Nie będę wam się usprawiedliwiała szkołą, bo ta gadka nie jest nawet prawdziwa.
Byłam pewna, że rozdział zdążę napisać w przerwę świąteczną, ale lenistwo zagórowało. I napisałam dopiero teraz. Co prawda teraz są wystawiane oceny na semestr i trzeba poprawić to i tamto, ale mam nadzieję, że rozdział się spodoba.
Wydarzenia w Wielkiej Sali na początku miały przebiegać trochę inaczej, ale uznałam, że tak będzie lepiej :)
Przepraszam za jakiekolwiek błędy. ^^^
Wstałem wcześnie. Miałem zły sen, a jego głównym bohaterem był Scorpius. Śniło mi się, że Scorpius osądza mnie o zdradę i kłamstwo. To nie musi wydawać się straszne, ale było... ta atmosfera... głos Scorpiusa i to echo z każdym jego słowem. Na samą myśl o tym zadrżałem. Spojrzałem na zegarek, który stoi na szafce nocnej i jęknąłem.
Czy ja kiedykolwiek się wyśpię? Jest 5.45 o tej godzinie normalni ludzie śpią.. No tak zapomniałem je nie jestem normalny.
Przewróciłem się w stronę ściany, zamknąłem oczy i próbowałem zasnąć - bez skutku. Westchnęłam wstając z łóżka. Skoro i tak nie umiem zasnąć to chociaż wezmę prysznic. Wyciągnąłem z kufra pierwszy lepszy zestaw ubrań składający się z białej koszuli i czarnych spodniach po czym poszłem do łazienki. Zdecydowałem, że wezmę długi prysznic, który mnie zrelaksuje.
Kiedy już wykonałem poranną toaletę podszedłem do lustra, popatrzyłem na swoje już suche włosy. Przeczesałem je. Oczywiście nic nie pomogło, bo co z nimi nie zrobię i tak stoją we wszystkie strony.
Wróciłem do dormitorium i położyłem się na łóżku. Śniadanie zaczyna się o 6:30, a jest 6:00. Mam czas na powtórzenie lekcji, ale tego nie potrzebuję. Więc co mam robić? Nie obudzę reszty, bo mnie zabiją... Chociaż nie przeczę, że należałoby im się za wczoraj.
Zadanie domowe jest odrobione i kilkanaście razy sprawdzone. Westchnąłem. I co mam robić?
Leżałem jeszcze z piętnaście minut patrząc w baldachim. Po tych minutach uznałem, że lepiej by było się przejść. Wziąłem ze sobą torbę z książkami, bo prawdopodobnie nie wrócę do dormitorium rano. Kiedy wyszedłem z pokoju wspólnego uznałem, że warto by było pójść na błonia póki jest jeszcze pogoda. Jak już byłem na błoniach ruszyłem w stronę wielkiego Buku, który stał koło jeziora. Lubię to miejsce. Wiąże się z nim wiele wspomnień tak samo jak z prawie wszystkimi miejscami w Hogwarcie. Nie wyobrażam sobie, że będę musiał opuścić tą szkołę po siódmym roku nauki.
Kiedy już znalazłem się pod Bukiem to usiadłem opierając się o korę drzewa. Jak na jesień była piękna pogoda. Słońce lekko grzało i wiał chłodny wietrzyk. Na ziemi leżało trochę liści.
Wziąłem jeden liść, który leżał najbliżej i uważnie mu się przyjrzałem. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Liście zawsze będę dobrze wspominał w jesieni. Przypominają mi one paczkę ze Slytherinu, do której należę ja, Scorpius, Tristan, Chris i Veronika. Prawie co roku kiedy spadną liście nie ważne czy są mokre czy suche rzucamy nimi w siebie, wywracamy siebie nawzajem na nie i takie tam. Oczywiście potem brudni, a czasem mokrzy i brudni wracamy do zamku, ale zawsze spoceni, uśmiechnięci i z zarumienionymi policzkami od chłodnego powietrza. Czasem jest tak, że po tej naszej niewinnej zabawie, któreś z nas jest chore. Raz zdarzyło się tak, że wszyscy zachorowaliśmy i według poleceń pielęgniarki powinniśmy leżeć w łóżkach, a my spotkaliśmy się w jednym dormitorium i się wygłupialiśmy. Nikt się o tym nie dowiedział oprócz paru skrzatów domowych.
