piątek, 10 czerwca 2016

Rozdział XI - Ślizgoni wygrali!

Teraz żałuję, że zgodziłem się na granie w tym meczu. Co ja sobie wtedy myślałem!
Na Merlina stresuję się bardziej niż jak miałem zagrać mój pierwszy mecz w karierze szkolnej.
Przecież to tylko zwykły mecz, prawda? No może nie zwykły, bo będę grał z pradziadkami moich znajomych, z czego w moim czasie większość już umarła. Z przyczyn naturalnych lub nie. Dodatkowo na widowni będzie przyszły morderca. Nie no to jest super pocieszenie. Chyba wolałbym być jeszcze w Skrzydle Szpitalnym. Na Merlina, co się ze mną dzieję, że wolałbym leżeć w szpitalu niż grać? Nie no serio mówię zabijcie mnie. Niepotrzebnie się zgadzałem, ale co poradzić? Zabiliby mnie jakbym nie zagrał. Może wtedy szybciej wróciłbym do mojego czasu? Teraz serio wolałbym być w moim prawdziwym czasie niż siedzieć w tym z mega ważną misją, której nie wiem jak zrobić. Cholera.
Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie uśmiechniętego Scorpiusa. Jego blond włosy były roztrzepane we wszystkie strony, a jak się uśmiechał w lewym policzku miał dołeczek. Jego lewy profil był zdecydowanie lepszy od prawego. W szaro-niebieskich oczach było widać iskierki radości, a alabastrowa skóra odznaczała się od ciemnego szkolnego mundurka.
Uspokoiłem się. Czasem miałem tak jak teraz, że zaczynałem panikować przed meczem lub jakąś inną rzeczą. Ostatni raz spanikowałem przed Balem Bożonarodzeniowym, który zorganizowała szkoła. Lecz zawsze jak zaczynałem panikować Scorpius był przy mnie i pomagał mi się uspokoić.
Otworzyłem oczy.
Siedziałem w szatni Ślizgonów. Każdy był już przebrany i czekał na mecz. Wczoraj chłopcy wbili mi do głowy całą taktykę swojego domu. Ze zdenerwowania zacząłem tupać nogą. Przeczesałem swoje włosy, a potem zacząłem bawić się palcami.
Mam nadzieję, że wygramy.
***
 Każdy teraz śpieszył się na mecz Ślizgoni vs Gryfoni. Oczywiście miałem nadzieję, że wygrają Ślizgoni.
Kiedy chodziłem do Hogwartu nie uczestniczyłem w meczach quidditch'a. Za bardzo nie lubiłem ani grać w ta grę, ani oglądać jak przebiega mecz. Wtedy zawsze zaszywałem się w bibliotece, pokoju wspólnym ewentualnie dormitorium i robiłem zadania domowe lub się uczyłem.
Tym razem było inaczej. Malfoy zadeklarował mi, że zamiast ich szukającego zagra Wilson, który podobno dobrze gra. Chciałem tylko zobaczyć jak gra to nic takiego, prawda?
Ostatnio zauważyłem, że dosyć często moje myśli zajmuje Severus, ale to całkowicie normalne. Chcę tylko poznać jego tajemnicę, którą bardzo dobrze ukrywa. Przecież pojawił się w połowie października praktycznie z nikąd i już stał się pupilkiem większości nauczycielów.
Idąc na mecz omijałem uśmiechnięte dzieciaki. Zaczynając od pierwszorocznych kończąc na siódmorocznych. Krukoni i Puchoni na pewno jak zawsze kiedy gra Slytherin przeciwko Gryffindorowi kibicuje Gryfonom.
Poszedłem na trybuny nauczycieli akurat wtedy kiedy zaczynał się mecz.

Teoretycznie nie znałem się na quidditchu, ale było widać, że Severus potrafi grać. Nie szukał kłopotów i rozglądał się w poszukiwaniu złotego znicza. Od czasu do czasu jak Ślizgoni zdobyli punkty dał upust swojej radości. Na razie Slytherin wygrywał.
Wreszcie można było zauważyć, że Severus ujrzał złoty znicz. Jak zaczął lecieć w jego stronę, Potter szukający Gryffindoru poleciał za nim. Znicz leciał prosto do ziemi, a chłopcy byli bardzo blisko niej. Każdy na trybunach bał się, że chłopcom coś się stanie. Potter w końcu wyhamował, bo bał się niżej lecieć, a Severus poleciał i bardzo blisko ziemi zahamował. Lecąc bardzo blisko ziemi mógł spokojnie złapać złotego znicza, ale nie potrafił. Dał, więc nogi na miotle i stanął na niej, po czym zrobił salto w powietrzu, łapiąc przy okazji znicz.
Było słychać ogromny wrzask.
Ślizgoni wygrali.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mrs Black bajkowe-szablony