Jak się dowiedziałem, w tym roku każdy wyjeżdżał do domu na ferie. Każdy oprócz mnie.
Z Jeffem mieliśmy dobre kontakty. Nawet oficjalnie chodziliśmy. Czasem dochodziło do pocałunków i trzymania za rękę, ale niczego więcej. Chłopak proponował mi, żebym u niego został na ferie. Zgodziłem się, ale jak się później okazało, jego rodzice nie byli pozytywnie nastawieni i nie pozwolili. Przy nim zapominałem o Scorpiusie, ale każdej nocy mi się przypomniał. Miałem koszmary z nim w roli głównej, a to, że jestem z jego pradziadkiem w pokoju też nie było najlepszym pomysłem. Za każdym razem jak spojrzałem na Malfoya przypominał mi się Scorpius.
W tym momencie byliśmy razem z Jeffem w pokoju życzeń. Pokazałem mu ten pokój i razem tu chodziliśmy kiedy chcieliśmy "samotności". Tym razem wygląd pokoju wybierał Krukon. Pokój był zielonego koloru. Na jednej ze ścian było duże okno. Przy innej ścianie był kominek, a przed nim stolik na kawę i kanapa.
Ciemnowłosy siedział na kanapie, a ja leżałem tak, że jego nogi były pod moją głową. Na piersi miałem książkę, którą jeszcze przed chwilą czytałem.
- Twoje nogi są idealną poduszką - powiedziałem.
- Mówisz tak zawsze kiedy jesteśmy w takiej pozycji - odpowiedział.
Zaśmiałem się.
- Moje słowa to tylko potwierdzają - wyszczerzyłem się, a chłopak się zaśmiał.
- Uwielbiam twój śmiech - powiedział chłopak.
- Wiem - uśmiechnąłem się złośliwie na słowa chłopaka.
- Jaki skromny - mruknął i pochylił się nade mną.
Lekko pocałowaliśmy się. Ba! To nie był pocałunek to było zwykłe cmok.
- To nie był pocałunek - powiedziałem naburmuszony.
Chłopak zaśmiał się głośno.
- Należało ci się - powiedział pokazując język.
Prychnąłem i pociągnąłem chłopaka za krawat przez co jego twarz była dosłownie parę milimetrów od mojej. Podniosłem delikatnie głowę i zacząłem całować chłopaka, który od razu zaczął odwzajemniać pocałunek.
Jednak nie trwał on długo, bo puściłem krawat bruneta, a ten od razu odsunął głowę.
Prychnąłem i skrzyżowałem ręce na piersi.
- Należy ci się - powiedział Krukon.
- Jesteś okropny – powiedziałem naburmuszony.
- Wiem – pokazał mi język.
Złapałem go za rękę, na której miał zegarek. Spojrzałem na zegarek i lekko się skrzywiłem.
- Za pięć minut obiad - powiedziałem.
- Szkoda, że ten pokój nie może dostarczać jedzenia jak się zażyczy - mruknął.
- Właśnie - powiedziałem siadając. - Ale chodźmy już. Nie chcę, żeby chłopcy znowu się głośno zastanawiali co robimy jak się spóźniam na obiad.
- Też nie chcę. Przez to cała szkoła myśli, że zbliżamy się do siebie na tle seksualnym każdego dnia kiedy jesteśmy ze sobą - powiedział cicho chłopak. - A my tylko się całujemy! Chociaż nie przeczę, że chciałbym coś więcej - brunet zabawnie poruszył brwiami.
Walnąłem go w ramię śmiejąc się. Wstałem i poszedłem w stronę drzwi.
- Ej, czekaj na mnie - powiedział Jeff i szybko znalazł się obok mnie.
Otworzyłem drzwi, a on szybko znalazł się obok mnie.
Kiedy wychodziliśmy z pokoju Krukon splutł nasze palce ze sobą, a mi się zrobiło jakoś miło na sercu.