Westchnąłem i wstałem. Według mnie śniadanie się już zaczęło. Może jest już siódma?
Kiedy znalazłem się w Wielkiej Sali zauważyłem, że każdy nauczyciel siedzi na swoim miejscu, a przy stołach domów są luki, które oznaczają brakujących uczniów. Ruszyłem w stronę stołu Ślizgonów. Zauważyłem, że współlokatorzy już siedzieli na swoich miejscach, ja usiadłem na swoim.
- Gdzie byłeś? - zapytał nagle Malfoy kiedy usiadłem już na swoim miejscu.
Jesteś moją matką?
- Na błoniach - wzruszyłem ramionami.
- Czemu nas nie obudziłeś? - dopytał Nott.
- Wstałem dosyć wcześnie zabilibyście mnie za to - powiedziałem.
- Mogłeś chociaż napisać kartkę gdzie poszedłeś. Abraxas wariował - powiedział Orion.
- Jasne. Zapamiętam to sobie. Następnym razem skoczę z wieży astronomicznej żebyście mnie szybko znaleźli - przewróciłem oczami nakładając sobie jajecznicę na talerz.
Zacząłem powoli ją jeść. To może wydawać się dziwne. Jem strasznie mało, ba! Prawie wcale, a nie czuję głodu... No cóż w tym czasie nie ma kogoś takiego jak Scorpius, który zawsze jak nie jem to każe mi zjeść chociaż kanapkę. Odłożyłem widelec na talerz i wziąłem puchar, z którego napiłem się soku dyniowego. Kiedy obstawiałem puchar ktoś prawdopodobnie "przypadkiem" mnie szturchnął tak, że sok wylał się na moją białą koszulę.
- Co do cho... - zacząłem wstając od stołu.
Rozejrzałem się i zauważyłem, że oprócz mnie przy stole Ślizgonów stoi tylko jeden chłopak. Zmrużyłam oczy i dostrzegłem krawat w kolorach domu lwa.
- Mogłem się domyśleć, że Gryfoni są tacy niezdarni - powiedziałem głośno tak, że każdy obecny w sali to słyszał.
Gryfon, który mnie szturchnął odwrócił się.
- Potter - szepnęła Avery żebym wiedział kto to jest.
No tak mogłam się domyśleć. Włosy stojące we wszystkie strony, skóra za ciemna, ale też nie za jasna. Koniec prawie jak kropka w kropkę mój ojciec... No tylko, że ten Potter ma orzechowe oczy, a mój ojciec ma zielone po swojej mamie.
Gdyby nie to, że ja również mam zielone oczy i trochę inną sylwetkę można by było uznać nas spokrewnionych co jest prawdą tylko, że on o tym nie wie i się nigdy nie dowie.
Gryfon stał do mnie przodem. Teraz uświadomiłam sobie, że w Wielkiej Sali jest zupełnie cicho.
Super. Znów będę sytuacją w całej szkole.
- Potter, czy ty nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo droga była ta koszula? - zapytałem z teatralnym dramatem w głosie.
Ci którzy bardzo dobrze wiedzą, że właśnie tak oni zachowują się w stosunku do swoich ubrań. Scorpius chyba najgorzej, bo jak mu się niechcący to poplami to jest mało piekło na ziemi.
Mina Gryfona była bezcenna. Szkoda że nikt nie zrobił zdjęcia. Ja miałam ochotę zacząć się śmiać.
- No o co się gapisz? Co innego gdybym przez ciebie oblał się kawą, herbatą albo innym gównem. Soku dyniowego się nie z pierze. - warknąłem.
- I co z tego? - zapytał patrząc na mnie obojętnie.
Przewróciłem oczami.
- I to, że będziesz mi musiał ją odkupić.
