Hej witam was po bardzo długiej przerwie. Na początek chcę się usprawiedliwić. I powiem tak. Nie mam czasu nawet dla siebie. Mam mnóstwo zadań domowych i sprawdzianów dodatkowo jeszcze był jeden konkurs i parę zawodów, więc praktycznie cały dzień siedzę przed książkami. Jestem na 100% pewna, że zepsułam końcówkę, bo tak bardzo chciałam dodać ten rozdział. Od pewnego czasu zastanawiałam się czy to opowiadanie nie zacząć publikować też na wattpadzie gdzie mam konto. I teraz mam zadanie dla was. Wy zdecydujecie czy to ff pisać też na wattpadzie czy nie ;)
------------
Od czasu "miłej" pogawędki z moim pradziadkiem minęły dwa dni. Dzisiaj jest czwartek. Tak jak myślałem plotki o tym były do dzisiaj. Coś czuję, że będą się utrzymywać bardzo długo. Przyzwyczaiłem się do tego, że jestem obserwowany przez wszystkich uczniów w szkole, bo w moim prawdziwym czasie mam tak prawie codziennie przez... pewne niedorzeczne plotki.
Nie przeszkadzało mi to, że uczniowie patrzą na mnie na korytarzu, szepczą czy nawet pokazują palcami. Nie obchodziło mnie to. Miałem to gdzieś.
Czułem jednak od tamtego wydarzenia wzrok, który mnie obserwował na każdym kroku. Przez to czułem, że wszystko co robię, czy o czymś rozmawiam ten ktoś o tym wie. Nie czułem się z tym dobrze. Wręcz przeciwnie czułem się z tym bardzo źle.
Nie ważne gdzie się ukryłem, na wieży astronomicznej, w dormitorium, pustej klasie, czy nawet w Pokoju Życzeń czułem się obserwowany. A to odbiło się na moich ocenach, bo nie potrafiłem się skupić.
------------
Od czasu "miłej" pogawędki z moim pradziadkiem minęły dwa dni. Dzisiaj jest czwartek. Tak jak myślałem plotki o tym były do dzisiaj. Coś czuję, że będą się utrzymywać bardzo długo. Przyzwyczaiłem się do tego, że jestem obserwowany przez wszystkich uczniów w szkole, bo w moim prawdziwym czasie mam tak prawie codziennie przez... pewne niedorzeczne plotki.
Nie przeszkadzało mi to, że uczniowie patrzą na mnie na korytarzu, szepczą czy nawet pokazują palcami. Nie obchodziło mnie to. Miałem to gdzieś.
Czułem jednak od tamtego wydarzenia wzrok, który mnie obserwował na każdym kroku. Przez to czułem, że wszystko co robię, czy o czymś rozmawiam ten ktoś o tym wie. Nie czułem się z tym dobrze. Wręcz przeciwnie czułem się z tym bardzo źle.
Nie ważne gdzie się ukryłem, na wieży astronomicznej, w dormitorium, pustej klasie, czy nawet w Pokoju Życzeń czułem się obserwowany. A to odbiło się na moich ocenach, bo nie potrafiłem się skupić.
Obiad. Właśnie teraz znajduję się w Wielkiej Sali na obiedzie. Westchnąłem i zacząłem dalej dłubać widelcem w ziemniakach. Kątem oka zauważyłem, że Abraxas patrzy na mnie z... troską? Tak to było to. Poczułem się gorzej niż dotychczas. Przez to, że zastanawiałem się kto mnie obserwuje w nocy nie potrafię spać, a mój apetyt znacznie się pogorszył. Co prawda nigdy nie jadałem dużo, ale teraz praktycznie wcale nie jadłem.
Dodatkowo Malfoy zauważył coś podejrzanego. Spodziewałem się tego bardziej po Orionie, ale Black by odpuścił, a Malfy'owie nie odpuszczają i nigdy nie przejmują odmowy. Tak, więc blondyn nie odpuści, a ja jakoś będę to musiał znieść.
- Severus - zaczął Abraxas
Wiedziałem, że czeka nas jedna z tych poważniejszych rozmów.
- Tak? - zapytałem udając, że nie wiem o co chodzi.
- Co się z tobą dzieje? - zapytał.
Popatrzyłem na niego i zmarszczyłem brwi.
- Możesz powiedzieć o co chodzi? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie dalej udając.
- Wilson proszę cię nie udawaj - powiedział.
Jestem aż tak słabym aktorem?
Zauważyłem, że reszta współlokatorów zainteresowała się rozmową.
- Czego mam nie udawać? - zapytałem po raz kolejny udając, że nie wiem o co chodzi.