Chociaż wiem, że nie czułem z nim tego samego co ze Scorpiusem to on też nie naciskał. Po naszej pierwszej randce w Hogmeage, wiedział, że blondyn jest dla mnie najważniejszy. Chociaż się całowaliśmy, żadne z nas nie nalegało na coś więcej, chociaż czasem żartowaliśmy na tle seksualnym. Żadne z nas też nie wyznawało swoich uczuć, bo nie wiem jak u niego, ale ja nie wiedziałem co do niego czułem. Miałem mieszane uczucia i tyle. Co do ferii.. Prawdopodobnie jego rodzice nie pozwolili mi pojechać do niego na święta, bo jestem "złym Ślizgonem". Gdyby każdy miał takie podejście już dawno musiałbym się zabić, bo zbyt dużo ludzi by mnie nienawidziło. Chociaż zawsze miałem to gdzieś. Nie przejmowałem się opinią ludzi. Sczególnie tych, którzy nic o mnie nie wiedzieli. I wiem, że te przypuszczenia mogą być błędne, bo na przykład rodzina Davis może jechać gdzieś na święta, albo ktoś do nich mógł przyjechać, trzymałem się pierwszej opcji.
Przed Wielką Salą spotkaliśmy moich współlokatorów i przyjaciela Jeffa.
- Już myślałem, że nie przyjdziecie na obiad - mruknął Avery.
- Lestrange, musisz mi dać pięć galeonów - wyszczerzył się Malfoy.
- Założyliście się czy przyjdziemy na obiad? - oburzyłem się.
- Jakoś trzeba zarabiać - blondyn mrugnął do mnie. - A teraz gołąbeczki musicie się rozdzielić, bo nie jesteście w tym samym domu i nie siedzicie przy tych samych stołach w Wielkiej Sali.
Kiedy to powiedział serce mnie zabolało. Może nie miał takiego samego głosu, ale zupełnie jak Scorpius rociągał sylaby. Dodatkowo są do siebie podobni. Wyrzuciłem te myśli z głowy i zmusiłem się na uśmiech.
- Zobaczymy się po obiedzie - powiedziałem do Krukona i razem z przyjaciołmi, bo chyba tak ich mogę nazwać, poszedłem do stołu Ślizgonów.
Usiadłem na swoim miejscu. Razem z chłopakami wesoło rozmawialiśmy o ostatnich lekcjach jakie były przed przerwą świąteczną.
Nałożyłem sobie pieczeń oraz ziemniaki na talerz.
- Ja tam żałuję, że nie mieliśmy przed przerwą świąteczną żadnego pojedynku na obronie - wymamrotał Nott.
- Może będzie coś po świętach. Trzeba poczekać - Orion wzruszył ramionami.
Nie odpowiedziałem nic tylko zacząłem kroić piczeń, żeby od razu ją zjeść.
Poczułem czyjś dotyk dłoni na moich ramionach. Odwróciłem się i zobaczyłem Riddle'a.
- Mam déjà vu - stwierdziłem. - Nawet spokojnie nie można zjeść - powiedziałem patrząc na nauczyciela. - Co tym razem zrobiłem? Pana ego zniszczyć nie mogłem, bo nic nie mówiłem - dodałem, z satysfakcją patrząc jak Riddle zaciska usta w wąską linie.
- Dyrektor prosił cię do gabinetu.
Zmarszczyłem brwi przypominając sobie czy cokolwiek zrobiłem źle. I stwierdziłem, że od kiedy chodzę z Jeffem jestem wyjątkowo grzeczny.
- Przecież nic nie zrobiłem - powiedziałem powoli. - Dlaczego niby mam iść do dyretora?
- Niestety dyrektor nie powiedział mi dlaczego masz do niego iść. Kazał tylko mi ciebie do niego dostarczyć.
- Przez te "dostarczyć" poczułem się jak rzecz - prychnąłem. - Znowu nie zjem obiadu - powiedziałem patrząc na mój pełny talerz. - A potem ludzie się dziwią, że wyglądam jak kościotrup - mruknąłem wstając i podążając za Riddlem.
Zatrzymaliśmy się przed kamienną chimerą.
- Czekoladowa żaba - powiedział Riddle. Najwidoczniej to było hasło.
Zdusiłem w sobie chęć parsknięcia śmiechem.
Chimera zaczęła się przekręcać, a za nią "wyrosły" schody. Razem z Riddlem poszliśmy po schodach w górę i stanęliśmy przed drzwiami. Mężczyzna zapukał i wszedł do gabinetu, a ja za nim.