- Chyba sobie śnisz - prychnął. - Co zrobisz jeśli ci jej nie odkupię?
Westchnąłem.
- Łatwiej by było chyba wyliczyć czego ci nie zrobię - mruknąłem pod nosem. Na szczęście Gryfon tego nie słyszał. - Jestem od ciebie sprytniejszy. Jest to jedna z głównych cech Ślizgonów dlatego należę do tego domu. No i chociaż z tego co słyszałem jesteś bardzo dobrym szukającym to jestem pewny, że i tak mam lepszy refleks.
- Niby jakim cudem jesteś pewny, że masz leoszy refleks ode mnie? - zapytał.
- Na Merlina - mruknąłem. - Pamiętasz jak Abraxas rzucił we mnie nożem? Gdyby mi się chciało złapałbym go bez problemu - wzruszyłem ramionami.
- Ale chciałeś pokazać jak "dobrym" jesteś aktorem - powiedział Orion robiąc cudzysłów w powietrzu.
- Zamknij się - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
Spojrzałem na Gryfona i uważnie mu się przyjrzałem.
Mogę się założyć, że mój tata był w jego wieku niższy.
- Wiesz, że przez siebie koszula mi się lepi do skóry? - zapytałem retorycznie.
Gryfon nic nie powiedział tylko się na mnie patrzył.
Westchnąłem. Miałem dosyć tego dziwnego uczucia na klatce piersiowej, więc zacząłem powoli odpinać guziki koszuli.
- Uważaj! - usłyszałem.
Bez zastanowienia wyciągnąłem różdżkę i spojrzałem na Gryfona. Stał on z wyciągniętą różdżką skierowaną we mnie.
Zacząłem się śmiać. Gryfon na początku nie wiedział o co chodzi. Co było widać na jego twarzy ale szybko pozbył się maskę zorientowania na obojętną.
Śmiałem się tak długo, że zaczął boleć mnie brzuch, a oczu poleciały łzy. Wytarłem łzy prawą ręką, w której dalej trzymałem różdżkę. Próbowałem się uspokoić, ale nie wychodziło mi to za dobrze. Dawno się tak nie uśmiałem.
- Wiesz nie przypuszczałem, że Gryfon zdobędzie się na coś takiego i będzie mógł zacząć pojedynek jak druga osoba nie patrzy - próbowałem zdusić w sobie śmiech. - Przecież wy Gryfoni zawsze szlachetne stajecie do walki i nie korzystacie z nieuwagi nie przyjaciela mam rację? A może tiara się pomyliła i powinneś być w Slytherinie?
Na ostatnie słowo Gryfon się wściekł. Jasne próbował to ukryć, ale było widać to w jego oczach. Zrobiły się ciemniejsze. Popatrzył na mnie "groźnym" wzrokiem.
Musiałem powstrzymać się od ponownego wybuchnięcia śmiechem przez co brzuch zaczął mnie mocniej boleć.
- Poćwicz nad minami i wzrokiem, bo ci kiepsko wychodzi - powiedziałem i zacząłem dalej odpinać koszulę.
Byłem już prawie przy końcu jak usłyszałem jak coś przecina powietrze.
Spojrzałem przed siebie, podniosłem różdżkę, zrobiłem nią mało skomplikowany ruch nadgarstkiem mówiąc przy tym w myślach ''protego''.
- Chciałeś mnie zabić? Zaklęcie rozbrajające jest z pozoru nieszkodliwe, bo siniaki się nie liczą prawda? Ale jeżeli zaklęcie jest silne można komuś coś złamać. A na mam akurat tak, że do ściany mam dosyć daleko, więc prawdopodobnie stało by się coś gorszego. Albo nie uczyli cię tego - w co wątpię, albo twój mały Gryfoński móżdżek tego nie pojmuje - warknąłem.
Ten patrzył na mnie jak na idiotę na co przewróciłam oczami. Zostało kilka ostatnich guzików do odpięcia, a że mi się nie chciało ich odpinać to spokojnie "rozerwałem" koszulę tak, że guziki odpadły.
- Właśnie sobie popsułeś koszulę - mruknął Potter.
- I tak kupisz mi nową - wzruszyłem ramionami.
Spojrzałem na współlokatorów. Przekląłem w myślach, że nie ubrałem szaty.
- Ma któryś z was bluzę? - zapytałem.
- Jasne - powiedział Orion.
Chłopak wstał o szatę potem bluzę. Pod bluzą miał ubrany czarny t-shirt z nadrukiem. Kiedy rzucił mi bluzę ubrał szatę i usiadł.
- Dzięki ratujesz mi tyłek - mruknąłem.
Powiesiłem bluzę na krześle i całkowicie zdjąłem koszulę.
Oczywiście czułem wszystkie spojrzenia osób znajdujących się w Wielkiej Sali na mojej klatce piersiowej.
Szybko ubrałem bluzę Oriona nie zabijając jej dziękując w myślach Merlinowi, że jestem od niego niższy. Rzuciłem Gryfonowi koszulę w twarz i powiedziałem:
- Masz mi ją odkupić.
Kiedy to powiedziałem zarzuciłem torbę z książkami na ramię i odwróciłem się. Usłyszałem jeszcze jak Orion powiedział, żebym zostawił jego bluzę na łóżku po czym sam ruszyłem do dormitorium.
Byłam pewna, że rozdział zdążę napisać w przerwę świąteczną, ale lenistwo zagórowało. I napisałam dopiero teraz. Co prawda teraz są wystawiane oceny na semestr i trzeba poprawić to i tamto, ale mam nadzieję, że rozdział się spodoba.
Wydarzenia w Wielkiej Sali na początku miały przebiegać trochę inaczej, ale uznałam, że tak będzie lepiej :)
Przepraszam za jakiekolwiek błędy. ^^^
Wstałem wcześnie. Miałem zły sen, a jego głównym bohaterem był Scorpius. Śniło mi się, że Scorpius osądza mnie o zdradę i kłamstwo. To nie musi wydawać się straszne, ale było... ta atmosfera... głos Scorpiusa i to echo z każdym jego słowem. Na samą myśl o tym zadrżałem. Spojrzałem na zegarek, który stoi na szafce nocnej i jęknąłem.
Czy ja kiedykolwiek się wyśpię? Jest 5.45 o tej godzinie normalni ludzie śpią.. No tak zapomniałem je nie jestem normalny.
Przewróciłem się w stronę ściany, zamknąłem oczy i próbowałem zasnąć - bez skutku. Westchnęłam wstając z łóżka. Skoro i tak nie umiem zasnąć to chociaż wezmę prysznic. Wyciągnąłem z kufra pierwszy lepszy zestaw ubrań składający się z białej koszuli i czarnych spodniach po czym poszłem do łazienki. Zdecydowałem, że wezmę długi prysznic, który mnie zrelaksuje.
Kiedy już wykonałem poranną toaletę podszedłem do lustra, popatrzyłem na swoje już suche włosy. Przeczesałem je. Oczywiście nic nie pomogło, bo co z nimi nie zrobię i tak stoją we wszystkie strony.
Wróciłem do dormitorium i położyłem się na łóżku. Śniadanie zaczyna się o 6:30, a jest 6:00. Mam czas na powtórzenie lekcji, ale tego nie potrzebuję. Więc co mam robić? Nie obudzę reszty, bo mnie zabiją... Chociaż nie przeczę, że należałoby im się za wczoraj.
Zadanie domowe jest odrobione i kilkanaście razy sprawdzone. Westchnąłem. I co mam robić?
Leżałem jeszcze z piętnaście minut patrząc w baldachim. Po tych minutach uznałem, że lepiej by było się przejść. Wziąłem ze sobą torbę z książkami, bo prawdopodobnie nie wrócę do dormitorium rano. Kiedy wyszedłem z pokoju wspólnego uznałem, że warto by było pójść na błonia póki jest jeszcze pogoda. Jak już byłem na błoniach ruszyłem w stronę wielkiego Buku, który stał koło jeziora. Lubię to miejsce. Wiąże się z nim wiele wspomnień tak samo jak z prawie wszystkimi miejscami w Hogwarcie. Nie wyobrażam sobie, że będę musiał opuścić tą szkołę po siódmym roku nauki.
