Bardzo, ale to bardzo przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Strasznie nie miałam czasu. I przepraszam też, że rozdział jest taki krótki, ale nie miałam za bardzo na niego pomysłu. Postanowiłam, że potrzeba trochę podkręcić akcję i zrobić wszystko szybciej, żeby Albus znalazł się w swojej teraźniejszości. Postaram też wynagrodzić wam ten długo brak rozdziału i napisać kolejny jak najszybciej. Przepraszam za jakiekolwiek błędy. Wyłapię je i poprawię w wolnej chwili.
-----
Kiedy rano się obudziłem nie czułem się najlepiej. Zauważyłem, że większość moich współlokatorów wstało. Avery, którego zdążyłem ocenić za największego śpiocha, jeszcze spał. Usiadłem na łóżku i poczułem, że kręci mi się w głowie. Nie zrobiłem z tego nic wielkiego, bo przecież mogłem za szybko usiąść i zakręciło mi się w głowie, to nic takiego.
- O śpioch wreszcie wstał - powiedział Malfoy, który pierwszy zauważył, że wstałem.
- Popatrz na Avery'ego. Zauważ, że to on dłużej śpi - uśmiechnąłem się.
- Oj tam - machnął lekceważąco ręką.
Spojrzałem na zegarek. Była 6.35, a o 7.00 zaczyna się śniadanie. Czyli jest niecałe pół godziny do śniadania.
- Nie powinniście go obudzić? - powiedziałem wskazując na Avery'ego.
- Jeszcze jest trochę czasu. Obudzimy go za jakiś czas - mruknął Orion.
Wstałem co spowodowało jeszcze większe zawroty głowy i podszedłem do kufra, żeby wziąć mundurek szkolny. Jak już go wziąłem poszedłem powoli do łazienki, bo z każdym krokiem wydawało mi się, że zemdleję.
Kiedy się już znalazłem się w łazience przejrzałem się w lustrze. Nie wyglądałem najlepiej. Byłem okropnie blady. Zdecydowałem, że powinienem wziąć szybki prysznic, żeby nie spóźnić się na śniadanie. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic.
Po szybkim prysznicu powycierałem się i ubrałem się w mundurek. Przed wyjściem z łazienki powycierałem moje mokre włosy i umyłem zęby. Dalej kręciło mi się w głowie, ale nie przejmowałem się tym. Przecież to nie jest nic poważnego.
Otworzyłem drzwi od łazienki, od razu poczułem jak zimne powietrze miesza się z gorącym. Trochę bardziej zakręciło mi się w głowie, ale po raz kolejny nie przejąłem się tym i wszedłem do dormitorium.
Po dwóch krokach miałem mroczki przed oczami, a świat zawirował. Słyszałem przytłumione głosy współlokatorów, a sam leciałem w dół. Byłem pewny, że przeżyje bolesny upadek na kamień.
***
Chciałem już wychodzić ze swojego gabinetu i iść do Wielkiej Sali. Usłyszałem natarczywe pukanie do drzwi.
- Proszę - warknąłem rozdrażniony.
Ktoś z prawie prędkością światła otworzył drzwi. Spojrzałem na tego ktosia i okazało się, że jest to Malfoy, Blondyn ledwo łapał oddech, a ubrane miał na sobie.. piżamy.
- P-profesorze, Se-severus zemdlał, wychodząc z łazienki - wysapał.
- Prowadź - mruknąłem.
Abraxas wyszedł z mojego gabinetu, a ja za nim pośpiesznie zamykając drzwi.
Po drodze dowiedziałem się, że Wilson od rana nie wyglądał za dobrze, a kiedy wychodził z łazienki zemdlał, ale Orion w ostatniej chwili uratował go przed spotkaniem z twardą podłogą. Black zarządził, żeby Malfoy poszedł po mnie, a Lestrange po pielęgniarkę.
Tak szczerze to dopiero wtedy doceniłem jakie Black ma dobre zdolności przywódcze. Zawsze mi się wydawało, że to Malfoy rządzi w ich paczce, co może być prawdą. A Orion z pozoru cichy, zaczytany i inteligenty chłopak potrafi nie spanikować w kryzysowych sytuacjach i zarządzić, co kto ma robić.
Nie zauważyłem tego, że już staliśmy przed wejściem do pokoju wspólnego Ślizgonów. Kiedy tam weszliśmy każdy obecny w pokoju przestał rozmawiać i popatrzył się w naszą stronę. Blondyn nie przejmował się tym i poprowadził mnie do dormitorium.
Kiedy tam wszedłem pielęgniarka szkolna - madame Maslow ocucała Severusa. Lestange wyglądał jakby przebiegł maraton, Orion ze skupionym wyrazem twarzy wpatrywał się w Wilsona. Avery wyglądał jakby dopiero wstał.
- Trzeba go zabrać do skrzydła szpitalnego - powiedziała pielęgniarka.
Skinąłem głową i rzuciłem zaklęcie lewitujące na bruneta.
W skrzydle szpitalnym jak tylko Severus się przebudził madame Maslow przebadała go i dała różne lecznicze eliksiry.
- To grypa, która jest dosyć mocna - powiedziała pielęgniarka do chłopaka.
Sam chłopak popatrzył na nią z miną, która mówiła: "No chyba się domyśliłem, rzadko choruje, a jak już to poważnie".
- Poleży sobie pan z jakiś tydzień w skrzydle szpitalnym - dopowiedziała nie zwracając uwagi na minę Severusa, którego wyraz twarzy się pogorszył.
Posiedziałem jeszcze chwilę przy chłopaku razem z jego współlokatorami po czym wyszedłem, bo musiałem iść do klasy.
- Mówiłem ci, żeby iść wczoraj na dwór jakoś ciepło ubranym, to nie. Ty musiałeś zrobić swoje -Orion robił zielonookiemu wywód jakby był jego matką.
Uśmiechnąłem się lekko i szybko ruszyłem do klasy.