Gabinet był okrągły, co nie powinno dziwić, bo był na szczycie jednej z wież tego zamku. Był praktycznie taki sam jak miała profesor McGonagall tylko, że było mniej portretów byłych dyrektorów, niż w moim czasie.
Zaważyłem, że za biurkiem siedzi profesor Dippet. Po jego prawej stronie stoi profesor Dumbledore. Riddle znalazł sobie miejsce przy kominku. Ja stałem jak ten kołek przed biurkiem dyrektora nie wiedząc o co chodzi. Nie wiedziałem czy się odezwać, czy nie. Po prostu stałem i czekałem.
Czułem się naprawdę niezręcznie w tej sytuacji.
- Emm.. wzywał mnie dyrektor - tylko tyle powiedziałem.
Wszedłem tu pięć minut temu. Potem pięć minut stałem jak kołek, a teraz powiedziałem tylko to. Brawo dla mnie. Oto Albus Potter, proszę państwa. Syn mężczyzny, który zabił Voldemorta wystarszył się dyrektora, chociaż nie raz był w gorszych sytacjach. Wielkie brawa!
- Chodzi o ferie zimowe - powiedział profesor Dippet.
Zajebiście! Ciekawe co się stanie.
- A dokładniej o to, że w szkoła będzie dokładnie sprawdzana przez Ministerstwo Magii w te ferie świąteczne. Żaden uczeń i nauczyciel w tym roku nie może zostać w szkole, oprócz dyrektora - powiedział Dumbledore.
Przełknąłem ślinę.
- Ale.. Nie mam dokąd się podziać - spojrzałem na Dumbledore'a. - Moi rodzice są na służbowym wyjeździe, a nie mam innych krewnych - powiedziałem szybko. - Pojechałbym razem z Jeffem do niego, ale jego rodzice się nie zgadzają. Wątpie, że teraz państwo Black czy Malfoy zgodzą się na gościa w tak krótkim czasie - dokńczyłem.
Panikowałem.
Co ma się ze mną dziać w tą przerwe świąteczną skoro nie mam się dokąd podziać. W końcu uderzyła mnie myśl, której dawno nie miałem.
Chcę do domu. Chcę do mojego czasu. Chcę zobaczyć Scorpiusa, moich prawdziwych przyjaciół i rodzinę. Cholera tęsknie za moją, w większości homofobiczną rodziną. Jest niedobrze, bardzo źle.
Moje serce zaczęło bardzo szybko bić, ale mój oddech został taki sam jak przedtem - równomierny.
To jest w ogóle możliwe?
Cholernie się boję tego co za chwilę powiedzą, ale nie chcę tego pokazać.
Mam ochotę zacząć się śmiać. Z moich oczu by leciały łzy. Z drugiej strony mam też cholerną ochotę rozwalić ten gabinet, a potem skulić się w kącie i płakać.
Czy to normalne?
Chyba nie.
- Razem z profesorem Riddlem i profesorem Dumbledorem ustaliliśmy, że te święta spędzisz u profesora Riddle'a.
- Żartuje profesor sobie - powiedziałem.
- Nie żartuje sobie - powiedział dyrektor.
- To zajebiście!
- Język, Wilson! - upomniał mnie nauczyciel Obrony.
- To wciąż angielski - warknąłem.
- Minus pięćdziesiąt punktów dla Slytherinu - powiedział patrząc na mnie.
Spojrzałem mu prosto w oczy.
- W dupie mam te punkty, Riddle! Nie zjadłem obiadu tylko dlatego, że miałem się dowiedzieć, że spędzę przerwę świąteczną u mojego nielubianego nauczyiela, super prawda? Mogę z pewnością stwierdzić, że to będą najgorsze święta w moim życiu. Ale niech pan nie myśli, że będzie miał pan ze mną łatwo. Bo tak na pewno nie będzie - powiedziałem całkowicie poważnie i wyszedłem z gabinetu.
Kiedy wyszedłem z gabinetu pobiegłem prosto do pokoju życzeń. Wiem, że Riddle może mnie tu znaleźć, ale nie przejmuje się nim.
Jak chłopcy zauważą, że mnie nie ma zawołają Jeffa i razem z nim będą mnie szukać. On od razu mnie znajdzie. A wtedy będzie mnie czekała całkiem ciekawa pogawędka z nimi.
Zajebiście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz