i rozpakować. Na kolacji powiem wszystko co musisz wiedzieć - powiedział do mnie, a potem zwrócił się do skrzata. - Zaprowadź pana Wilsona do pokoju dla gości, a potem przyprowadź na kolację.
- Tak jest, sir - powiedziała skrzatka.
Miała ona naprawdę piskliwy głosik.
Sam Riddle wyszedł z salonu, a ja zostałem ze skrzatką.
- Paniczu Wilson proszę za mną - powiedziała, a ja się skrzywiłem.
Nie lubiłem być nazywany 'paniczem'. Tak samo nie lubiłem być nazywany po nazwisku, nie ważne czy prawdziwym, czy nie.
Nie zwracałem uwagi na pomieszczenia, które mijaliśmy tylko szedłem za skrzatką i myślałem o tym, jak mam zmienić Riddle'a w kogoś, kto nie będzie mordercą setki, tysięcy ludzi. To przecież jest niewykonalne.
Zorientowałem się, że już jestem w pokoju. Był on duży. Naprzeciw drzwi, stało dwuosobowe łóżko z baldachimem. Meble były ciemnego koloru, a ściany były błękitne. Po obu stronach łóżka stały szafki nocne. Przy jednej ścianie stał regał z książkami, a na ścianie naprzeciw były drzwi, zapewne do łazienki. Niedaleko łóżka było duże, z szerokim parapetem okno, z którego było widać na wrzosowiska.
- Paniczu Wilson, proszę się przyszykować na kolację. Będę tu za piętnaście minut - oznajmiła skrzatka i teleportowała się z pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi i kufer dałem na łóżko. Po prawej stronie drzwi wejściowych stała duża szafa. Szybko wyciągnąłem ciuchy z kufra i dałem je do szafy.
Chciałem się odświeżyć, więc poszedłem do łazienki. Była ona czarno-biała tak samo jak salon. Miała i prysznic, i wannę. Zdecydowałem się na szybki prysznic. Po prysznicu, wytarłem się miękkim białym ręcznikiem, a że nie wziąłem ze sobą cuchów przewiązałem go na biodrach i wyszedłem z łazienki zmierzając do szafy.
Przed szafą uznałem, że ubiorę czarne, obcisłe jeansy i szarą bluzę z kapturem. Kiedy skończyłem się ubierać do mojego pokoju teleportowała się Błyskotka.
- Paniczu Wilson, czas na kolację - kiwnąłem głową i razem z nią poszedłem do jadalni.
W jadalni czekał na mnie Tom. Usiadłem na przeciw niego i czekałem, na pozwolenie, żeby zacząć jeść. Chociaż to naprawdę dziwnie brzmi, nie chciałem zacząć jeść, bez zgody właściciela rezydencji.
- Przebierz się - powiedział kiedy na mnie spojrzał.
- Co? - oburzyłem się.
- Słyszałeś. Nie chcę ciebie widzieć w tej bluzie. Ubierz na siebie coś odpowiedniejszego.. koszulę z krawatem - powiedział.
- Popierdoliło cię - szepnąłem kiedy wychodziłem z jadalni i poszedłem do swojego pokoju.
Na mózg mu chyba padło. Po co mam nosić koszulę i krawat u niego w domu. Przecież to jest mundurek szkolny! Zdjąłem bluzę i zacząłem ubierać koszulę. Przekląłem kiedy nie umiałem zapiąć guzików, bo ręce mi się trzęsły z wściekłości. Kiedy tego dokonałem sięgnąłem po krawat i próbowałem go zawiązać. Zwykle potrafię wiązać krawat, ale teraz ręce nie chciały mnie słuchać. Warknąłem i spróbowałem od nowa. Niestety nie udało się. Było mnóstwo prób zawiązania tego przeklętego krawatu, ale nigdy się nie udało. Ktoś otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Zajrzałem na tego "ktosia" i nie był to nikt inny niż Riddle.
- Nawet krawatu zawiązać nie umiesz - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
- Potrafię - warknąłem. - Tylko przez to, że mnie zdenerwowałeś ręce mi się trzęsą.
Tom zaczął iść w moją stronę, a ja szedłem do tyłu, aż uderzyłem o ścianę. Brunet patrzył na to wszystko z wrednym uśmieszkiem.
Podszedł do mnie i pochylił się nade mną.
O Boże zapach jego perfum jest idealny pomyślałem, kiedy poczułem jego perfumy.
Swoje kolano dał między moje uda, przez co sapnąłem.
Wziął w ręce mój krawat i zaczął go wiązać. Za każdym razem kiedy przypadkiem mnie dotknął, po moim ciele przechodziły dreszcze, a za każdym razem kiedy "przypadkiem" poruszył nogą mój członek stawał się coraz twardszy.
Po jakimś czasie byłem pewny, że ja jestem czerwony jak piwonia, wybrzuszenie w moich spodniach widać, a on czuje mojego przyjaciela na swojej nodze.
Kiedy skończył wyszedł z pokoju uśmiechając się pod nosem.
Przeklinając go w myślach, poszedłem na kolację do jadalni. Usiadłem tak jak przedtem, naprzeciw niego.
- W tym domu nie możesz się teleportować, są na niego założone zaklęcia antyteleporcyjne.
Kiwnąłem głową.
- Możesz spokojnie jeść - powiedział, kiedy zauważył, że nic nie jem.
Nałożyłem naprawdę mało ziemniaków i sałatki. Do tego wziąłem malutki kawałek udka kurczaka. Nie chodzi o to, że nie byłem głodny. Po prostu od jakiegoś czasu mało jadłem, a gdybym teraz zjadł za dużo to nie potrafiłbym zasnąć i bolałby mnie brzuch. Nie chcę ryzykować. 
Po kolacji Riddle siedział, o zgrozo, obok mnie i czytał Proroka Codziennego popijając przy tym kieliszek czerwonego wina.
- Zauważyłem, że ostatnio spędzasz dużo czasu z panem Davisem. Coś was łączy? - zapytał nie odwracając wzroku od gazety.
- Jest moim chłopakiem - powiedziałem.
Nauczyciel spojrzał na mnie.
- Ale czy naprawdę coś do niego czujesz? - zapytał.
Czy on teraz próbuje bawić się w psychiatrę?
- Nie wiem - wymamrotałem.
- Wy nastolatki nic nie wiecie - sarknął. - Ale czy gdybyś go naprawdę kochał nie stanąłby ci przez twojego nauczyciela, prawda?
Teraz to mnie zatkało. Za każdym razem kiedy otwierałem usta, aby coś powiedzieć od razu je zamykałem.
- To twoja wina - warknąłem.
- Zwalaj wszystko na swojego nauczyciela - prychnął. - Ale czy to nie przez pana Davisa? Przyznaj się, kiedy ostatnio dogadzaliście sobie seksualnie? Czuje twoją frustracje seksualną - pochylił się bliżej mnie.
- My.. my nie chcemy... - zacząłem.
- Obaj dobrze wiemy, że doskonale tego chcesz...
Nie słuchałem już tego co mówił brunet. Jego twarz była blisko mnie. Malinowe usta się ruszały, coś mówiąc. Bez namysłu pocałowałem nauczyciela.
On na początku był zaskoczony, a potem zaczął oddawać pocałunek. Kiedy zabrakło nam tchu i oderwaliśmy się od siebie uciekłem jak tchórz, którym byłem, do pokoju. 

Mrs Black bajkowe-szablony