- Nie udawaj, że wszystko ok. Doskonale widzę, że coś cię dręczy. Przez to coś nie potrafisz się skupić, a twoje oceny bardzo się pogorszyły. Byłeś wzorowym uczniem. Nic nie jesz i praktycznie nie śpisz. Myślisz, że nie słyszę jak rzucasz się po łóżku? Powiedz co cię dręczy.
- Jak sam będę wiedział co mnie dręczy to ci powiem. Na razie sam nie wiem co to jest. Zresztą.. to są po prostu gorsze dni. Każdy je ma nawet ja. Polepszy mi się - wymusiłem się na uśmiech i dalej dłubałem widelcem w ziemniakach.
Obiad kończy się za dziesięć minut. Po nim mamy ostatnią lekcję - transmutacje. Mam nadzieję tylko, że Dumbledore nie da nam dużo na zadanie, bo dzisiaj mamy mnóstwo zadania. Zresztą.. Wracając do Malfoya. Serio? Nie może odpuścić. Nawet on ma gorsze dni, w których jego oceny gwałtownie lecą w dół. Do mnie ma wąty, a na siebie nie patrzy.
Odłożyłem widelec na talerz i rozejrzałem się po sali.
Gryfoni - jak zawsze nie przestrzegali kultury. Krzyczeli, rozmawiali z pełnymi ustami. Co prawda nie wszyscy, bo byli tacy, którzy kulturę.
Krukoni - nawet na posiłkach można zobaczyć, że to "ci mądrzy". Książki mieli otwarte przed talerzem i czytali. Niektórzy z nich szeptem rozmawiali z kimś ze swojego domu. Trzeba było przyznać, że po Ślizgonach - którzy czasem byli najgłośniejszym stołem - byli najcichszym stołem.
Puchoni - można powiedzieć, że to minimalna kopia Gryfonów. Chociaż jak na kopię to marna, bo siedzi tam więcej ludzi z kulturą.
Przy stole nauczycielskim jest tak jak zawsze.
Na środku stołu prezydialnego siedzi Profesor Dippet. Po jego prawej stronie siedzi profesor transmutacji i wicedyrektor profesor Dumbledore. Koło Dumbledore'a siedzi profesor Riddle, a pote, profesor Slughorn, bibliotekarka i pielęgniarka.
Od lewej strony dyrektora siedzi profesor Smith od opieki następnie nauczyciel zaklęć, historii magii, wróżbiarstwa, numerologi i astronomii.
Każdy nauczyciel był na swój sposób zajęty. Jedni jedli i pili. Drudzy rozmawiali i jedni, a inni jedli i obserwowali uczniów.
Riddle należał do uczniów, w której jedli i obserwowali. Prawda była taka, że Riddle z nikim nie rozmawiał.
Tak w ogóle ile Riddle ma lat? Bo nie wygląda na dużo starszego ode mnie.
Ehh.. Albus przestań myśleć o swoim nauczycielu Obrony. Co prawda przystojnym, ale musisz przestać tak myśleć.
To przecież przyszły zabójca twoich dziadków!
No właśnie przyszły. Riddle jeszcze tego nie zrobił.
Ale zrobi!
Możesz go powstrzymać. Twoją misją jest powstrzymanie go od morderstw.
Pokręciłem głową próbując wybić sobie z głowy te wszystkie myśli, które mnie zaczęły nękać.
- Idziemy już? Zaraz będzie dzwonek - powiedziałem
- To już? - zapytał Nott, a kiedy przytaknąłem dodał:
- Szybko minęło.
Czy szybko minęło? Nie wiem. Według mnie obiad się dłużył.
Wstaliśmy od stołu i ruszyliśmy w stronę wyjścia z sali.
Poczułem, że włoski na karku mi się zjeżyły co oznacza, że ktoś mnie obserwuje. Spojrzałem przez ramię, ale nie zauważyłem kogoś kto mógłby mnie obserwować.
- Coś się stało, Severusie? - zapytał Avery.
- Nie, nic - powiedziałem powoli odwracając głowę.
Czyżby już potrzebuję psychiatry? Na pewno nikt mnie nie obserwuje. Przecież nie stał się niewidzialny. Chociaż.. żyję w świecie czarów tu wszystko jest możliwe. Na przykład peleryna niewidka, o! Są też różne zaklęcia niewidzialności. Na pewno świruje. Kto niby ma mnie obserwować, a tym bardziej śledzić? Nie ma takiej osoby. Bynajmniej nie w tym czasie.
Z takimi myślami trafiłem pod salę do transmutacji. Kiedy się ocknąłem zauważyłem, że chłopcy są pogrążeni w jakiejś rozmowie, a ja nie chcąc im przeszkadzać oparłem się o najbliższą ścianę i patrzyłem na nich z lekkim uśmiechem błąkającym mi się na twarzy.
Zauważyłem, że kilkoro uczniów stało w grupce naprzeciw mnie i coś szeptało pokazując na mnie palcami.
W duchu przewróciłem oczami.
- No ja rozumiem, że jestem przystojny, ale to nieładnie obgadywać kogoś za plecami i pokazywać na niego palcami. Szczególnie wtedy kiedy ta osoba to widzi. Nawet pięciolatek to wie - powiedziałem patrząc na grupkę.
Niektórzy popatrzyli na mnie ze strachem w oczach, a inni z wyzwaniem wypisanym na twarzy. Po krawatach poznałem, że to Puchoni. No tak to z nimi mamy dzisiaj transmutację.
Współlokatorzy, którzy nagle przypomnieli sobie o mojej obecności podeszli do mnie i zaczęli wypytywać mnie co się właściwie stało. Akurat wtedy zadzwonił dzwonek, a zza rogu wyszedł Albus Dumbledore. Ucieszony z perspektywy, że nie muszę odpowiadać na te wszystkie pytania wszedłem do klasy.
Na transmutacji siedzę z Orionem na końcu klasy po "Ślizgońskiej" połowie. Black gdyby chciał wiedzieć o co chodziło zapewne by zaczął mnie o to wypytywać. Zauważyłem, że on taki nie jest. On w tej grupie jest tym odpowiedzialnym, mądrym, cichym i tajemniczym . Dziwne, że nie jest prefektem.
Malfoy jest liderem.
Avery i Nott są tymi, którzy popierają każdy pomysł lidera i mają jakiś wkład w różnych pomysłach.
Lestrange jest tym.. poplecznikiem? Nie wiem jak to ująć.. O! Już wiem! Jest tym, który sika z każdej możliwej okazji i podlizuje się.
A ja? Sam szczerze nie wiem kim jestem w tej grupce. Chyba mam jeszcze status nowego, który musi się dopasować. Czy będzie jakaś inicjacja? Wątpię.. Z tego co się dowiedziałem chłopaki przestali robić kawały kiedy zacząłem się z nimi zadawać.
Czy mam na nich dobry wpływ?
Może nie mają pomysłów?
W ostateczności szykują coś bardzo dużego.
Hmmm.. W te dwa pierwsze sam nie wierzę, więc na pewno szykuję się coś większego.
Poczułem jak Orion szturcha mnie.
Wybudziłem się z mojego transu mówiąc:
- Yyyy... Sorry zamyśliłem się.
- Zauważyłem - Black uśmiechnął się. - Mamy zrobić zadanie w parach.
- Um.. A jakie, bo ja no wiesz - nie potrafiłem się wysłowić.
- Wiem - powiedział znowu uśmiechając się lekko. - Musimy zmienić brwi osobom, z którymi siedzimy w ławce.
Super! Jeszcze tego brakowało! Skoro nie potrafię się skupić na temacie lekcji to z tym prostym zadaniem będzie pięć razy gorzej.
Westchnąłem i usiadłem tak, żeby być twarzą w twarz z Orionem.
- Emmm.. to może ty zacznij - powiedziałem wymuszając od siebie lekki uśmiech.
Orion skinął głową.
Dopiero teraz zauważyłem, że Black jest przystojny.
Ma arystokratyczne rysy twarzy, czarne oczy, w których można się utopić, tego samego koloru włosy, które były w artystycznym nieładzie, a poszczególne kosmyki opadały mu miękko na twarz. Włosy doskonale kontrastowały się z bladą karnacją Blacka. Ma malinowe usta, w których górna warga jest trochę węższa od dolnej. Kiedy się skupi nie widać tego po jego mimice twarzy, tylko po jego oczach i dolnej wardze, którą przygryza.
Uniósł rękę, w której trzymał różdżkę na wysokość mojej twarzy i zaczął robić nią mało skomplikowane ruchy mrucząc zaklęcie pod nosem.
Orionowi udało się dopiero po trzech próbach.
Teraz była moja kolej. Miałem co do tego złe przeczucia. Do zaklęć z działu transmutacji zawsze trzeba być mocno skupionym, a ja nie potrafiłem się skupić. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i podniosłem swoją różdżkę na wysokość twarzy Oriona.
Zacząłem robić różne ruchy nadgarstkiem i mruczałem zaklęcia. Jednak zamiast zmienić kolor brwi zmieniłem mu kolor włosów.
- Super - warknąłem.
Praktycznie każdy w klasie zauważył, że Orionowi zmienił się kolor włosów na - niestety - różowy.
- Nic się nie stało - powiedział poszkodowany uspokajająco.
- Nic się nie stało? - syknąłem nie akcentując pytania. - Właśnie zmieniłem ci kolor włosów na różowy - miałem ochotę krzyczeć, ale się powstrzymałem.
- Serio, nic się nie stało. Każdemu się może zdarzyć - powiedział Black cofając zaklęcie.
Resztę lekcji próbowałem zmienić kolor brwi Oriona choć z marnym skutkiem.
Kiedy zadzwonił dzwonek usłyszałem, że nauczyciel transmutacji prosi mnie, abym został tutaj na chwilę.
Szczerze? To miałem kompletnie dosyć tego dnia. Miałem ochotę znaleźć się w łóżku. Całe szczęście, że transmutacja była ostatnią lekcją.
- O co chodzi profesorze? - zapytałem.
- Zauważyłem, że dzisiaj całkowicie nie mogłeś się skupić na lekcji. Czy coś się stało? - odpowiedział pytaniem na pytanie tonem pełnym troski.
- Nie, nic się nie stało. Po prostu.. - przez chwilę zastanawiałem się czy nie powiedzieć nauczycielowi transmutacji o tym, że czuję się obserwowany. - Po prostu mam gorszy dzień - skłamałem wymuszając lekki uśmiech.
Profesor Dumbledore patrzył na mnie przez chwilę, westchnął i powiedział:
- Możesz już iść.
Posłusznie wyszedłem z klasy i skierowałem się do pokoju wspólnego. Wiedziałem jednak, że mężczyzna mi nie uwierzył.
Wieczór. Coraz szybciej zbliżała się cisza nocna, co oznaczało patrolujących korytarze nauczycieli.
Zbytnio się tym nie przejmowałem i zamiast wrócić do pokoju wspólnego poszedłem na błonia i usiadłem przed jeziorem. Była jesień czyli wieczorami i nocami na dworze robiło się zimno. Teraz było zimno, a na dodatek wiał lekki, ale mroźny wiatr. Ja oczywiście nie mam na sobie kurtki, szalika, a nawet czapki. Było mi zimno, ale tym też się nie przejmowałem. Patrzyłem w tafle jeziora. Pierwszy raz od dwóch dni czułem się wolny. Bez żadnych plotek, wytykania palcami. Nie czułem nawet tego dziwnego uczucia bycia obserwowanym.
Dodatkowo Malfoy zauważył coś podejrzanego. Spodziewałem się tego bardziej po Orionie, ale Black by odpuścił, a Malfy'owie nie odpuszczają i nigdy nie przejmują odmowy. Tak, więc blondyn nie odpuści, a ja jakoś będę to musiał znieść.
- Severus - zaczął Abraxas
Wiedziałem, że czeka nas jedna z tych poważniejszych rozmów.
- Tak? - zapytałem udając, że nie wiem o co chodzi.
- Co się z tobą dzieje? - zapytał.
Popatrzyłem na niego i zmarszczyłem brwi.
- Możesz powiedzieć o co chodzi? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie dalej udając.
- Wilson proszę cię nie udawaj - powiedział.
Jestem aż tak słabym aktorem?
Zauważyłem, że reszta współlokatorów zainteresowała się rozmową.
- Czego mam nie udawać? - zapytałem po raz kolejny udając, że nie wiem o co chodzi.
- Nie udawaj, że wszystko ok. Doskonale widzę, że coś cię dręczy. Przez to coś nie potrafisz się skupić, a twoje oceny bardzo się pogorszyły. Byłeś wzorowym uczniem. Nic nie jesz i praktycznie nie śpisz. Myślisz, że nie słyszę jak rzucasz się po łóżku? Powiedz co cię dręczy.
- Jak sam będę wiedział co mnie dręczy to ci powiem. Na razie sam nie wiem co to jest. Zresztą.. to są po prostu gorsze dni. Każdy je ma nawet ja. Polepszy mi się - wymusiłem się na uśmiech i dalej dłubałem widelcem w ziemniakach.
Obiad kończy się za dziesięć minut. Po nim mamy ostatnią lekcję - transmutacje. Mam nadzieję tylko, że Dumbledore nie da nam dużo na zadanie, bo dzisiaj mamy mnóstwo zadania. Zresztą.. Wracając do Malfoya. Serio? Nie może odpuścić. Nawet on ma gorsze dni, w których jego oceny gwałtownie lecą w dół. Do mnie ma wąty, a na siebie nie patrzy.
Odłożyłem widelec na talerz i rozejrzałem się po sali.
Gryfoni - jak zawsze nie przestrzegali kultury. Krzyczeli, rozmawiali z pełnymi ustami. Co prawda nie wszyscy, bo byli tacy, którzy kulturę.
Krukoni - nawet na posiłkach można zobaczyć, że to "ci mądrzy". Książki mieli otwarte przed talerzem i czytali. Niektórzy z nich szeptem rozmawiali z kimś ze swojego domu. Trzeba było przyznać, że po Ślizgonach - którzy czasem byli najgłośniejszym stołem - byli najcichszym stołem.
Puchoni - można powiedzieć, że to minimalna kopia Gryfonów. Chociaż jak na kopię to marna, bo siedzi tam więcej ludzi z kulturą.
Przy stole nauczycielskim jest tak jak zawsze.
Na środku stołu prezydialnego siedzi Profesor Dippet. Po jego prawej stronie siedzi profesor transmutacji i wicedyrektor profesor Dumbledore. Koło Dumbledore'a siedzi profesor Riddle, a pote, profesor Slughorn, bibliotekarka i pielęgniarka.
Od lewej strony dyrektora siedzi profesor Smith od opieki następnie nauczyciel zaklęć, historii magii, wróżbiarstwa, numerologi i astronomii.
Każdy nauczyciel był na swój sposób zajęty. Jedni jedli i pili. Drudzy rozmawiali i jedni, a inni jedli i obserwowali uczniów.
Riddle należał do uczniów, w której jedli i obserwowali. Prawda była taka, że Riddle z nikim nie rozmawiał.
Tak w ogóle ile Riddle ma lat? Bo nie wygląda na dużo starszego ode mnie.
Ehh.. Albus przestań myśleć o swoim nauczycielu Obrony. Co prawda przystojnym, ale musisz przestać tak myśleć.
To przecież przyszły zabójca twoich dziadków!
No właśnie przyszły. Riddle jeszcze tego nie zrobił.
Ale zrobi!
Możesz go powstrzymać. Twoją misją jest powstrzymanie go od morderstw.
Pokręciłem głową próbując wybić sobie z głowy te wszystkie myśli, które mnie zaczęły nękać.
- Idziemy już? Zaraz będzie dzwonek - powiedziałem
- To już? - zapytał Nott, a kiedy przytaknąłem dodał:
- Szybko minęło.
Czy szybko minęło? Nie wiem. Według mnie obiad się dłużył.
Wstaliśmy od stołu i ruszyliśmy w stronę wyjścia z sali.
Poczułem, że włoski na karku mi się zjeżyły co oznacza, że ktoś mnie obserwuje. Spojrzałem przez ramię, ale nie zauważyłem kogoś kto mógłby mnie obserwować.
- Coś się stało, Severusie? - zapytał Avery.
- Nie, nic - powiedziałem powoli odwracając głowę.
Czyżby już potrzebuję psychiatry? Na pewno nikt mnie nie obserwuje. Przecież nie stał się niewidzialny. Chociaż.. żyję w świecie czarów tu wszystko jest możliwe. Na przykład peleryna niewidka, o! Są też różne zaklęcia niewidzialności. Na pewno świruje. Kto niby ma mnie obserwować, a tym bardziej śledzić? Nie ma takiej osoby. Bynajmniej nie w tym czasie.
Z takimi myślami trafiłem pod salę do transmutacji. Kiedy się ocknąłem zauważyłem, że chłopcy są pogrążeni w jakiejś rozmowie, a ja nie chcąc im przeszkadzać oparłem się o najbliższą ścianę i patrzyłem na nich z lekkim uśmiechem błąkającym mi się na twarzy.
Zauważyłem, że kilkoro uczniów stało w grupce naprzeciw mnie i coś szeptało pokazując na mnie palcami.
W duchu przewróciłem oczami.
- No ja rozumiem, że jestem przystojny, ale to nieładnie obgadywać kogoś za plecami i pokazywać na niego palcami. Szczególnie wtedy kiedy ta osoba to widzi. Nawet pięciolatek to wie - powiedziałem patrząc na grupkę.
Niektórzy popatrzyli na mnie ze strachem w oczach, a inni z wyzwaniem wypisanym na twarzy. Po krawatach poznałem, że to Puchoni. No tak to z nimi mamy dzisiaj transmutację.
Współlokatorzy, którzy nagle przypomnieli sobie o mojej obecności podeszli do mnie i zaczęli wypytywać mnie co się właściwie stało. Akurat wtedy zadzwonił dzwonek, a zza rogu wyszedł Albus Dumbledore. Ucieszony z perspektywy, że nie muszę odpowiadać na te wszystkie pytania wszedłem do klasy.
Na transmutacji siedzę z Orionem na końcu klasy po "Ślizgońskiej" połowie. Black gdyby chciał wiedzieć o co chodziło zapewne by zaczął mnie o to wypytywać. Zauważyłem, że on taki nie jest. On w tej grupie jest tym odpowiedzialnym, mądrym, cichym i tajemniczym . Dziwne, że nie jest prefektem.
Malfoy jest liderem.
Avery i Nott są tymi, którzy popierają każdy pomysł lidera i mają jakiś wkład w różnych pomysłach.
Lestrange jest tym.. poplecznikiem? Nie wiem jak to ująć.. O! Już wiem! Jest tym, który sika z każdej możliwej okazji i podlizuje się.
A ja? Sam szczerze nie wiem kim jestem w tej grupce. Chyba mam jeszcze status nowego, który musi się dopasować. Czy będzie jakaś inicjacja? Wątpię.. Z tego co się dowiedziałem chłopaki przestali robić kawały kiedy zacząłem się z nimi zadawać.
Czy mam na nich dobry wpływ?
Może nie mają pomysłów?
W ostateczności szykują coś bardzo dużego.
Hmmm.. W te dwa pierwsze sam nie wierzę, więc na pewno szykuję się coś większego.
Poczułem jak Orion szturcha mnie.
Wybudziłem się z mojego transu mówiąc:
- Yyyy... Sorry zamyśliłem się.
- Zauważyłem - Black uśmiechnął się. - Mamy zrobić zadanie w parach.
- Um.. A jakie, bo ja no wiesz - nie potrafiłem się wysłowić.
- Wiem - powiedział znowu uśmiechając się lekko. - Musimy zmienić brwi osobom, z którymi siedzimy w ławce.
Super! Jeszcze tego brakowało! Skoro nie potrafię się skupić na temacie lekcji to z tym prostym zadaniem będzie pięć razy gorzej.
Westchnąłem i usiadłem tak, żeby być twarzą w twarz z Orionem.
- Emmm.. to może ty zacznij - powiedziałem wymuszając od siebie lekki uśmiech.
Orion skinął głową.
Dopiero teraz zauważyłem, że Black jest przystojny.
Ma arystokratyczne rysy twarzy, czarne oczy, w których można się utopić, tego samego koloru włosy, które były w artystycznym nieładzie, a poszczególne kosmyki opadały mu miękko na twarz. Włosy doskonale kontrastowały się z bladą karnacją Blacka. Ma malinowe usta, w których górna warga jest trochę węższa od dolnej. Kiedy się skupi nie widać tego po jego mimice twarzy, tylko po jego oczach i dolnej wardze, którą przygryza.
Uniósł rękę, w której trzymał różdżkę na wysokość mojej twarzy i zaczął robić nią mało skomplikowane ruchy mrucząc zaklęcie pod nosem.
Orionowi udało się dopiero po trzech próbach.
Teraz była moja kolej. Miałem co do tego złe przeczucia. Do zaklęć z działu transmutacji zawsze trzeba być mocno skupionym, a ja nie potrafiłem się skupić. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i podniosłem swoją różdżkę na wysokość twarzy Oriona.
Zacząłem robić różne ruchy nadgarstkiem i mruczałem zaklęcia. Jednak zamiast zmienić kolor brwi zmieniłem mu kolor włosów.
- Super - warknąłem.
Praktycznie każdy w klasie zauważył, że Orionowi zmienił się kolor włosów na - niestety - różowy.
- Nic się nie stało - powiedział poszkodowany uspokajająco.
- Nic się nie stało? - syknąłem nie akcentując pytania. - Właśnie zmieniłem ci kolor włosów na różowy - miałem ochotę krzyczeć, ale się powstrzymałem.
- Serio, nic się nie stało. Każdemu się może zdarzyć - powiedział Black cofając zaklęcie.
Resztę lekcji próbowałem zmienić kolor brwi Oriona choć z marnym skutkiem.
Kiedy zadzwonił dzwonek usłyszałem, że nauczyciel transmutacji prosi mnie, abym został tutaj na chwilę.
Szczerze? To miałem kompletnie dosyć tego dnia. Miałem ochotę znaleźć się w łóżku. Całe szczęście, że transmutacja była ostatnią lekcją.
- O co chodzi profesorze? - zapytałem.
- Zauważyłem, że dzisiaj całkowicie nie mogłeś się skupić na lekcji. Czy coś się stało? - odpowiedział pytaniem na pytanie tonem pełnym troski.
- Nie, nic się nie stało. Po prostu.. - przez chwilę zastanawiałem się czy nie powiedzieć nauczycielowi transmutacji o tym, że czuję się obserwowany. - Po prostu mam gorszy dzień - skłamałem wymuszając lekki uśmiech.
Profesor Dumbledore patrzył na mnie przez chwilę, westchnął i powiedział:
- Możesz już iść.
Posłusznie wyszedłem z klasy i skierowałem się do pokoju wspólnego. Wiedziałem jednak, że mężczyzna mi nie uwierzył.
Wieczór. Coraz szybciej zbliżała się cisza nocna, co oznaczało patrolujących korytarze nauczycieli.
Zbytnio się tym nie przejmowałem i zamiast wrócić do pokoju wspólnego poszedłem na błonia i usiadłem przed jeziorem. Była jesień czyli wieczorami i nocami na dworze robiło się zimno. Teraz było zimno, a na dodatek wiał lekki, ale mroźny wiatr. Ja oczywiście nie mam na sobie kurtki, szalika, a nawet czapki. Było mi zimno, ale tym też się nie przejmowałem. Patrzyłem w tafle jeziora. Pierwszy raz od dwóch dni czułem się wolny. Bez żadnych plotek, wytykania palcami. Nie czułem nawet tego dziwnego uczucia bycia obserwowanym.