Kiedy już znalazłem się pod Bukiem to usiadłem opierając się o korę drzewa. Jak na jesień była piękna pogoda. Słońce lekko grzało i wiał chłodny wietrzyk. Na ziemi leżało trochę liści.
Wziąłem jeden liść, który leżał najbliżej i uważnie mu się przyjrzałem. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Liście zawsze będę dobrze wspominał w jesieni. Przypominają mi one paczkę ze Slytherinu, do której należę ja, Scorpius, Tristan, Chris i Veronika. Prawie co roku kiedy spadną liście nie ważne czy są mokre czy suche rzucamy nimi w siebie, wywracamy siebie nawzajem na nie i takie tam. Oczywiście potem brudni, a czasem mokrzy i brudni wracamy do zamku, ale zawsze spoceni, uśmiechnięci i z zarumienionymi policzkami od chłodnego powietrza. Czasem jest tak, że po tej naszej niewinnej zabawie, któreś z nas jest chore. Raz zdarzyło się tak, że wszyscy zachorowaliśmy i według poleceń pielęgniarki powinniśmy leżeć w łóżkach, a my spotkaliśmy się w jednym dormitorium i się wygłupialiśmy. Nikt się o tym nie dowiedział oprócz paru skrzatów domowych.
Westchnąłem i wstałem. Według mnie śniadanie się już zaczęło. Może jest już siódma?
Kiedy znalazłem się w Wielkiej Sali zauważyłem, że każdy nauczyciel siedzi na swoim miejscu, a przy stołach domów są luki, które oznaczają brakujących uczniów. Ruszyłem w stronę stołu Ślizgonów. Zauważyłem, że współlokatorzy już siedzieli na swoich miejscach, ja usiadłem na swoim.
- Gdzie byłeś? - zapytał nagle Malfoy kiedy usiadłem już na swoim miejscu.
Jesteś moją matką?
- Na błoniach - wzruszyłem ramionami.
- Czemu nas nie obudziłeś? - dopytał Nott.
- Wstałem dosyć wcześnie zabilibyście mnie za to - powiedziałem.
- Mogłeś chociaż napisać kartkę gdzie poszedłeś. Abraxas wariował - powiedział Orion.
- Jasne. Zapamiętam to sobie. Następnym razem skoczę z wieży astronomicznej żebyście mnie szybko znaleźli - przewróciłem oczami nakładając sobie jajecznicę na talerz.
Zacząłem powoli ją jeść. To może wydawać się dziwne. Jem strasznie mało, ba! Prawie wcale, a nie czuję głodu... No cóż w tym czasie nie ma kogoś takiego jak Scorpius, który zawsze jak nie jem to każe mi zjeść chociaż kanapkę. Odłożyłem widelec na talerz i wziąłem puchar, z którego napiłem się soku dyniowego. Kiedy obstawiałem puchar ktoś prawdopodobnie "przypadkiem" mnie szturchnął tak, że sok wylał się na moją białą koszulę.
- Co do cho... - zacząłem wstając od stołu.
Rozejrzałem się i zauważyłem, że oprócz mnie przy stole Ślizgonów stoi tylko jeden chłopak. Zmrużyłam oczy i dostrzegłem krawat w kolorach domu lwa.
- Mogłem się domyśleć, że Gryfoni są tacy niezdarni - powiedziałem głośno tak, że każdy obecny w sali to słyszał.
Gryfon, który mnie szturchnął odwrócił się.
- Potter - szepnęła Avery żebym wiedział kto to jest.
No tak mogłam się domyśleć. Włosy stojące we wszystkie strony, skóra za ciemna, ale też nie za jasna. Koniec prawie jak kropka w kropkę mój ojciec... No tylko, że ten Potter ma orzechowe oczy, a mój ojciec ma zielone po swojej mamie.
Gdyby nie to, że ja również mam zielone oczy i trochę inną sylwetkę można by było uznać nas spokrewnionych co jest prawdą tylko, że on o tym nie wie i się nigdy nie dowie.
Gryfon stał do mnie przodem. Teraz uświadomiłam sobie, że w Wielkiej Sali jest zupełnie cicho.
Super. Znów będę sytuacją w całej szkole.
- Potter, czy ty nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo droga była ta koszula? - zapytałem z teatralnym dramatem w głosie.
Ci którzy bardzo dobrze wiedzą, że właśnie tak oni zachowują się w stosunku do swoich ubrań. Scorpius chyba najgorzej, bo jak mu się niechcący to poplami to jest mało piekło na ziemi.
Mina Gryfona była bezcenna. Szkoda że nikt nie zrobił zdjęcia. Ja miałam ochotę zacząć się śmiać.
- No o co się gapisz? Co innego gdybym przez ciebie oblał się kawą, herbatą albo innym gównem. Soku dyniowego się nie z pierze. - warknąłem.
- I co z tego? - zapytał patrząc na mnie obojętnie.
Przewróciłem oczami.
- I to, że będziesz mi musiał ją odkupić.
- Chyba sobie śnisz - prychnął. - Co zrobisz jeśli ci jej nie odkupię?
Westchnąłem.
- Łatwiej by było chyba wyliczyć czego ci nie zrobię - mruknąłem pod nosem. Na szczęście Gryfon tego nie słyszał. - Jestem od ciebie sprytniejszy. Jest to jedna z głównych cech Ślizgonów dlatego należę do tego domu. No i chociaż z tego co słyszałem jesteś bardzo dobrym szukającym to jestem pewny, że i tak mam lepszy refleks.
- Niby jakim cudem jesteś pewny, że masz leoszy refleks ode mnie? - zapytał.
- Na Merlina - mruknąłem. - Pamiętasz jak Abraxas rzucił we mnie nożem? Gdyby mi się chciało złapałbym go bez problemu - wzruszyłem ramionami.
- Ale chciałeś pokazać jak "dobrym" jesteś aktorem - powiedział Orion robiąc cudzysłów w powietrzu.
- Zamknij się - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
Spojrzałem na Gryfona i uważnie mu się przyjrzałem.
Mogę się założyć, że mój tata był w jego wieku niższy.
- Wiesz, że przez siebie koszula mi się lepi do skóry? - zapytałem retorycznie.
Gryfon nic nie powiedział tylko się na mnie patrzył.
Westchnąłem. Miałem dosyć tego dziwnego uczucia na klatce piersiowej, więc zacząłem powoli odpinać guziki koszuli.
- Uważaj! - usłyszałem.
Bez zastanowienia wyciągnąłem różdżkę i spojrzałem na Gryfona. Stał on z wyciągniętą różdżką skierowaną we mnie.
Zacząłem się śmiać. Gryfon na początku nie wiedział o co chodzi. Co było widać na jego twarzy ale szybko pozbył się maskę zorientowania na obojętną.
Śmiałem się tak długo, że zaczął boleć mnie brzuch, a oczu poleciały łzy. Wytarłem łzy prawą ręką, w której dalej trzymałem różdżkę. Próbowałem się uspokoić, ale nie wychodziło mi to za dobrze. Dawno się tak nie uśmiałem.
- Wiesz nie przypuszczałem, że Gryfon zdobędzie się na coś takiego i będzie mógł zacząć pojedynek jak druga osoba nie patrzy - próbowałem zdusić w sobie śmiech. - Przecież wy Gryfoni zawsze szlachetne stajecie do walki i nie korzystacie z nieuwagi nie przyjaciela mam rację? A może tiara się pomyliła i powinneś być w Slytherinie?
Na ostatnie słowo Gryfon się wściekł. Jasne próbował to ukryć, ale było widać to w jego oczach. Zrobiły się ciemniejsze. Popatrzył na mnie "groźnym" wzrokiem.
Musiałem powstrzymać się od ponownego wybuchnięcia śmiechem przez co brzuch zaczął mnie mocniej boleć.
- Poćwicz nad minami i wzrokiem, bo ci kiepsko wychodzi - powiedziałem i zacząłem dalej odpinać koszulę.
Byłem już prawie przy końcu jak usłyszałem jak coś przecina powietrze.
Spojrzałem przed siebie, podniosłem różdżkę, zrobiłem nią mało skomplikowany ruch nadgarstkiem mówiąc przy tym w myślach ''protego''.
- Chciałeś mnie zabić? Zaklęcie rozbrajające jest z pozoru nieszkodliwe, bo siniaki się nie liczą prawda? Ale jeżeli zaklęcie jest silne można komuś coś złamać. A na mam akurat tak, że do ściany mam dosyć daleko, więc prawdopodobnie stało by się coś gorszego. Albo nie uczyli cię tego - w co wątpię, albo twój mały Gryfoński móżdżek tego nie pojmuje - warknąłem.
Ten patrzył na mnie jak na idiotę na co przewróciłam oczami. Zostało kilka ostatnich guzików do odpięcia, a że mi się nie chciało ich odpinać to spokojnie "rozerwałem" koszulę tak, że guziki odpadły.
- Właśnie sobie popsułeś koszulę - mruknął Potter.
- I tak kupisz mi nową - wzruszyłem ramionami.
Spojrzałem na współlokatorów. Przekląłem w myślach, że nie ubrałem szaty.
- Ma któryś z was bluzę? - zapytałem.
- Jasne - powiedział Orion.
Chłopak wstał o szatę potem bluzę. Pod bluzą miał ubrany czarny t-shirt z nadrukiem. Kiedy rzucił mi bluzę ubrał szatę i usiadł.
- Dzięki ratujesz mi tyłek - mruknąłem.
Powiesiłem bluzę na krześle i całkowicie zdjąłem koszulę.
Oczywiście czułem wszystkie spojrzenia osób znajdujących się w Wielkiej Sali na mojej klatce piersiowej.
Szybko ubrałem bluzę Oriona nie zabijając jej dziękując w myślach Merlinowi, że jestem od niego niższy. Rzuciłem Gryfonowi koszulę w twarz i powiedziałem:
- Masz mi ją odkupić.
Kiedy to powiedziałem zarzuciłem torbę z książkami na ramię i odwróciłem się. Usłyszałem jeszcze jak Orion powiedział, żebym zostawił jego bluzę na łóżku po czym sam ruszyłem do dormitorium.
***
Jak zwykle rano szedłem do Wielkiej Sali na śniadanie. Mijałem zmęczone dzieciaki, które mimo zmęczenia śmiały się lub po prostu uśmiechały się rozmawiając ze swoimi przyjaciółmi. Rzadziej można było spotkać w jakimś ustronnym miejscu całującą się parę.
Kiedy znalazłem się w Wielkiej Sali usiadłem na swoim miejscu przy stole nauczycielskim witając się z innymi nauczycielami. Zrobiłem sobie tosty z dżemem. Kiedy nalewałem sobie soku z dyni zlustrowałem stół Ślizgonów. Czasem czułem się jakbym to ja był ich opiekunem , a nie Horacy, bo on praktycznie się nimi nie interesuje. Dodatkowo zna tylko imiona tych, którzy są w jego głupim klubie plus Severus, który prędzej czy później się tam znajdzie.
Przy stole gdzieniegdzie nie było uczniów co oznaczało, że jeszcze nie wstali, albo po prostu przyjdą później. Zabrałem się za jedzenie tosta. Żując powoli każdy gryz rozglądałem się po sali.
Zauważyłem, że do sali weszło kilkorgu uczniów w ty. Severus. Widać było, że niedawno był na dworze. Lekko się uśmiechał, miał rumieńce na policzkach, a włosy zostały roztrzepane przez wiatr. Poszedł na woje miejsce i zaczął rozmawiać z resztą ze swojego dormitorium. Kiedy Malfoy o coś go zapytał wzruszył ramionami, ale na jego ustach wciąż błąkał się lekki uśmiech. Długo to nie potrwało, bo jak się okazało Potter celowo popchnął Wilsona tak by na niego rozlał się sok dyniowy. I tak jak podejrzewałem Severus zaczął robić przedstawienie.