Wspomnienie
Były święta. W tym roku cała rodzina zebrała się w domu, w którym mieszkam. Jedliśmy obiad. Siedziałem obok Jamesa i wujka Charliego. Powoli jadłem słuchając rozmowy dorosłych, która zeszła na homoseksualizm.
- Według mnie homoseksualiści nie powinni istnieć - powiedział z pogardą dziadek Artur.
Zacisnąłem zęby, ale na szczęście nikt tego nie zauważył.
Zacisnąłem zęby, ale na szczęście nikt tego nie zauważył.
Haloo! Masz wnuka homoseksualistę, ale o tym nie wiesz, bo miałem zamiar to powiedzieć dopiero teraz.
Tak. Chciałem to powiedzieć dopiero dzisiaj właśnie przy obiedzie. Obiecałem to Scrpiusowi, który już dawno powiedział rodzinie o swojej orientacji. U niego jakoś nikt się tym nie przejął - no może oprócz jego dziadka, który totalnie nie trawi homoseksualizmu.
- Tato, ale to też są ludzie. Nie możesz ich nienawidzić za coś na co nie mają wpływu - powiedział wujek George.
- Tato, ale to też są ludzie. Nie możesz ich nienawidzić za coś na co nie mają wpływu - powiedział wujek George.
- Oni są wybrykami natury. Nie powinni istnieć - powiedział dziadek, ale tym razem było słychać, że jest wkurzony.
Wstałem od stołu tak gwałtownie, że krzesło, na którym siedziałem z hukiem upadło na ziemię. Byłem świadomy tego, że każdy z mojej kochanej rodziny na mnie patrzy.
Podszedłem do drzwi wyjściowych, a kiedy miałem je otwierać usłyszałem głos babci Molly:
- Gdzie idziesz?
Odwróciłem się i zlustrowałem całą moją rodzinę. Zauważyłem, że nikt nie wstał, żeby podnieść krzesło, na którym siedziałem z ziemi.
- Jak to gdzie? - spytałem podnosząc jedną brew. - Zabić się. Bo przecież tacy jak ja nie powinni istnieć - odpowiedziałem na swoje własne pytanie z głosem pełnym jadu.
Wiedziałem, że nie był to najlepszy sposób na powiedzenie im tego, że jestem gejem. Wyszedłem z domu bez szalika, kurtki i czapki. Na dworze było biało od śniegu i przeraźliwie zimno.
Całe szczęście, że chociaż mam trampki zaśmiałem się w myślach.
Poszedłem do szopy koło domu. Tak jak zawsze była tam moja sowa.
Co mówił Scorpius? próbowałem sobie przypomnieć. A no tak "Nigdy nie mów rodzinie o swojej orientacji pod wpływem wściekłości. Mogą to przyjąć do wiadomości gorzej niż normalnie". Ups.. Chyba o tym nie pomyślałem.
Można to uznać za dziwne, ale ta szopa jest tak jakby moim azylem. Często tu przebywam jak jestem wściekły, albo po prostu chcę być sam. Przez to, że dosyć często tu przebywam mam tutaj schowane pióra, pergaminy i atrament, a co najlepsze jest tutaj moja sowa.
Wyciągnąłem pergaminy spod jakiegoś pudła po czym z niego wyciągnąłem pióro i atrament. Zamoczyłem pióro w kałamarzu. Po chwilowym zastanowieniu napisałem list do Scorpiusa ze skróconymi wydarzeniami z obiadu.
Kiedy skończyłem przywołałem do siebie sowę.
Kiedy skończyłem przywołałem do siebie sowę.
- Light to jest dla mnie bardzo ważne. Musisz znaleźć do Scorpiusowi - powiedziałem zawiązując sowie do nóżki list.
Zwierzę zahukało, a to oznaczało, że zrozumiało polecenie.
Postanowiłem poczekać.
Po jakiejś niecałej godzinie sowa wróciła.
Wreszcie! Najwyższy czas!
Odwiązałem list od nóżki sowy i przeczytałem go.
Pisało tylko:
"Ojciec otworzył dla ciebie naszą sieć fiu. Rusz swój jędrny tyłeczek do mnie.
Twój Scorpius".
Wywróciłem w duchu oczami.
Serio musiał napisać "jędrny tyłeczek"?!
Bez dłuższego zastanowienia ruszyłem w stronę domu. Było mi zimno. Czułem, że niektóre części ciała zostały zamrożone.
Wszedłem do domu, w którym nagle zrobiło się cicho. Wszyscy w tym momencie patrzyli na mnie.
Wszedłem do domu, w którym nagle zrobiło się cicho. Wszyscy w tym momencie patrzyli na mnie.
- Myśleliśmy, że poszedłeś się zabić! - krzyknęła mama.
- Wielkiej różnicy by nie zrobiło - mruknąłem bardziej do siebie niż do nich. - Jak widać jeszcze żyję, a to oznacza, że się nie zabiłem.
- Szkoda - mruknęła Rosie.
Babcia spojrzała na nią wściekła, a ja udawałem, że nie usłyszałem.
- Tato - spojrzałem na niego. - Zdecydowałem, że resztę dnia spędzę u Scorpiusa.. Nie wiem kiedy wrócę.
Nie patrząc na resztę wziąłem w garść proszek fiu i wszedłem do kominka. Scorpius mieszka w Malfoy Manor. Mówił mi, że jego dziadkowie się wyprowadzili, bo dom był dla nich za duży.
- Malfoy Manor - powiedziałem głośno, wrzucając proszek do kominka.
Zacząłem się kręcić, więc zamknąłem oczy, a ręce "przykleiłem" do boków. Poczułem, że zwalniam a kiedy już całkowicie zwolniłem otworzyłem oczy i wypadłem z kominka. Na szczęście ręce, które wyprostowałem zamortyzowały upadek.
Zacząłem się kręcić, więc zamknąłem oczy, a ręce "przykleiłem" do boków. Poczułem, że zwalniam a kiedy już całkowicie zwolniłem otworzyłem oczy i wypadłem z kominka. Na szczęście ręce, które wyprostowałem zamortyzowały upadek.
- Nienawidzę tego - mruknąłem wstając.
- Wiem - powiedział Scorpius.
Stał naprzeciw mnie, a na twarzy miał przyklejony ogromny uśmiech. Zacząłem otrzepywać się z proszku.
Czy on zawsze musi być ode mnie wyższy? Straciłem już nadzieję, że kiedykolwiek będę od niego wyższy.
Kiedy się otrzepałem zauważyłem rodziców Scorpiusa za nim. Co prawda nie jestem u nich pierwszy raz. Byłem u nich już kilka razy nawet wtedy kiedy już wiedzieli, że jesteśmy razem. Otrzymałem wtedy w prezencie od pana Malfoya pogawędkę na temat: "Co się ze mną stanie jeżeli skrzywdzę jego syna". Powinienem czuć się przy nich już w miarę swobodnie, ale nadal bałem się, że zrobię coś źle.
- Dzień dobry pani Malfoy, dzień dobry panie Malfoy - skinąłem do każdego głową.
Zauważyłem, że Scorpius przewraca oczami.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Był to salon utrzymywany w jasnych barwach. Tylko kanapa, fotele i stolik na kawę były w ciemnych kolorach.
- Z tego twojego listu niczego nie zrozumiałem. Lepiej będzie jak mi wszystko powiesz - powiedział Scorpius.
- Może następnym razem czytaj ze zrozumieniem? - zaproponowałem.
- I tak byś mi wszystko powiedział - blondyn machnął ręką w powietrzu. - Opowiadaj.
Westchnąłem.
Zauważyłem, że jego rodzice zaczęli mnie uważnie obserwować. Usiadłem na kanapie i zacząłem opowiadać. Powiedziałem, że dzisiaj zamierzałem im powiedzieć o mojej orientacji, o tym jak wstałem i wyszedłem z domu.
- Oni mnie nienawidzą - powiedziałem na zakończenie opowieści po czym schowałem twarz w dłoniach.
Poczułem, że ktoś dotyka moich kolan. Podniosłem głowę i zobaczyłem Scorpiusa kucającego przede mną z dłońmi na moich kolanach i lekkim uśmiechem na twarzy.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział czule.
Uśmiechnąłem się lekko na te słowa. - Wszystko będzie dobrze - powiedział czule.
Szarooki wstał i odwrócił się do swoich rodziców.
- Może Albus nocować u nas? - zapytał.
- W takiej sytuacji... Lepiej będzie jak zostanie u nas - powiedział tata Scorpiusa.
- Dziękuje - powiedziałem cicho.
- Może Albus nocować u nas? - zapytał.
- W takiej sytuacji... Lepiej będzie jak zostanie u nas - powiedział tata Scorpiusa.
- Dziękuje - powiedziałem cicho.
Na moje usta wkradł się uśmiech, a w oczach zebrały się łzy szczęścia.
Koniec Wspomnienia
Czemu musimy sobie coś przypomnieć w momentach, w których nie powinniśmy o tym myśleć?
Wstałem z ziemi i skierowałem się do pokoju wspólnego Ślizgonów omijając nauczycieli.