Jedno wiem. Póki chodzi do tej szkoły nigdy nie będzie nudno.
Kiedy doszło do momentu kiedy zielonooki zdjął koszulę każdy bez wyjątku patrzył na Severusa.
Jego klatka piersiowa była zarysowana przez mięśnie. Chłopcy zapewne zazdrościli mu mięśni, a dziewczyny śliniły się na ten widok.
Kiedy znalazłem się w Wielkiej Sali usiadłem na swoim miejscu przy stole nauczycielskim witając się z innymi nauczycielami. Zrobiłem sobie tosty z dżemem. Kiedy nalewałem sobie soku z dyni zlustrowałem stół Ślizgonów. Czasem czułem się jakbym to ja był ich opiekunem , a nie Horacy, bo on praktycznie się nimi nie interesuje. Dodatkowo zna tylko imiona tych, którzy są w jego głupim klubie plus Severus, który prędzej czy później się tam znajdzie.
Przy stole gdzieniegdzie nie było uczniów co oznaczało, że jeszcze nie wstali, albo po prostu przyjdą później. Zabrałem się za jedzenie tosta. Żując powoli każdy gryz rozglądałem się po sali.
Zauważyłem, że do sali weszło kilkorgu uczniów w ty. Severus. Widać było, że niedawno był na dworze. Lekko się uśmiechał, miał rumieńce na policzkach, a włosy zostały roztrzepane przez wiatr. Poszedł na woje miejsce i zaczął rozmawiać z resztą ze swojego dormitorium. Kiedy Malfoy o coś go zapytał wzruszył ramionami, ale na jego ustach wciąż błąkał się lekki uśmiech. Długo to nie potrwało, bo jak się okazało Potter celowo popchnął Wilsona tak by na niego rozlał się sok dyniowy. I tak jak podejrzewałem Severus zaczął robić przedstawienie.
Jedno wiem. Póki chodzi do tej szkoły nigdy nie będzie nudno.
Kiedy doszło do momentu kiedy zielonooki zdjął koszulę każdy bez wyjątku patrzył na Severusa.
Jego klatka piersiowa była zarysowana przez mięśnie. Chłopcy zapewne zazdrościli mu mięśni, a dziewczyny śliniły się na ten widok.
Patrzyłem na niego osłupiały. Uwielbiałem podziwiać piękno, a to było piękne. Nigdy nie miałem dziewczyny, ani chłopaka, nigdy też nie zastanawiałem się bardziej jakiej jestem orientacji.
Zawsze w cieni przyglądałem się pięknym dziewczynom i chłopakom.
Zawsze w cieni przyglądałem się pięknym dziewczynom i chłopakom.
A z tego co zaobserwowałem przez te wszystkie lata mogę szczerzę przyznać, że Severus jest inny niż ci, którzy obserwowałem.
Ma w sobie coś. Sam nie wiem co, ale chyba tajemnicę, której nie chcę nikomu zdradzić.
Ma w sobie coś. Sam nie wiem co, ale chyba tajemnicę, której nie chcę nikomu zdradzić.
Parę razy napisałaś osobe w rodzaju żeńskim (tak, widzę wszystko), jednakże rozdział był S-U-P-E-R
OdpowiedzUsuńByło parę błędów, ale idzie Ci naprawdę coraz lepiej :) Co ten Tom chce???
OdpowiedzUsuńNoo ale czemu tak krótko T^T !!! Ale to było dobre, styl masz coraz lepszy było parę błędów ale nie jakoś szczególnie rażących , Malfoy myślałam że bardziej będzie matkował i trochę bardziej rozbudujesz scenę ale komiz był dobry, podobało mi się bardzo i czekam :D
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana! Więcej info tutaj ---> http://nowezycietomariddle.blogspot.com/2016/02/liebster-blog-award.html
OdpowiedzUsuń- Bella Dark